Opiekowałam się mieszkaniem cioci (C. już nie żyje, swego czasu spędzaliśmy z rodzicami niemal każdy weekend u niej; gdy byłam mała, to się mną opiekowała np. gdy rodzice byli na jakiejś imprezie/weselu; byłam z nią bardzo zżyta).
Dwie dziewczyny wynajmowały pokój w jej mieszkaniu. Kiedy już mam wyjść, dostaję telefon od hydraulika, że zaraz tam będzie (już od dawna musi coś zrobić, ale nikogo nie może zastać w tym mieszkaniu). Kiedy hydraulik wchodzi, okazuje się, że to mój dawny znajomy i zaczynamy imprezować razem z tymi dziewczynami. Niedługo później wychodzimy (zabieram ze sobą worek ze śmieciami). W drzwiach, natykamy się na ludzi, którzy tam mieszkają (potem okazało się że to znajomi cioci). Oni z początku byli mocno oburzeni, że ktoś jeszcze ma klucze, ale szybko wszystko się wyjaśniło (telefon) i to spotkanie przeradza się w imprezę na korytarzu. Znalazł się tam suto zastawiony stół. Kiedy spojrzałam w prawo, zobaczyłam okno a za nim ławeczkę. Okazało się że jesteśmy w domku jednorodzinnym. Za oknem dostrzegłam X. który półsiedział, półleżał na ławce. Ktoś napomknął by go zaprosić, ale nikt się nie do tego nie kwapił, ja zaś nie chciałam się wyrywać niczym Filip z konopi. Chwilkę później X. był przy stole i zrobiło się wesoło, wszyscy z niego żartowali, bo on zawsze mówi życiu "tak" a w zasadzie, nigdy nie odmawia i nie mówi "nie"). Dostałam telefon, że mam wracać do domu. Chwilkę później, znów byłam pod blokiem cioci i skierowałam swe kroki w stronę domu.
Kolejna scena, jestem w domu. Listonosz miał dla mnie paczkę, ale nieco się spóźniłam i ta paczuszka czeka już na mnie na poczcie. Są dwie drogi które tam prowadzą, jedna standardowa - chodnikiem, druga ciągiem podziemnych przejść (wejście jest pod krzakiem niebieskich róż). Próbuję się przedostać tym drugim przejściem (jest znacznie szybciej), ale mama niedawno przesadzała tam kwiaty, coś jest "nie tak", bo nawet stopy nie mogę tam wcisnąć. Decyduję się pójść chodnikiem, ale na pocztę nie docieram. Po drodze spotykam znajomego, który mnie do siebie zaprasza i idziemy do niego.
Scena później, on już jest moim chłopakiem*, ja zaś nie mam jeszcze 18 lat i niczym Kopciuszek, muszę być w domu przed północą. Początkowo on mnie odprowadza, ale któregoś dnia - nie może. Odkrywam, że do swojego domu mogę przebiec (mieszkamy na przeciwległych krańcach miasta), od tego czasu "odprowadzam się sama" i staję się Szybkobiegaczem. Kocham te momenty w których mknę przez uśpione miasto, dookoła mnie jest czarna noc, pod skórą czuję adrenalinę. Dopiero wtedy "odżywam". Bardzo szybko ten moment "powrotu," dużo bardziej mi się podoba niż "chodzenie z chłopakiem". Któregoś dnia "oświeca mnie", że chodzę z nim tylko dla tych "nocnych powrotów".
* ten znajomy z którym potem chodziłam (nazwijmy go MCM), niegdyś totalnie ześwirował na moim punkcie, rzeczywiście mieszka na drugim końcu miasta. Swego czasu był u mnie co dzień, ale zawsze traktowałam go po macoszemu, być może dlatego, że był na każde moje machnięcie ręki a jak wiadomo coś, co nam przychodzi łatwo i jest nam podane na tacy - nie zawsze jest przez nas doceniane.. ech, młodość, teraz zapewne doceniłabym tę znajomość ;)
środa, 31 grudnia 2014
poniedziałek, 29 grudnia 2014
Sen o odwyku
Jestem opiekunką dwóch przesłodkich kociaków. Dbam o nie i pielęgnuję, ale one coraz częściej chadzają własnymi drogami. Trudno mi się pogodzić z ich niezależnością, ale bywają momenty że kotki mnie potrzebują, wskakują mi wtedy na kolana i tulą się do mnie. Te momenty sprawiają, że moja "misja" wydaje mi się ważna, to do mnie należy: dać im swój czas, jedzenie, poczucie bezpieczeństwa, prawdziwy dom, ale również pozwolić na odrobinkę swobody/niezależności. W każdym razie, chadzam sobie ze swoimi dwoma kotami po mieście, gdyż- szuka mnie mąż i najbliżsi, bo dostałam "różowy list".
Ja z jakiegoś powodu nie chcę go otwierać i jestem w ciągłym ruchu, wciąż się przemieszczam z miejsca na miejsce. W końcu docieram do starej kryjówki "za ścianą", gdzie napotykam znajomych ze studiów (z resocjalizacji). Gdy tak gadamy, moje koty gdzieś się oddalają, zaś mnie odnajduje mąż i rodzina.
Kolejna scena, jestem w budynku. Widzę wejście na oddział, ale od razu kieruję się na dół (piwnica), jest tam kawiarenka, stołówka, świetlica, pokój filmowy.. znam te pomieszczenia. Wchodzę do kawiarni, można tam kupić coś słodkiego i ciepłego do picia. Pani za ladą od razu mnie rozpoznaje (zresztą ja ją też) i mówi że mam u niej dług (co mnie trochę zaniepokoiło) i wyciąga rachunek a tam dopisek i informacją o niezapłaconych 2zł ;) Idę zwiedzać stare kąty, znów mijam wejście na oddział (czyli sypialnie), ale przechodzę na najwyższe piętro (terapia grupowa i indywidualna), zaglądam do sali gdzie jest terapia poprzez sztukę: rysunek/malarstwo, ale nikogo nie rozpoznaję (nikogo z ludzi, nawet wykładowcy). Za to moją uwagę przykuwają obrazy, przyglądam się im długo, tym razem tematem było użycie tylko dwóch kolorów: czerwieni i niebieskiego (zaś narysować można było wszystko, widzę twarze, pejzaże, same kolory które się przenikają, drzewo itp). Prace są przeróżne, ale tylko w tych dwóch kolorach, co daje niesamowity efekt. Kiedy odwracam się by iść dalej, wpadam na X. Tez chce iść na odwyk. Okazuje się, że już tu razem byliśmy i to aż 2x (wynika to z kontekstu rozmowy, zaś mi się "przypomina" w trakcie rozmowy).
W tym momencie podchodzi mój mąż i wyciąga różowy list (zaproszenie na odwyk). Tłumaczę X. że jesteśmy tu dobrowolnie i nie musimy tego robić po raz 3, tym bardziej że 4 wizyta na oddziale nie jest już dobrowolna, dostajemy wtedy fioletowy list i "musimy iść" na odwyk. X. mówi że sam nie wie (nie jest pewien czy iść), ale "nie da rady wytrzymać" i jednak się zdecyduje. Schodzimy na dół, oddaję dług, okazuje się że miesięczne wyżywienie będzie kosztować "od teraz" ponad 3 tysiące (Pani do mnie mruga i mów, że jak dla mnie "za darmo, po starej znajomości"). Wracam do X. i mówię mu o "dużych kosztach" tego odwyku, ale on jest zdecydowany i mówi: Ola, któreś z nas musi, ja to zrobię."
W zasadzie tak się kończy sen, ja odchodzę z J. Jeszcze zostajemy na odsłonięciu jakiegoś gigantycznego obrazu (dosłownie, jesteśmy w galerii i jeden z obrazów jest zakryty czerwonym płótnem). Obraz przedstawia kłębiące się kolory, niczym wiry, tornada, spirale, w górze kolory wyglądają jak dym co pnie się ku niebu. Tonacja (od dołu) to czerwień, pomarańcz i złoto przechodzące w krem. Chwilę później odchodzimy.
Jak widać sporo kolorów w tym śnie. Mam wrażenie że najważniejszy to fiolet. (niebieski i czerwień tworzą fiolet)
Koty to zapewne moje dzieci ;)
Ja z jakiegoś powodu nie chcę go otwierać i jestem w ciągłym ruchu, wciąż się przemieszczam z miejsca na miejsce. W końcu docieram do starej kryjówki "za ścianą", gdzie napotykam znajomych ze studiów (z resocjalizacji). Gdy tak gadamy, moje koty gdzieś się oddalają, zaś mnie odnajduje mąż i rodzina.
Kolejna scena, jestem w budynku. Widzę wejście na oddział, ale od razu kieruję się na dół (piwnica), jest tam kawiarenka, stołówka, świetlica, pokój filmowy.. znam te pomieszczenia. Wchodzę do kawiarni, można tam kupić coś słodkiego i ciepłego do picia. Pani za ladą od razu mnie rozpoznaje (zresztą ja ją też) i mówi że mam u niej dług (co mnie trochę zaniepokoiło) i wyciąga rachunek a tam dopisek i informacją o niezapłaconych 2zł ;) Idę zwiedzać stare kąty, znów mijam wejście na oddział (czyli sypialnie), ale przechodzę na najwyższe piętro (terapia grupowa i indywidualna), zaglądam do sali gdzie jest terapia poprzez sztukę: rysunek/malarstwo, ale nikogo nie rozpoznaję (nikogo z ludzi, nawet wykładowcy). Za to moją uwagę przykuwają obrazy, przyglądam się im długo, tym razem tematem było użycie tylko dwóch kolorów: czerwieni i niebieskiego (zaś narysować można było wszystko, widzę twarze, pejzaże, same kolory które się przenikają, drzewo itp). Prace są przeróżne, ale tylko w tych dwóch kolorach, co daje niesamowity efekt. Kiedy odwracam się by iść dalej, wpadam na X. Tez chce iść na odwyk. Okazuje się, że już tu razem byliśmy i to aż 2x (wynika to z kontekstu rozmowy, zaś mi się "przypomina" w trakcie rozmowy).
W tym momencie podchodzi mój mąż i wyciąga różowy list (zaproszenie na odwyk). Tłumaczę X. że jesteśmy tu dobrowolnie i nie musimy tego robić po raz 3, tym bardziej że 4 wizyta na oddziale nie jest już dobrowolna, dostajemy wtedy fioletowy list i "musimy iść" na odwyk. X. mówi że sam nie wie (nie jest pewien czy iść), ale "nie da rady wytrzymać" i jednak się zdecyduje. Schodzimy na dół, oddaję dług, okazuje się że miesięczne wyżywienie będzie kosztować "od teraz" ponad 3 tysiące (Pani do mnie mruga i mów, że jak dla mnie "za darmo, po starej znajomości"). Wracam do X. i mówię mu o "dużych kosztach" tego odwyku, ale on jest zdecydowany i mówi: Ola, któreś z nas musi, ja to zrobię."
W zasadzie tak się kończy sen, ja odchodzę z J. Jeszcze zostajemy na odsłonięciu jakiegoś gigantycznego obrazu (dosłownie, jesteśmy w galerii i jeden z obrazów jest zakryty czerwonym płótnem). Obraz przedstawia kłębiące się kolory, niczym wiry, tornada, spirale, w górze kolory wyglądają jak dym co pnie się ku niebu. Tonacja (od dołu) to czerwień, pomarańcz i złoto przechodzące w krem. Chwilę później odchodzimy.
Jak widać sporo kolorów w tym śnie. Mam wrażenie że najważniejszy to fiolet. (niebieski i czerwień tworzą fiolet)
Koty to zapewne moje dzieci ;)
czwartek, 18 grudnia 2014
Sny z ostatnich dni
Sny z ostatnich dni:
1.
Ja i mąż, w naszym obecnym domu, ale jest jakoś inaczej (np. nie mieszkamy na 3 piętrze, tylko na parterze). Jest poranek, śpieszymy się do pracy, dzieci do szkoły. Mąż czule mnie całuje na "do widzenia" (zwykle wychodzi ciut wcześniej), wygląda trochę jak mnich (dłuższe brąz włosy, broda, zaokrąglony brzuszek). Chwilkę później dzwoni alarm i już naprawdę wstajemy.
2.
Mój stary dom, mama wraca z sanatorium i mówi że od teraz "wprowadza zmiany". Nad zadaszeniem ganku mieszka pająk, mama nazywa go Pająkiem Śmierci i chce się go pozbyć. Mówi że przez niego "jest źle". Ja mam złe przeczucia co do pozbycia się tego pająka i proszę mamę by go nie wyrzucała. Ona nie słucha tylko sięga po pająka, jest duży, zrywa go razem z jego pajęczyną i próbuje wyrzucić, ale on trzyma się jak rzep jej ręki. W końcu zahacza nim o mój rękaw i pająk odczepia się od niej, dotyka mnie, ale spada na schody. Strasznie żal mi tego pająka. Jeszcze tego samego dnia ktoś nam bliski umiera, zaś dziewczynka która widzę w pokoju, dostaje ataku psychotycznego. Cały czas wraca do mnie myśl, że ten pająk nas chronił od tego typu zdarzeń.
3.
Budzę się w nocy, jest 1.50 a mąż jeszcze siedzi przed kompem i mówi do mnie "ale jestem głodny, zjadłbym frytki". Chwilę później obudziłam się naprawdę, mąż siedzi przed kompem, spoglądam na zegarek i jest 1.55, ;)
4.
Mój stary dom, jestem w kuchni, otwieram okno, czuję że wpada zimne powietrze.
(Ciekawe, bo mąż na chwilę przed moim przebudzeniem - otworzył okno - naprawdę wpadło chłodne powietrze ;P)
5.
Przeglądam Facebook. A tam K. bombarduje mnie zdjęciami ciast. To zawsze to samo ciasto, ale różne zdjęcia (jakby robione z innego ujęcia, w różnej scenerii, raz z bliska, raz z daleka, pod innym kątem itp). Ciasto składa się z 3 warstw: biszkopt, śmietana i czerwona galaretka z truskawkami. Obok ciacha są wysokie kieliszki z szampanem (dobrze widoczne bąbelki). Mam wrażenie że te zdjęcia do zaproszenie do czegoś.
* K. to jeden z niewielu chłopaków którzy mi się kiedyś podobali, czasem czytam jego wywody na fejsie, to trochę geek, jak go poznałam to był nieśmiałym chudzinką i wciąż chodził w tym samym swetrze, niezwykle inteligenty, pozytywnie zakręcony, spotykaliśmy się wielokrotnie ale... niedługo potem poznałam J. - i cały świat zniknął bo J. stał się światem, zaś K. odszedł w zapomnienie..
1.
Ja i mąż, w naszym obecnym domu, ale jest jakoś inaczej (np. nie mieszkamy na 3 piętrze, tylko na parterze). Jest poranek, śpieszymy się do pracy, dzieci do szkoły. Mąż czule mnie całuje na "do widzenia" (zwykle wychodzi ciut wcześniej), wygląda trochę jak mnich (dłuższe brąz włosy, broda, zaokrąglony brzuszek). Chwilkę później dzwoni alarm i już naprawdę wstajemy.
2.
Mój stary dom, mama wraca z sanatorium i mówi że od teraz "wprowadza zmiany". Nad zadaszeniem ganku mieszka pająk, mama nazywa go Pająkiem Śmierci i chce się go pozbyć. Mówi że przez niego "jest źle". Ja mam złe przeczucia co do pozbycia się tego pająka i proszę mamę by go nie wyrzucała. Ona nie słucha tylko sięga po pająka, jest duży, zrywa go razem z jego pajęczyną i próbuje wyrzucić, ale on trzyma się jak rzep jej ręki. W końcu zahacza nim o mój rękaw i pająk odczepia się od niej, dotyka mnie, ale spada na schody. Strasznie żal mi tego pająka. Jeszcze tego samego dnia ktoś nam bliski umiera, zaś dziewczynka która widzę w pokoju, dostaje ataku psychotycznego. Cały czas wraca do mnie myśl, że ten pająk nas chronił od tego typu zdarzeń.
3.
Budzę się w nocy, jest 1.50 a mąż jeszcze siedzi przed kompem i mówi do mnie "ale jestem głodny, zjadłbym frytki". Chwilę później obudziłam się naprawdę, mąż siedzi przed kompem, spoglądam na zegarek i jest 1.55, ;)
4.
Mój stary dom, jestem w kuchni, otwieram okno, czuję że wpada zimne powietrze.
(Ciekawe, bo mąż na chwilę przed moim przebudzeniem - otworzył okno - naprawdę wpadło chłodne powietrze ;P)
5.
Przeglądam Facebook. A tam K. bombarduje mnie zdjęciami ciast. To zawsze to samo ciasto, ale różne zdjęcia (jakby robione z innego ujęcia, w różnej scenerii, raz z bliska, raz z daleka, pod innym kątem itp). Ciasto składa się z 3 warstw: biszkopt, śmietana i czerwona galaretka z truskawkami. Obok ciacha są wysokie kieliszki z szampanem (dobrze widoczne bąbelki). Mam wrażenie że te zdjęcia do zaproszenie do czegoś.
* K. to jeden z niewielu chłopaków którzy mi się kiedyś podobali, czasem czytam jego wywody na fejsie, to trochę geek, jak go poznałam to był nieśmiałym chudzinką i wciąż chodził w tym samym swetrze, niezwykle inteligenty, pozytywnie zakręcony, spotykaliśmy się wielokrotnie ale... niedługo potem poznałam J. - i cały świat zniknął bo J. stał się światem, zaś K. odszedł w zapomnienie..
wtorek, 16 grudnia 2014
Narysuj górnika
"Jak to sobie" moje dzieci wyobrażają...
Acha, rysunek w ramach zajęć lekcyjnych :)
Syn, lat 9
Córeczka, lat 7:
Etykiety:
dzieci,
górnik,
rysunek,
wszystko inne
sobota, 6 grudnia 2014
Sen świadomy
Miałam sen świadomy. Obudziłam się w nim "od tak", co zdarza mi się niezwykle rzadko. Zaczęłam stwarzać światy: Sahara, ocean, najwyższe góry, śnieżnobiały biegun, prastary las, taras "z widokiem", Nowy York, taras z widokiem na ocean (był niewielki, bardziej jak duży balkon), więc po chwili pomyślałam że chcę zobaczyć gigantyczny taras z widokiem na ocean a potem dom na oceanie ;)
Stwarzałam Te miejsca tak szybko, że niemal się sama w tym pogubiłam. Pomyślałam więc "skraj lasu" i znalazłam się na ścieżce prowadzącej do lasu. Obok przechodziła rodzina: mężczyzna, jego żona i dwójka dzieci. Zauważyłam że po prawej stronie "stworzył się" cmentarz i wyrosła wielka ściana. Okazało się że to zrobił owy mężczyzna. Usłyszałam jego myśli. Podszedł do mnie i powitał, mówił, że niezwykle rzadko można spotkać "przebudzonego" we śnie. Powiedział że w tej krainie nazywają nas DULA (takie długi uu, brzmiało jak dhuuula) lub DASHA. Twierdził że należymy do dzieci półkrwi, zwane Dziećmi Półcienia lub "Szarymi dziećmi", one mogą przenikać "pomiędzy granicami". Biada tym, którzy zostaną dostrzeżeni przez Poszukiwaczy ze świata snu. Oni nas zabijają i sen świadomy się kończy a dążą do tego, by odebrać nam nasz dar śnienia.
Sen był naprawdę niezwykły (wszystkie miejsca które widziałam zapierały dech w piersiach), pod koniec rozmowy z mężczyzną zmienia się krajobraz, teraz jesteśmy na wybrzeżu. Rodzina się oddala, niedaleko stoi statek (piracki), słychać tam muzykę, śpiewy, jest zabawa. Czuję, że coś jest "nie tak" i stałam się niewidzialna. Jedna z kobiet mnie potrąca i krzyczy do innych że "ktoś tu jest". Uciekam, ale mój świadomy sen się kończy i zmienia w zwykły.
Stwarzałam Te miejsca tak szybko, że niemal się sama w tym pogubiłam. Pomyślałam więc "skraj lasu" i znalazłam się na ścieżce prowadzącej do lasu. Obok przechodziła rodzina: mężczyzna, jego żona i dwójka dzieci. Zauważyłam że po prawej stronie "stworzył się" cmentarz i wyrosła wielka ściana. Okazało się że to zrobił owy mężczyzna. Usłyszałam jego myśli. Podszedł do mnie i powitał, mówił, że niezwykle rzadko można spotkać "przebudzonego" we śnie. Powiedział że w tej krainie nazywają nas DULA (takie długi uu, brzmiało jak dhuuula) lub DASHA. Twierdził że należymy do dzieci półkrwi, zwane Dziećmi Półcienia lub "Szarymi dziećmi", one mogą przenikać "pomiędzy granicami". Biada tym, którzy zostaną dostrzeżeni przez Poszukiwaczy ze świata snu. Oni nas zabijają i sen świadomy się kończy a dążą do tego, by odebrać nam nasz dar śnienia.
Sen był naprawdę niezwykły (wszystkie miejsca które widziałam zapierały dech w piersiach), pod koniec rozmowy z mężczyzną zmienia się krajobraz, teraz jesteśmy na wybrzeżu. Rodzina się oddala, niedaleko stoi statek (piracki), słychać tam muzykę, śpiewy, jest zabawa. Czuję, że coś jest "nie tak" i stałam się niewidzialna. Jedna z kobiet mnie potrąca i krzyczy do innych że "ktoś tu jest". Uciekam, ale mój świadomy sen się kończy i zmienia w zwykły.
Etykiety:
sen,
sen świadomy
środa, 26 listopada 2014
Zaległe sny
Sen z wczoraj:
Jestem w swoim starym (rodzinnym) domu. Każdy pokój jest 2x większy niż zazwyczaj. Wszystko jest skąpane w takim ciepłym pomarańczowym świetle, na suficie porozwieszane są lampki choinkowe. Przygotowuję bożonarodzeniowe przyjęcie. To wielki zjazd rodzinny, zaś ja jestem gospodynią. Część gości już przybyła. Sen zaczyna się gdy wchodzę do domu z zakupami. Przechodzę przez pokoje witając się z nowo przybyłymi (pojedynczy buziak w policzek). To osoby z mojej rodziny, znajomi, przyjaciele. (Jak się okaże po przebudzeniu, cześć z nich już nie żyje np. mój dziadek, ciocia, ale we śnie "nie posiadam tej wiedzy"). Idę do kuchni, która już nie jest moją kuchnią, ale całkiem inną, ma drzwi do dużej chłodni. Odkrywam tam zamkniętą koleżankę Asi - Małgosię. Szukam mojej mamy (by ją zrugać, bo ona była odpowiedzialna za Gosię, gdy byłam na zakupach), ale jej nie znajduję. Dziewczynce nic nie jest, jest tylko zmarznięta. Od razu szuka Asi, ja zaś zauważam że G. ma 3 kolczyki w lewym uchu. Żeby ją odstresować pokazuję jej nową kolekcję kolczyków (w realu też mam hopla na punkcie kolczyków ;)). Mała wybiera różową rybkę ze złocistymi elementami i się uśmiecha. W tym momencie wchodzi mama Małgosi i dziękuje za opiekę nad córką, zaś chwilę późnej pyta, czy może ją nam zostawić jeszcze na miesiąc. Jestem w wielkim szoku - jak matka może o coś takiego prosić...
Sen z dzisiejszej nocy:
Jestem na koncercie, moim zadaniem jest przeprowadzić wywiad z "gwiazdą" tzw. frot menem. Chłopiec jest niezwykle popularny, bardzo sympatyczny, ma wygląd trochę w stylu emo (długa, czarna grzywa na bok). Jeździ na wózku. Sen zaczyna się gdy po koncercie gadamy "w grupce" (inni dziennikarze, organizatorzy, członkowie zespołu itp.). Jakoś nie mogę się dopchać (i nie chcę), tylko się bacznie przysłuchuję. Za chwilę ma się odbyć bieg. Coś mi strzela do głowy i decyduję się też startować w biegu - ale na wózku inwalidzkim. Stoję zaraz obok tego chłopca i przez chwilę jedziemy takim samym tempem, ale potem on przyśpiesza. W końcu cała grupa jest daleko przede mną. Rozpędzam wózek tak, że wypada z toru i wstaję na nogi, ci którzy nie wiedzieli że ja chodzę krzyczą "to cud!". Śmieję się pod nosem i zbaczam z trasy. Trafiam do przestronnego pokoju, wygląda on jak wnętrze stodoły, wszędzie jest pełno drabin. W środku stoi chłopak, ma gołą klatę. Mówi że odpoczywa od "wyścigu szczurów" i kiedy podchodzę bliżej, obejmuje mnie mocno i mówi że cieszy się że do niego dołączyłam.
Jestem w swoim starym (rodzinnym) domu. Każdy pokój jest 2x większy niż zazwyczaj. Wszystko jest skąpane w takim ciepłym pomarańczowym świetle, na suficie porozwieszane są lampki choinkowe. Przygotowuję bożonarodzeniowe przyjęcie. To wielki zjazd rodzinny, zaś ja jestem gospodynią. Część gości już przybyła. Sen zaczyna się gdy wchodzę do domu z zakupami. Przechodzę przez pokoje witając się z nowo przybyłymi (pojedynczy buziak w policzek). To osoby z mojej rodziny, znajomi, przyjaciele. (Jak się okaże po przebudzeniu, cześć z nich już nie żyje np. mój dziadek, ciocia, ale we śnie "nie posiadam tej wiedzy"). Idę do kuchni, która już nie jest moją kuchnią, ale całkiem inną, ma drzwi do dużej chłodni. Odkrywam tam zamkniętą koleżankę Asi - Małgosię. Szukam mojej mamy (by ją zrugać, bo ona była odpowiedzialna za Gosię, gdy byłam na zakupach), ale jej nie znajduję. Dziewczynce nic nie jest, jest tylko zmarznięta. Od razu szuka Asi, ja zaś zauważam że G. ma 3 kolczyki w lewym uchu. Żeby ją odstresować pokazuję jej nową kolekcję kolczyków (w realu też mam hopla na punkcie kolczyków ;)). Mała wybiera różową rybkę ze złocistymi elementami i się uśmiecha. W tym momencie wchodzi mama Małgosi i dziękuje za opiekę nad córką, zaś chwilę późnej pyta, czy może ją nam zostawić jeszcze na miesiąc. Jestem w wielkim szoku - jak matka może o coś takiego prosić...
Sen z dzisiejszej nocy:
Jestem na koncercie, moim zadaniem jest przeprowadzić wywiad z "gwiazdą" tzw. frot menem. Chłopiec jest niezwykle popularny, bardzo sympatyczny, ma wygląd trochę w stylu emo (długa, czarna grzywa na bok). Jeździ na wózku. Sen zaczyna się gdy po koncercie gadamy "w grupce" (inni dziennikarze, organizatorzy, członkowie zespołu itp.). Jakoś nie mogę się dopchać (i nie chcę), tylko się bacznie przysłuchuję. Za chwilę ma się odbyć bieg. Coś mi strzela do głowy i decyduję się też startować w biegu - ale na wózku inwalidzkim. Stoję zaraz obok tego chłopca i przez chwilę jedziemy takim samym tempem, ale potem on przyśpiesza. W końcu cała grupa jest daleko przede mną. Rozpędzam wózek tak, że wypada z toru i wstaję na nogi, ci którzy nie wiedzieli że ja chodzę krzyczą "to cud!". Śmieję się pod nosem i zbaczam z trasy. Trafiam do przestronnego pokoju, wygląda on jak wnętrze stodoły, wszędzie jest pełno drabin. W środku stoi chłopak, ma gołą klatę. Mówi że odpoczywa od "wyścigu szczurów" i kiedy podchodzę bliżej, obejmuje mnie mocno i mówi że cieszy się że do niego dołączyłam.
poniedziałek, 24 listopada 2014
W objęciach potomka Mofeusza
Mieszkam w dużym rodzinnym domu na wsi. Moja córeczka-Asia, to we śnie moja młodsza siostra o którą bardzo się troszczę (rodzice nas zaniedbują). Co noc mam koszmary, bardzo źle sypiam.
Rodzice mówią że "nawiedza mnie diabeł".
Sen zaczyna się, gdy przed pójściem spać idę okryć Asię. Gdy już mam się położyć, odkrywam że ukruszył mi się ząb (ostatni na górze z lewej strony), idę do łazienki i z tego zęba do umywalki sypią mi się srebrne kuleczki (niczym rtęć, ale większe). Jest ich tak dużo że nazbierała się cała umywalka. Kiedy to "wysypywanie" się kończy, idę do łóżka. Kładę się później niż zazwyczaj. Ledwo co zdążyłam zamknąć oczy a do pokoju wchodzi młody mężczyzna. Domyślam się, że to jest "ten diabeł" co mnie nawiedza.
Bierze mnie za rękę i uśmiecha się. Mówi: "czas na naszą wycieczkę, zaczniemy od targu". Jestem przy straganie i wybieram warzywa i owoce. Sprzedawca śmieje się ze mnie i mówi że tylko dziś wyglądam na trzeźwą/świadomą, bo zawsze jak mnie widzi to wyglądam jakbym była "nieprzebudzona". Ten chłopak który ze mną przybył staje w mojej obronie. Po słownej przepychance, odchodzimy.
Tłumaczy mi, że kocha mnie odkąd mnie zobaczył. Pochodzi z bardzo starego rodu, jest potomkiem Morfeusza. Prowadzi mnie do komnat. Ród do którego należy - zsyła sny. Widzę jak w rzędach "leżą na suficie" istoty podobne do człowieka, zaś pod nimi są łóżka ze śniącymi ludźmi z całego świata. Zazwyczaj decyduje los, kto na kogo trafi, ale są wyjątki.
Tłumaczy mi, że od czasu, gdy "trafił na mnie", nie pozwala nikomu innemu "zsyłać mi snów". Co więcej, co noc sprowadza mnie do swojego świata, choć się tym naraża (to wbrew regułom).
Twierdzi, że Zsyłający Sny zazwyczaj "dają sen" ale niekiedy sami mogą wnikać w sen. Dzieje się to tylko wtedy, gdy osoba śpiąca leży na plecach. W innym wypadku jest to niezwykle trudne, choć możliwe. Wymaga to olbrzymiej siły woli, doświadczenia w tej kwestii lub co najmniej jednego kontaktu "we śnie" wcześniej.
Kolejna scena, atakuje nas ten gość ze straganu (ze swoim bratem), my uciekamy.
Kolejna scena, leżymy w niewielkim pokoju. Ja przebudzam się pierwsza. Rozglądam się. Wszędzie są półki, zastawione fiolkami, buteleczkami, niektóre z proszkiem, niektóre z płynem albo suszonymi ziołami. Mój towarzysz się budzi, mówi że to fiolki "ze snami" wszelkiej maści. Cały pokój tonie w złocisto-pomarańczowym blasku.
Nie wklejam foty, bo ta w tytule bloga pasuje ;)
Rodzice mówią że "nawiedza mnie diabeł".
Sen zaczyna się, gdy przed pójściem spać idę okryć Asię. Gdy już mam się położyć, odkrywam że ukruszył mi się ząb (ostatni na górze z lewej strony), idę do łazienki i z tego zęba do umywalki sypią mi się srebrne kuleczki (niczym rtęć, ale większe). Jest ich tak dużo że nazbierała się cała umywalka. Kiedy to "wysypywanie" się kończy, idę do łóżka. Kładę się później niż zazwyczaj. Ledwo co zdążyłam zamknąć oczy a do pokoju wchodzi młody mężczyzna. Domyślam się, że to jest "ten diabeł" co mnie nawiedza.
Bierze mnie za rękę i uśmiecha się. Mówi: "czas na naszą wycieczkę, zaczniemy od targu". Jestem przy straganie i wybieram warzywa i owoce. Sprzedawca śmieje się ze mnie i mówi że tylko dziś wyglądam na trzeźwą/świadomą, bo zawsze jak mnie widzi to wyglądam jakbym była "nieprzebudzona". Ten chłopak który ze mną przybył staje w mojej obronie. Po słownej przepychance, odchodzimy.
Tłumaczy mi, że kocha mnie odkąd mnie zobaczył. Pochodzi z bardzo starego rodu, jest potomkiem Morfeusza. Prowadzi mnie do komnat. Ród do którego należy - zsyła sny. Widzę jak w rzędach "leżą na suficie" istoty podobne do człowieka, zaś pod nimi są łóżka ze śniącymi ludźmi z całego świata. Zazwyczaj decyduje los, kto na kogo trafi, ale są wyjątki.
Tłumaczy mi, że od czasu, gdy "trafił na mnie", nie pozwala nikomu innemu "zsyłać mi snów". Co więcej, co noc sprowadza mnie do swojego świata, choć się tym naraża (to wbrew regułom).
Twierdzi, że Zsyłający Sny zazwyczaj "dają sen" ale niekiedy sami mogą wnikać w sen. Dzieje się to tylko wtedy, gdy osoba śpiąca leży na plecach. W innym wypadku jest to niezwykle trudne, choć możliwe. Wymaga to olbrzymiej siły woli, doświadczenia w tej kwestii lub co najmniej jednego kontaktu "we śnie" wcześniej.
Kolejna scena, atakuje nas ten gość ze straganu (ze swoim bratem), my uciekamy.
Kolejna scena, leżymy w niewielkim pokoju. Ja przebudzam się pierwsza. Rozglądam się. Wszędzie są półki, zastawione fiolkami, buteleczkami, niektóre z proszkiem, niektóre z płynem albo suszonymi ziołami. Mój towarzysz się budzi, mówi że to fiolki "ze snami" wszelkiej maści. Cały pokój tonie w złocisto-pomarańczowym blasku.
Nie wklejam foty, bo ta w tytule bloga pasuje ;)
niedziela, 19 października 2014
Strzępki snów
Ostatnio moje sny to takie urywki, jakbym włączyła film na chybił trafił i scena, za chwilę Stop i znów włączam inny film na chybił trafił i scena itd.
Np. dziś, pierwsza scena snu, stoję i patrzę na swoje nadgarstki (poczułam gorąco), są na nich oczy namalowane czarnym markerem. Podnoszę dłonie do góry, kiedy są na wysokości mojej twarzy, wypływają z nich promienie światła, moje nadgarstki świecą jak latarki.
Kolejna scena, mała sala kinowa (taka kameralna), czerwone krzesła wyścielone aksamitem. Siedzę z Moniką (siedziałyśmy w jednej ławce 12 lat ;) ta sama klasa podstawówki i liceum, chodziłyśmy nawet do tej samej grupy w przedszkolu, zaś potem razem studiowałyśmy na KULu-tylko już inne kierunki). Siedzimy i obgadujemy tych co czekają na seans, jest niewiele osób, w zasadzie dwie grupy wiekowe: staruszki w pierwszym rzędzie i grupki studentów (to był "film na zaliczenie"), naszym zadaniem było obejrzeć film i napisać recenzję. Siedzimy na samym końcu z prawej strony. Nagle na salę wchodzi chłopak, od razu wpada mi w oko. Zbliża się do nas i zaczyna gadać z M. Wygląda to dosyć intymnie, więc by im nie przeszkadzać przesiadam się kilka foteli dalej. Kiedy to robię, on kończy z nią rozmowę i przez krzesełka "przeskakuje" do mnie, siada tuz obok i swobodnie zaczyna rozmowę. Tłumaczy że nie chciał być niemiły wobec mojej koleżanki i tylko się z nią przywitał, tak naprawdę obserwował mnie już "od czasu kupna biletu", tylko czekał na dobrą okazję do rozmowy. Światła przygasają, nic nie pamiętam z filmu bo cały seans przegadałam z tym chłopakiem. Też jest studentem, doskonale zna teorię filmu.
Kolejna scena, pływam w basenie. To gigantyczny i bardzo głęboki basen. Jestem doskonała pływaczką. Sen zaczyna się gdy pływam na plecach, ale po jakimś czasie orientuję się, że moje plecy leżą na wodzie, kiedy to sobie uświadamiam moje ciało się obniża na odpowiednią wysokość, zanurzam się i znów pływam. Potem lekcja nurkowania, na dole basenu rozrzucone są złote monety, moim zadaniem jest zanurkować i zebrać je wszystkie.
Kolejna scena, ja i Asia (najlepsza przyjaciółka), dostałyśmy się do grupy pewnego słynnego profesora. Okazuje się że jest nas tylko sześcioro, w tym ten chłopak z sali kinowej. Profesor oddaje nasze eseje, publicznie chwali pracę tego chłopaka a ja aż pęcznieję z dumy że Ten zdolny i mądry chłopak zwrócił na mnie zwrócił uwagę.
Np. dziś, pierwsza scena snu, stoję i patrzę na swoje nadgarstki (poczułam gorąco), są na nich oczy namalowane czarnym markerem. Podnoszę dłonie do góry, kiedy są na wysokości mojej twarzy, wypływają z nich promienie światła, moje nadgarstki świecą jak latarki.
Kolejna scena, mała sala kinowa (taka kameralna), czerwone krzesła wyścielone aksamitem. Siedzę z Moniką (siedziałyśmy w jednej ławce 12 lat ;) ta sama klasa podstawówki i liceum, chodziłyśmy nawet do tej samej grupy w przedszkolu, zaś potem razem studiowałyśmy na KULu-tylko już inne kierunki). Siedzimy i obgadujemy tych co czekają na seans, jest niewiele osób, w zasadzie dwie grupy wiekowe: staruszki w pierwszym rzędzie i grupki studentów (to był "film na zaliczenie"), naszym zadaniem było obejrzeć film i napisać recenzję. Siedzimy na samym końcu z prawej strony. Nagle na salę wchodzi chłopak, od razu wpada mi w oko. Zbliża się do nas i zaczyna gadać z M. Wygląda to dosyć intymnie, więc by im nie przeszkadzać przesiadam się kilka foteli dalej. Kiedy to robię, on kończy z nią rozmowę i przez krzesełka "przeskakuje" do mnie, siada tuz obok i swobodnie zaczyna rozmowę. Tłumaczy że nie chciał być niemiły wobec mojej koleżanki i tylko się z nią przywitał, tak naprawdę obserwował mnie już "od czasu kupna biletu", tylko czekał na dobrą okazję do rozmowy. Światła przygasają, nic nie pamiętam z filmu bo cały seans przegadałam z tym chłopakiem. Też jest studentem, doskonale zna teorię filmu.
Kolejna scena, pływam w basenie. To gigantyczny i bardzo głęboki basen. Jestem doskonała pływaczką. Sen zaczyna się gdy pływam na plecach, ale po jakimś czasie orientuję się, że moje plecy leżą na wodzie, kiedy to sobie uświadamiam moje ciało się obniża na odpowiednią wysokość, zanurzam się i znów pływam. Potem lekcja nurkowania, na dole basenu rozrzucone są złote monety, moim zadaniem jest zanurkować i zebrać je wszystkie.
Kolejna scena, ja i Asia (najlepsza przyjaciółka), dostałyśmy się do grupy pewnego słynnego profesora. Okazuje się że jest nas tylko sześcioro, w tym ten chłopak z sali kinowej. Profesor oddaje nasze eseje, publicznie chwali pracę tego chłopaka a ja aż pęcznieję z dumy że Ten zdolny i mądry chłopak zwrócił na mnie zwrócił uwagę.
Etykiety:
basen,
chłopak,
czerwień,
film,
kino,
nadgarstek,
nurkowanie,
oko,
pływanie,
przyjaciółka,
sen,
studenci,
studia,
sześć,
światło,
woda,
zaliczenie,
żółty
sobota, 4 października 2014
Włoskie miasteczko
Dziś znów śniłam o tym samym mieście. Obudziłam się we śnie gdy stałam na skrzyżowaniu. Miałam widok na 4 wąskie uliczki, każda "prowadziła" do czegoś.
Pierwsza do gigantycznej fontanny (szerokiej) z czterema jeźdźcami. Każdy koń był w ruchu, wszystkie odrywały przednie kopyta od podłoża "w kolejności" (pierwszy z lewej najmniej, drugi nieco bardziej.. ostatni koń niemalże stał na dwóch tylnych kończynach).
Druga uliczka wiodła do pomnika pięknej, nagiej kobiety o długich włosach. W prawej dłoni trzymała ona naczynie z olejkiem i polewała dekolt, drugą dłonią rozsmarowywała olejek, pod nią był podpis Rozkosz.
Trzecia uliczka wiodła do bardzo wysokiej i wąskiej fontanny z dosyć szerokim, ale płytkim dnem, to Fontanna Życzeń. Można tam było wrzucać monety, ale większość ludzi wrzucała tam drobiazgi symbolizujące ich pragnienia. Kiedy na nią popatrzyłam, przypomina mi się że byłam tu w innym śnie, znam to miejcie. Ludzie wrzucają tam wisiorki, pierścionki, malutkie złote serca, kolczyki itp. Fontanna jest prześliczna, woda pełna jest mieniących się monet i biżuterii.
Czwarta uliczka prowadzi do gigantycznej karuzeli. Decyduję się nią pójść, wsiadam najpierw na konika, potem do samochodu, potem do karocy z dyni, aż w końcu przesiadam się na motor. Karuzela rusza, podnosimy się wysoko, z góry obserwuję miasto, znam go z wielu snów.
Po zejściu kieruję się do sklepiku ze starociami, rośnie koło niego czereśnia (obrodziła w soczyste, czerwone owoce). Wiem że śnię, ale jestem tak ciekawa tego miasta, że zamiast coś robić, to chodzę i je "zwiedzam", próbuję jak najwięcej zapamiętać.
Pierwsza do gigantycznej fontanny (szerokiej) z czterema jeźdźcami. Każdy koń był w ruchu, wszystkie odrywały przednie kopyta od podłoża "w kolejności" (pierwszy z lewej najmniej, drugi nieco bardziej.. ostatni koń niemalże stał na dwóch tylnych kończynach).
Druga uliczka wiodła do pomnika pięknej, nagiej kobiety o długich włosach. W prawej dłoni trzymała ona naczynie z olejkiem i polewała dekolt, drugą dłonią rozsmarowywała olejek, pod nią był podpis Rozkosz.
Trzecia uliczka wiodła do bardzo wysokiej i wąskiej fontanny z dosyć szerokim, ale płytkim dnem, to Fontanna Życzeń. Można tam było wrzucać monety, ale większość ludzi wrzucała tam drobiazgi symbolizujące ich pragnienia. Kiedy na nią popatrzyłam, przypomina mi się że byłam tu w innym śnie, znam to miejcie. Ludzie wrzucają tam wisiorki, pierścionki, malutkie złote serca, kolczyki itp. Fontanna jest prześliczna, woda pełna jest mieniących się monet i biżuterii.
Czwarta uliczka prowadzi do gigantycznej karuzeli. Decyduję się nią pójść, wsiadam najpierw na konika, potem do samochodu, potem do karocy z dyni, aż w końcu przesiadam się na motor. Karuzela rusza, podnosimy się wysoko, z góry obserwuję miasto, znam go z wielu snów.
Po zejściu kieruję się do sklepiku ze starociami, rośnie koło niego czereśnia (obrodziła w soczyste, czerwone owoce). Wiem że śnię, ale jestem tak ciekawa tego miasta, że zamiast coś robić, to chodzę i je "zwiedzam", próbuję jak najwięcej zapamiętać.
piątek, 26 września 2014
Człowiek z nożem
Chciałam by przyśniło mi się co czeka mnie i X.
Sen
Jestem na działce (kiedyś mieszkałam w domu jednorodzinnym z dużą działką, spędziłam tam lwią cześć życia). Bawię się tam ze swoją kuzynką. Dziewczynka jest szczuplutka, ma gładko uczesaną fryzurkę z przedziałkiem, jest bardzo ładna, miła, grzeczna, nieco nieśmiała. Tylko czasem jak na nią patrzę, dostrzegam błysk w oku, jakby miała ochotę coś spsocić (normalnie nie mam żadnej kuzynki w tym wieku). W pewnej chwili decyduję się wyjść za ogrodzenie, małą zostawiam tam, by "była bezpieczna". Na ulicy, tuż za mną idzie jakiś mężczyzna, szybko zbliża się do mnie. Nie bardzo wiem jakie on ma zamiary, przyśpieszam, czuję lekkie zaniepokojenie. Jest już na tyle blisko by dotknąć mnie ręką, odwracam się, on wyciąga z rękawa niezwykle duży nóż i kieruje w moją stronę. Uciekam, on za mną. Nogi odmawiają mi posłuszeństwa, biegnę jak po kleju, nie mogę oderwać nóg od podłoża.
Moja działka jest specyficzna, ma aż dwie bramki (po przeciwnych stronach, od północy i południa). Decyduję się wrócić tym drugim wejściem, chcę dobiec prosto do domu i zamknąć drzwi na klucz.
Kiedy już jestem na działce, on jest tuż za mną, niemalże czuję jego oddech. Przypomina mi się że na działce została kuzynka, jak ja się zamknę to wtedy ona będzie w niebezpieczeństwie. Decyduję że dam się złapać i zatrzymuję się, już nie uciekam.
Kolejna scena, ja, kamienna ławka pod czereśnią, ja i on siedzimy bardzo blisko siebie. On ma na rękach kajdanki (normalnie rośnie czereśnia, kamiennej ławki brak). Jest bardzo spokojny, dziękuje mi, mówi że teraz odzyskał "spokój ducha". Sen kończy się jak gadamy na tej ławce, wszystko sobie wyjaśniamy. Kiedy zerkam na niego zauważam że nie ma już kajdanek.
Moja interpretacja (niezwykle rzadko interpretuję swoje sny bo nie umiem...), to próba:
Działka - to nie wnętrze domu, ale też nie miejsce publiczne (to nie ulica, nie park), jest otoczona ogrodzeniem, ma "granice", czuję się tam bezpiecznie, to może być przestrzeń indywidualna "to przestrzeń poza obszarem możliwego łatwego dotyku"
Ja we śnie - to ja
Dziewczynka, to sygnifikator mojej znajomości z X. niedługo stuknie 13 lat, tyle co ma dziewczynka .. i nasza relacja podobna jest do tej małej
Ulica - cześć drogi mojego życia
Spowolniony bieg - nie wiem?
Ucieczka - w pewnej chwili będę chciała się wycofać z tej relacji
Mężczyzna z nożem - to X.
Nóż - to symbol falliczny, ale to zbyt prosta interpretacja jak dla mnie, on mówi o moich obawach, mówi że wejście w "przestrzeń intymną" (0-45cm, dotyk lub prawie dotyk) może być niebezpieczny, szkodliwy, lub może spowodować "szkodę" (nóż wydaje się być ostry)
decyzja by nie wpuścić go i zamknąć drzwi na klucz - decyzja by uciec od tej przyjaźni, unikać go np.
Przekroczenie bramki wraz z mężczyzną - przekroczenie pewnej umownej granicy (warto zauważyć że sen kończy się na ławce pod domem, nie wpuszczam go Do domu)
Kajdanki - ograniczenia nałożone na niego - to on je nosi
ławka to podobno symbol "gotowości na romans", rozliczenia z przeszłością, jak dla mnie, to symbol stałości i stabilności (ławka z mojego snu miała solidne cztery nogi, wysokie oparcie), co więcej ławka jest kamienna
kamień/skała-kojarzy mi się z trwałością, pewnym "niewzruszaniem", nie tak łatwo zniszczyć kamień
siedząc na ławce dotykamy się udami, być może ta dziwna bliskość wciąż pozostanie..
Dla mnie przesłanie snu jest pozytywne, cokolwiek się nie wydarzy - będzie dobrze, oswoję się ze swoim lękiem/"zaprzyjaźnię", być może czeka nas ważna rozmowa? coś sobie wyjaśnimy...
Teraz Merkury jest w koniunkcji z moim Plutonem (w 7 domu w Wadze - zaś władca jest
jest na Ascendencie w 12 domu), zaś już niebawem Pluton wjedzie mi na Merkury w moim 11 domu .. zaś władca Kozy to Saturn który natalnie jest w 7 domu)
Sen
Jestem na działce (kiedyś mieszkałam w domu jednorodzinnym z dużą działką, spędziłam tam lwią cześć życia). Bawię się tam ze swoją kuzynką. Dziewczynka jest szczuplutka, ma gładko uczesaną fryzurkę z przedziałkiem, jest bardzo ładna, miła, grzeczna, nieco nieśmiała. Tylko czasem jak na nią patrzę, dostrzegam błysk w oku, jakby miała ochotę coś spsocić (normalnie nie mam żadnej kuzynki w tym wieku). W pewnej chwili decyduję się wyjść za ogrodzenie, małą zostawiam tam, by "była bezpieczna". Na ulicy, tuż za mną idzie jakiś mężczyzna, szybko zbliża się do mnie. Nie bardzo wiem jakie on ma zamiary, przyśpieszam, czuję lekkie zaniepokojenie. Jest już na tyle blisko by dotknąć mnie ręką, odwracam się, on wyciąga z rękawa niezwykle duży nóż i kieruje w moją stronę. Uciekam, on za mną. Nogi odmawiają mi posłuszeństwa, biegnę jak po kleju, nie mogę oderwać nóg od podłoża.
Moja działka jest specyficzna, ma aż dwie bramki (po przeciwnych stronach, od północy i południa). Decyduję się wrócić tym drugim wejściem, chcę dobiec prosto do domu i zamknąć drzwi na klucz.
Kiedy już jestem na działce, on jest tuż za mną, niemalże czuję jego oddech. Przypomina mi się że na działce została kuzynka, jak ja się zamknę to wtedy ona będzie w niebezpieczeństwie. Decyduję że dam się złapać i zatrzymuję się, już nie uciekam.
Kolejna scena, ja, kamienna ławka pod czereśnią, ja i on siedzimy bardzo blisko siebie. On ma na rękach kajdanki (normalnie rośnie czereśnia, kamiennej ławki brak). Jest bardzo spokojny, dziękuje mi, mówi że teraz odzyskał "spokój ducha". Sen kończy się jak gadamy na tej ławce, wszystko sobie wyjaśniamy. Kiedy zerkam na niego zauważam że nie ma już kajdanek.
Moja interpretacja (niezwykle rzadko interpretuję swoje sny bo nie umiem...), to próba:
Działka - to nie wnętrze domu, ale też nie miejsce publiczne (to nie ulica, nie park), jest otoczona ogrodzeniem, ma "granice", czuję się tam bezpiecznie, to może być przestrzeń indywidualna "to przestrzeń poza obszarem możliwego łatwego dotyku"
Ja we śnie - to ja
Dziewczynka, to sygnifikator mojej znajomości z X. niedługo stuknie 13 lat, tyle co ma dziewczynka .. i nasza relacja podobna jest do tej małej
Ulica - cześć drogi mojego życia
Spowolniony bieg - nie wiem?
Ucieczka - w pewnej chwili będę chciała się wycofać z tej relacji
Mężczyzna z nożem - to X.
Nóż - to symbol falliczny, ale to zbyt prosta interpretacja jak dla mnie, on mówi o moich obawach, mówi że wejście w "przestrzeń intymną" (0-45cm, dotyk lub prawie dotyk) może być niebezpieczny, szkodliwy, lub może spowodować "szkodę" (nóż wydaje się być ostry)
decyzja by nie wpuścić go i zamknąć drzwi na klucz - decyzja by uciec od tej przyjaźni, unikać go np.
Przekroczenie bramki wraz z mężczyzną - przekroczenie pewnej umownej granicy (warto zauważyć że sen kończy się na ławce pod domem, nie wpuszczam go Do domu)
Kajdanki - ograniczenia nałożone na niego - to on je nosi
ławka to podobno symbol "gotowości na romans", rozliczenia z przeszłością, jak dla mnie, to symbol stałości i stabilności (ławka z mojego snu miała solidne cztery nogi, wysokie oparcie), co więcej ławka jest kamienna
kamień/skała-kojarzy mi się z trwałością, pewnym "niewzruszaniem", nie tak łatwo zniszczyć kamień
siedząc na ławce dotykamy się udami, być może ta dziwna bliskość wciąż pozostanie..
Dla mnie przesłanie snu jest pozytywne, cokolwiek się nie wydarzy - będzie dobrze, oswoję się ze swoim lękiem/"zaprzyjaźnię", być może czeka nas ważna rozmowa? coś sobie wyjaśnimy...
Teraz Merkury jest w koniunkcji z moim Plutonem (w 7 domu w Wadze - zaś władca jest
jest na Ascendencie w 12 domu), zaś już niebawem Pluton wjedzie mi na Merkury w moim 11 domu .. zaś władca Kozy to Saturn który natalnie jest w 7 domu)
czwartek, 25 września 2014
3 rodzaje włosów na głowie
Sylwester. Jestem w swoim starym domu (rodzinnym). Szykujemy się z J. do imprezy. Ma do nas przyjść tylko jedna para D. i A. (niedawno byliśmy u nich na ślubie). Jestem w łazience i patrzę na swoje odbicie. Przyglądam się swoim włosom, zauważam że są zrobione z włóczki. To strasznie mnie dziwi, oglądam je pod każdym kątem, wyglądają trochę jak cieniutkie dredy. Z przodu są dwa jasne kosmyki, reszta jest kruczoczarna. Trochę dziwnie wyglądam, ale nic z tym nie mogę zrobić i decyduję się iść w tych włosach, cała reszta twarzy wygląda ok.
Kiedy patrzę w lustro po raz ostatni włosy są już normalne. Piękne, kasztanowe z odrobiną czerwieni w świetle, bardzo błyszczące i długie, bo sięgają za pupę.
Idę do kuchni, okazało się że gdy byłam w łazience D. przygotował wszystko do jedzenia. Zaglądam do lodówki a ta jest cała wypchana półmiskami, salaterkami, wszystko owinięte w folię, bo okazuje się, że jednak wychodzimy na bal. Przebieram się za Alicję w Krainie Czarów, kiedy zakładam niebieską suknię, moje włosy zmieniają kolor na blond. Wyglądam oszałamiająco. Bal ma się odbyć w budynku obok. Kiedy docieram na miejsce zaczyna prószyć śnieg. Pani w szatni mówi że "to był ostatni dzwonek" bo zaraz rozpęta się burza śnieżna.
środa, 24 września 2014
Sen świadomy
Miałam dziś świadomy sen a zaczęło się od zwykłego snu.
Co pamiętam:
Pierwsza scena, zaczyna się jak jestem na bardzo dużym wybiegu dla dzikich kotów, poza żółtym piachem są tam drzewa dające cień i jakieś "kocie" zabawki, liany, skałki, jest bardzo fajnie. Tresuję zwierzaki, zauważam że dosyć wysoko są zawieszone koła przez które koty skaczą. Doskonale im to wychodzi. Jedyne co pomaga mi w tresurze to moja własna ręka, koty słuchają moich poleceń i skaczą jak chcę.. przyglądam im się, to pumy. Są piękne, takie silne a jednocześnie gibkie, niezwykle daleko i wysoko skaczą. Przypomina mi się że pod moją opieką są dwa samce i jedna samica, ona jest moją ulubienicą.
Kolejna scena, budzę się, J. robi śniadanie, moją uwagę przykuwa telewizor a w zasadzie film który leci. Widzę siebie jak tresuję koty ze snu ;) Wołam J. i mówię: jak to możliwe że mój sen jest nagrany.. a on: Ola, to nie sen, wyjrzyj przez okno.
Podchodzę do okna, wyglądam a tam gigantyczna arena dla kotów, jestem w takim szoku że orientuję się że to sen :)
Od razu wyfruwam przez okno, trochę się boję tych zwierząt i frunę niezwykle wysoko. Wciąż jestem podekscytowana myślą że śnię świadomie. Już sobie planuję co by tu "chcieć".
Wyfruwam za arenę i ląduję na ziemi. Nagle zaczynają pojawiać się przeróżne postacie, tworzą wokół mnie krąg i nie pozwalają przejść. Niektórzy z nich są animowani np. hrabia Dracula. Na początku się trochę wystraszyłam, ale jak zobaczyłam te postacie jak z kreskówki to mnie to rozśmieszyło. Kiedy zamknęłam na chwilę oczy już nikogo nie było.
Za to przeniosło mnie do Włoch. Byłam tam na wycieczce. To był wciąż sen świadomy. Oglądając to miejsce przypomniało mi się, że już tu kiedyś byłam, dokładnie w tym samym miejscu w innym śnie dawno temu. Idąc wiedziałam gdzie co będzie, co będzie w pomieszczeniu czy za zakrętem.
Pomyślałam że chcę zobaczyć poprzednie wcielenie z X. i maksymalnie się skupiłam. Zamykam oczy, gdy je otwieram jestem w innym miejscu, również znajomym. wąska ścieżka, niewielka osada, kilka domków, pola nieopodal. Mieszkałam tu kiedyś. Czuję wielki smutek, żal bo rodzie nie pozwolili nam być razem a my nic z tym nie zrobiliśmy, nie walczyliśmy o siebie.
Kolejna scena, rozdzieleni przez jakąś wojnę, zanim zdążyliśmy się dobrze poznać, ale poznaliśmy się na tyle, że ta rozłąka nas dotknęła dziwną tęsknotą za sobą.
Kolejna myśl, chcę wniknąć w jego sen. Szukam ściany, gdzieś na forum czytałam że trzeba wejść do czyjegoś snu przez ścianę lub lustro. Ale zanim docieram do ściany zamykam oczy.
Kolejna scena ja i X. Patrzę na niego, ale jest jakiś dziwnie gruby, wygląda jak jakaś "ofiara losu". Mówi do mnie "na pewno mnie nie zechcesz, nie jestem dla ciebie atrakcyjny". Ja myślę "to nie X., on jest zawsze taki pewny siebie". Zamykam oczy.
Kolejna scena, na ławce siedzi J., X. i jeszcze kilku wspólnych znajomych. W tym śnie J. jest moim najlepszym przyjacielem zaś X. moim chłopakiem. Kiedy zbliżam się do ławki X. sadza mnie sobie a kolanach i długo gadamy. Potem on mnie całujeee. Jesteśmy ze sobą już wiele lat i planujemy być razem, bez ślubu.
Zamykam oczy, kiedy otwieram jestem w wodzie, zanurzona aż po szyję, to ocean. Nigdzie nie widać nawet skrawka lądu, woda ma gładką powierzchnię i niezwykłą niebieską barwę. Nie umiem pływać, zaczynam się topić, ale natychmiast przypomina mi się że to sen. Woda ściąga mnie w dół, mówię sobie "to nic, przecież umiem oddychać pod wodą". Uspokajam się i budzę.
Co pamiętam:
Pierwsza scena, zaczyna się jak jestem na bardzo dużym wybiegu dla dzikich kotów, poza żółtym piachem są tam drzewa dające cień i jakieś "kocie" zabawki, liany, skałki, jest bardzo fajnie. Tresuję zwierzaki, zauważam że dosyć wysoko są zawieszone koła przez które koty skaczą. Doskonale im to wychodzi. Jedyne co pomaga mi w tresurze to moja własna ręka, koty słuchają moich poleceń i skaczą jak chcę.. przyglądam im się, to pumy. Są piękne, takie silne a jednocześnie gibkie, niezwykle daleko i wysoko skaczą. Przypomina mi się że pod moją opieką są dwa samce i jedna samica, ona jest moją ulubienicą.
Kolejna scena, budzę się, J. robi śniadanie, moją uwagę przykuwa telewizor a w zasadzie film który leci. Widzę siebie jak tresuję koty ze snu ;) Wołam J. i mówię: jak to możliwe że mój sen jest nagrany.. a on: Ola, to nie sen, wyjrzyj przez okno.
Podchodzę do okna, wyglądam a tam gigantyczna arena dla kotów, jestem w takim szoku że orientuję się że to sen :)
Od razu wyfruwam przez okno, trochę się boję tych zwierząt i frunę niezwykle wysoko. Wciąż jestem podekscytowana myślą że śnię świadomie. Już sobie planuję co by tu "chcieć".
Wyfruwam za arenę i ląduję na ziemi. Nagle zaczynają pojawiać się przeróżne postacie, tworzą wokół mnie krąg i nie pozwalają przejść. Niektórzy z nich są animowani np. hrabia Dracula. Na początku się trochę wystraszyłam, ale jak zobaczyłam te postacie jak z kreskówki to mnie to rozśmieszyło. Kiedy zamknęłam na chwilę oczy już nikogo nie było.
Za to przeniosło mnie do Włoch. Byłam tam na wycieczce. To był wciąż sen świadomy. Oglądając to miejsce przypomniało mi się, że już tu kiedyś byłam, dokładnie w tym samym miejscu w innym śnie dawno temu. Idąc wiedziałam gdzie co będzie, co będzie w pomieszczeniu czy za zakrętem.
Pomyślałam że chcę zobaczyć poprzednie wcielenie z X. i maksymalnie się skupiłam. Zamykam oczy, gdy je otwieram jestem w innym miejscu, również znajomym. wąska ścieżka, niewielka osada, kilka domków, pola nieopodal. Mieszkałam tu kiedyś. Czuję wielki smutek, żal bo rodzie nie pozwolili nam być razem a my nic z tym nie zrobiliśmy, nie walczyliśmy o siebie.
Kolejna scena, rozdzieleni przez jakąś wojnę, zanim zdążyliśmy się dobrze poznać, ale poznaliśmy się na tyle, że ta rozłąka nas dotknęła dziwną tęsknotą za sobą.
Kolejna myśl, chcę wniknąć w jego sen. Szukam ściany, gdzieś na forum czytałam że trzeba wejść do czyjegoś snu przez ścianę lub lustro. Ale zanim docieram do ściany zamykam oczy.
Kolejna scena ja i X. Patrzę na niego, ale jest jakiś dziwnie gruby, wygląda jak jakaś "ofiara losu". Mówi do mnie "na pewno mnie nie zechcesz, nie jestem dla ciebie atrakcyjny". Ja myślę "to nie X., on jest zawsze taki pewny siebie". Zamykam oczy.
Kolejna scena, na ławce siedzi J., X. i jeszcze kilku wspólnych znajomych. W tym śnie J. jest moim najlepszym przyjacielem zaś X. moim chłopakiem. Kiedy zbliżam się do ławki X. sadza mnie sobie a kolanach i długo gadamy. Potem on mnie całujeee. Jesteśmy ze sobą już wiele lat i planujemy być razem, bez ślubu.
Zamykam oczy, kiedy otwieram jestem w wodzie, zanurzona aż po szyję, to ocean. Nigdzie nie widać nawet skrawka lądu, woda ma gładką powierzchnię i niezwykłą niebieską barwę. Nie umiem pływać, zaczynam się topić, ale natychmiast przypomina mi się że to sen. Woda ściąga mnie w dół, mówię sobie "to nic, przecież umiem oddychać pod wodą". Uspokajam się i budzę.
Etykiety:
J.,
poprzednie wcielenie,
puma,
sen,
sen świadomy,
Włochy,
woda,
wycieczka,
X,
zwierzę mocy,
żółty
wtorek, 23 września 2014
Horoskop wektorowy ja i X.
Dobra dusza rzuci okiem? Każda myśl mile widziana
Przyjaźń od ponad 12 lat, poznałam go tego samego dnia co J. (mąż) ;)
W wodniku AC Wenus Słońce Lilith Ceres, wszystko w 1 domu, Dom 7 punkt szczęścia i vetrex, dom 8 Pluton w skorpionku, 11 neptun, Słońce w koniunkcji z Ceres i Lilith (dla odmiany z mężem mam Słońce w koniunkcji z Juno) wklejam wykres może ktoś wypatrzy coś ważnego
![]() |
Ja i X. |
Mój mąż urodził się 1h wcześniej niż ja ;D
Poniżej dla porównania wrzucam horoskop wektorowy jego i x. Przyjaźń bardzo mocna i mam wrażenie że jak wino, z czasem nabiera mocy, znają się znacznie dłużej ;) Jak widać są różnice np. na ASC Merkury i pallas w kozie, u nas dla odmiany w wodniku..
![]() |
Mąż i X. |
A poniżej ja i J
U nas wenus w rybkach na AC postrzegają nas jak papużki nierozłączki :)
U nas wenus w rybkach na AC postrzegają nas jak papużki nierozłączki :)
![]() |
Ja i mąż |
mój email: tarotmojapasja@gmail.com
Etykiety:
horoskop wektorowy,
X
sobota, 20 września 2014
Wizyta w teatrze
Dostałyśmy z Agą bilety na przedstawienie w Paryżu. Zachwycone wyruszamy. Po drodze czeka nas porcja zadań do wykonania. Dostajemy specjalną mapę i musimy "zaliczyć" co najmniej połowę punktów na niej (konkretne miejsca które trzeba odwiedzić np. szczyt górski, spotkania z ludźmi jak i zadania logiczne). Jestem na miejscu szybciej niż A. Zajmuję miejsce zaraz przy półokrągłej scenie, na widowni są już tłumy. Po chwili siostra dociera i siada na moich kolanach (brak miejsc), przedstawienie się zaczyna.
Jest klimatycznie, głośno; kostiumy, sceneria i oświetlenie są na najwyższym poziomie. Pierwsza cześć kończy się szybko. Na scenę wchodzi konferansjer zapowiadając przerwę, mówi też że Ci którzy nie czują potrzeby by skorzystać z toalety czy coś przekąsić, mogą obejrzeć mini-przedstawienie. Uśmiecham się i mówię do A. ze zapewne będzie śmiesznie i za chwilę pojawi się mężczyzna przebrany za wróżkę-baletnicę.
Na scenę wchodzi mężczyzna przebrany za wróżkę-baletnicę ;)
Ma długie brązowe włosy ciasno spięte w kucyk, srebrzystą opaskę na czole. Jest ubrany w czarny męski strój do baletu, ma srebrzystą spódniczkę i różdżkę w prawej dłoni (zakończona gwiazdeczką). Tańczy, zabawia publiczność, mówi cały czas - widownia raz po raz wybucha śmiechem. Skupia na sobie całą uwagę. Nagle jego wzrok pada na mnie, natychmiast zbliża się i staje naprzeciwko. Mam wrażenie że od teraz patrzy tylko na mnie.
A. wciąż siedzi na moich kolanach, zaczyna mi ciążyć, poza tym robię się niepewna.. a może on patrzy na A. a nie na mnie? Mówię jej że mi ciężko a ona przypomina mi, że nie ma miejsca.
Spoglądam w lewo, przerzedziło się (wszak to przerwa), na fotelu obok siedzi pluszowy miś wielkości człowieka. Mówię do A. by siadła obok, ja zaś biorę misia na kolana. Przedstawienie trwa, teraz mam pewność że on patrzy na mnie. Wygląda komicznie, ale spojrzenie ma tak przeszywające że raz po raz przechodzą mnie Ciary. Przedstawienie dobiega końca, on kłania się nisko we wszystkie strony. Ostatni pokłon jest w moim kierunku. Kiedy się prostuje wyciąga do mnie rękę, jakby chciał zrobić ze mną cześć. Chwila wahania i decyduję się również wyciągnąć rękę, ku mojemu zdziwieniu on robi "w tył zwrot" zaś mój fotel niespodziewanie się przechyla w stronę sceny, balansuje tam chwilę jak sprężynowa zabawka a potem wraca na swoje miejsce. Widownia szaleje, wszyscy powtarzają mój gest. Tymczasem on nie zwraca na nich uwagi, podaje mi swój kapelusz i odchodzi, w środku zauważam malutkiego pajączka.
Jest klimatycznie, głośno; kostiumy, sceneria i oświetlenie są na najwyższym poziomie. Pierwsza cześć kończy się szybko. Na scenę wchodzi konferansjer zapowiadając przerwę, mówi też że Ci którzy nie czują potrzeby by skorzystać z toalety czy coś przekąsić, mogą obejrzeć mini-przedstawienie. Uśmiecham się i mówię do A. ze zapewne będzie śmiesznie i za chwilę pojawi się mężczyzna przebrany za wróżkę-baletnicę.
Na scenę wchodzi mężczyzna przebrany za wróżkę-baletnicę ;)
Ma długie brązowe włosy ciasno spięte w kucyk, srebrzystą opaskę na czole. Jest ubrany w czarny męski strój do baletu, ma srebrzystą spódniczkę i różdżkę w prawej dłoni (zakończona gwiazdeczką). Tańczy, zabawia publiczność, mówi cały czas - widownia raz po raz wybucha śmiechem. Skupia na sobie całą uwagę. Nagle jego wzrok pada na mnie, natychmiast zbliża się i staje naprzeciwko. Mam wrażenie że od teraz patrzy tylko na mnie.
A. wciąż siedzi na moich kolanach, zaczyna mi ciążyć, poza tym robię się niepewna.. a może on patrzy na A. a nie na mnie? Mówię jej że mi ciężko a ona przypomina mi, że nie ma miejsca.
Spoglądam w lewo, przerzedziło się (wszak to przerwa), na fotelu obok siedzi pluszowy miś wielkości człowieka. Mówię do A. by siadła obok, ja zaś biorę misia na kolana. Przedstawienie trwa, teraz mam pewność że on patrzy na mnie. Wygląda komicznie, ale spojrzenie ma tak przeszywające że raz po raz przechodzą mnie Ciary. Przedstawienie dobiega końca, on kłania się nisko we wszystkie strony. Ostatni pokłon jest w moim kierunku. Kiedy się prostuje wyciąga do mnie rękę, jakby chciał zrobić ze mną cześć. Chwila wahania i decyduję się również wyciągnąć rękę, ku mojemu zdziwieniu on robi "w tył zwrot" zaś mój fotel niespodziewanie się przechyla w stronę sceny, balansuje tam chwilę jak sprężynowa zabawka a potem wraca na swoje miejsce. Widownia szaleje, wszyscy powtarzają mój gest. Tymczasem on nie zwraca na nich uwagi, podaje mi swój kapelusz i odchodzi, w środku zauważam malutkiego pajączka.
czwartek, 18 września 2014
Ludzie z bagien
We śnie jestem chłopcem. Moim najlepszym przyjacielem jest kolega z klasy.
Mój rówieśnik jest nieco grubszy, wszyscy się z niego naśmiewają. Mieszka w chatce z drewna w środku lasu. Domek otoczony jest bagnami/mokradłami, idąc tam trzeba być bardzo ostrożnym. Prowadzi do nich wąska ścieżka, która w głębi lasu przechodzi w mocną/solidną kładkę (pod nią jest głębokie bagno).
Mój rówieśnik jest nieco grubszy, wszyscy się z niego naśmiewają. Mieszka w chatce z drewna w środku lasu. Domek otoczony jest bagnami/mokradłami, idąc tam trzeba być bardzo ostrożnym. Prowadzi do nich wąska ścieżka, która w głębi lasu przechodzi w mocną/solidną kładkę (pod nią jest głębokie bagno).
Chłopiec ma tylko tatę, mama zaginęła w bardzo dziwnych i niewyjaśnionych okolicznościach kiedy był mały. Generalnie, inni stronią od nich, ja zaś uwielbiam spędzać czas z tym chłopcem. Przeważnie siedzimy w jego pokoju, czytamy Lovecrafta, zaś wieczorem opowiadamy sobie historie mrożące krew w żyłach.
Ojca chłopca nigdy nie widziałam, wiem że ma pracownię w piwnicy i nigdy stamtąd nie wychodzi.
Sen zaczyna się jak idę do niego. Na teren posesji trzeba przejść przez gigantyczną żelazną bramę. Już z daleka widzę kolegę przed domem, właśnie wychodzi i zamyka drzwi. Niestety, traci równowagę na tej wąskiej kładce i wpada do bagna. Jestem przerażona, bo stoję daleko i już nic nie mogę zrobić, jego ciało niesłychanie szybko i bezgłośnie znika w odmętach. Ja to widzę jak na filmie - dosłownie, niepewna co robić - chcę go ratować, choć nie mam najmniejszych szans bym dobiegła, jednocześnie nie chcę być blisko tego miejsca, boję się że to bagno "mnie wciągnie" kiedy się zbliżę.
Kolejna scena, stoję w tym samym miejscu, wszędzie jest pełno policji, migają czerwono-niebieskie światła, przez głośnik słychać nawoływania, ekipa przeszukuje teren bosakami.
Nic nie znaleźli, ani syna, ani ojca - który zapadł się pod ziemię.
Kolejna scena, stoję w tym samym miejscu, wszędzie jest pełno policji, migają czerwono-niebieskie światła, przez głośnik słychać nawoływania, ekipa przeszukuje teren bosakami.
Nic nie znaleźli, ani syna, ani ojca - który zapadł się pod ziemię.
Jest głęboka czarna noc, wszyscy się rozchodzą.
Mija kilkanaście miesięcy, po raz pierwszy decyduję się wybrać do tego domu, być może coś odkryję? Kiedy jestem na ganku zauważam subtelne różnice np. malutki srebrzysty dzwoneczek do drzwi jest zawieszony nisko koło kładki, zaraz nad bagnem. Dzwonię tym dzwoneczkiem. W mętnej i zarośniętej wodzie widać bańki, słychać bulgotanie - jakby ktoś za chwilę miał wypłynąć. Zaczynam się bać, robię w tył zwrot i uciekam, bulgotanie jest coraz głośniejsze. Kiedy mijam bramę zauważam że ma wydrążone przejście jakby dla psa-kota, tylko znacznie większe, spokojnie zmieściłby się tam człowiek "na czworakach". Biegnę przez las, mam wrażenie że śledzą mnie czyjeś oczy, prześladuje mnie myśl że cała rodzina, przemieniała się w potwory rodem z prozy Lovecrafta.
Mija kilkanaście miesięcy, po raz pierwszy decyduję się wybrać do tego domu, być może coś odkryję? Kiedy jestem na ganku zauważam subtelne różnice np. malutki srebrzysty dzwoneczek do drzwi jest zawieszony nisko koło kładki, zaraz nad bagnem. Dzwonię tym dzwoneczkiem. W mętnej i zarośniętej wodzie widać bańki, słychać bulgotanie - jakby ktoś za chwilę miał wypłynąć. Zaczynam się bać, robię w tył zwrot i uciekam, bulgotanie jest coraz głośniejsze. Kiedy mijam bramę zauważam że ma wydrążone przejście jakby dla psa-kota, tylko znacznie większe, spokojnie zmieściłby się tam człowiek "na czworakach". Biegnę przez las, mam wrażenie że śledzą mnie czyjeś oczy, prześladuje mnie myśl że cała rodzina, przemieniała się w potwory rodem z prozy Lovecrafta.
piątek, 12 września 2014
Bliźniaki
Relacja z X. (najlepszy przyjaciel męża, zaś od 12 lat nasz wspólny) tak mnie nurtuje, że czasem aż mnie skręca w środku. Pytanie zadane przed snem: co jest jeszcze możliwe w tym życiu między mną i X. i jak się poznaliśmy w poprzednim wcieleniu?
Sen1
Siedzę przy okrągłym stoliku w restauracji (poza naszą trójka nie ma nikogo), po mojej lewej stronie X, po prawej J. (mąż).
X. mówi patrząc mi prosto w oczy "Kiedyś ktoś mi powiedział, że moja Miłość zapuka do drzwi, po prostu wejdzie do mojego domu" (dzień wcześniej ja tak weszłam do niego)
Ja, głęboki oddech, wyglądam przez okno "... ale mamy dziwną pogodę, jest jesień (pełno złoto-pomarańczowo-czerwonych liści na chodniku) i jest zima bo pada śnieg (właśnie zaczęło sypać) a w dodatku jest wiosna (świeciło piękne słońce, było na tyle ciepło że ludzie chodzili w t-shirtach), brakuje tylko lata" i znów patrzą na X.
On wtedy zbliża się do mnie i całuje, ma mega zimne i bardzo wilgotne usta (jakby dopiero co wypił wodę z lodem), odpycham go bo mnie totalnie zaskoczył, J. siedzi obok, widzę jego zaskoczenie, mówię do X. "Nie rób tego nigdy więcej" a on do mnie "Zrobię, choćby nie wiem co"
Kolejny sen
Studiuję teologię, zaprzyjaźniam się z jedną z dziewczyn. Pewnego dnia postanawiamy "zerwać się" z wykładów. Siedzimy na ławce, patrząc na Wóz Cygański i gadamy czy da się przewidzieć przyszłość. Podchodzi do nas dwóch chłopaków, to bliźniaki. Jeden z nich siada koło mnie i od razu mnie obejmuje ramieniem, koło koleżanki siada ten drugi. Nigdy w życiu nie byłyśmy z nikim związane, ale w tych chłopcach jest coś takiego, że od razu "wiem, że to jest To"
Budzę się z przeświadczeniem że te bliźniaki to J i X.
Sen1
Siedzę przy okrągłym stoliku w restauracji (poza naszą trójka nie ma nikogo), po mojej lewej stronie X, po prawej J. (mąż).
X. mówi patrząc mi prosto w oczy "Kiedyś ktoś mi powiedział, że moja Miłość zapuka do drzwi, po prostu wejdzie do mojego domu" (dzień wcześniej ja tak weszłam do niego)
Ja, głęboki oddech, wyglądam przez okno "... ale mamy dziwną pogodę, jest jesień (pełno złoto-pomarańczowo-czerwonych liści na chodniku) i jest zima bo pada śnieg (właśnie zaczęło sypać) a w dodatku jest wiosna (świeciło piękne słońce, było na tyle ciepło że ludzie chodzili w t-shirtach), brakuje tylko lata" i znów patrzą na X.
On wtedy zbliża się do mnie i całuje, ma mega zimne i bardzo wilgotne usta (jakby dopiero co wypił wodę z lodem), odpycham go bo mnie totalnie zaskoczył, J. siedzi obok, widzę jego zaskoczenie, mówię do X. "Nie rób tego nigdy więcej" a on do mnie "Zrobię, choćby nie wiem co"
Kolejny sen
Studiuję teologię, zaprzyjaźniam się z jedną z dziewczyn. Pewnego dnia postanawiamy "zerwać się" z wykładów. Siedzimy na ławce, patrząc na Wóz Cygański i gadamy czy da się przewidzieć przyszłość. Podchodzi do nas dwóch chłopaków, to bliźniaki. Jeden z nich siada koło mnie i od razu mnie obejmuje ramieniem, koło koleżanki siada ten drugi. Nigdy w życiu nie byłyśmy z nikim związane, ale w tych chłopcach jest coś takiego, że od razu "wiem, że to jest To"
Budzę się z przeświadczeniem że te bliźniaki to J i X.
Etykiety:
bliźnięta,
J.,
liść,
okno,
pocałunek,
pory roku,
przyjaciel,
przytulanie,
sen,
studia,
śnieg,
wóz cygański,
X
środa, 3 września 2014
Ikariusz

druga zaś "wszystko utrudnia".
Nagle przebiega obok nas dziewczyna twierdząc, że zbliża się Ktoś, kto poluje na jedną z nas. Szukają dziewczyny obdarzonej nadnaturalnymi zdolnościami, "siostry Pawełka". Żadna z nas nie ma zdolności paranormalnych i nie znamy żadnego Pawełka, ale dziewczyna mówi że "badają" każdą, zaś to badanie połączone jest z torturami i zawsze kończy się śmiercią (czy się posiada dar czy też nie).
Spanikowane uciekamy. Ja decyduję się uciekać oknami (jak zawsze w snach), "dobra" koleżanka wybiera inną drogą (dla zmyłki), za mną podąża ta druga, siedzi tylko i czeka aż ja rozwiążę problem (np. otworzę skomplikowany zamek itp.) potem idzie za mną.
Udaje mi się uciec do kolejnych pomieszczeń. W pewnej chwili "koleżanka" podchodzi do mnie i mówi że oni nas nie gonią, wiec ja już na spokojnie otwieram kolejne okno.
I właśnie w tym momencie, kiedy emocje opadły i się uspokoiłam do pomieszczenia wchodzi dwóch chłopaków, niemalże mdleję z przerażenia, koleżanka wskazuje na mnie i mówi "to ona". Jeden z nich zakłada mi kamienne kajdanki na ręce.
Okazuje się że to nie ten Ktoś kto poluje, tylko jego Prawa i Lewa ręka ;)
Ten który zakłada mi kajdanki patrzy na mnie długo, jakby mnie badał spojrzeniem, mam wrażenie że pokochał mnie mocno od pierwszego spojrzenia i nie da mi zginać-nigdy.
Tłumaczę mu że nie znam żadnego Pawełka i że jestem najzwyczajniejszą dziewczyną na świecie. On mi mówi żebym się nie bała, pierwsze co zawsze robią to pobierają krew, krew może wskazać na specjalne zdolności danej osoby, ogólnie jest bardzo cenna w ich świecie. Trzyma mnie czule za rękę, gdy nagle dostaje od tego ważnego Ktosia sms, mówi mi że musi do niego oddzwonić i oddala się na moment. Krew pobiera ten drugi.
Pierwszy wraca, uspokaja mnie i mówi że do soboty mogę być spokojna (mam 3dni), bo dopiero wtedy będzie wynik badania. Teraz mam się przespać i odpocząć.
Chcę mu wytłumaczyć, że w tym stresie nie zasnę, ale zanim oni wychodzą już śpię.
Budzę się przed świtem, moje ciało jest gorące, spocone i promieniuje złoto-pomarańczowym blaskiem. Czuję w sobie ogromną moc. W celi w której mnie zatrzymali jest wyjście, jedna ze ścian złożona jest z kamiennych płyt, jak je poprzesuwam i poustawiam odpowiednio, to ucieknę. Problem w tym że jedna taka płyta waży tonę.
* cela była sześcianem 10m ściana
I nagle te kamienne bloki zaczynają drgać, chwilę później przesuwać się, to ja nimi steruję "podświadomie", moje świadome Ja nie chce uciekać i chce to powstrzymać, wszak do soboty jestem bezpieczna, ale to co robię z płytami dzieje się "poza mną", nie kontroluję tego. Już widzę wyjście, nagle do sali wkraczają oni, nie są sami, jest z nimi ten ważny Ktoś. W tej sekundzie cieszę się że jednak "się nie posłuchałam" i lotem błyskawicy uciekam.
Ostatni raz zerkam na tego "dobrego", ma kamienną twarz, ale mam wrażenie że "w duchu" skacze z radości że uciekłam, nagle słyszę jego myśli "Mam na imię Ikariusz, jeszcze kiedyś się spotkamy i to szybciej niż myślisz, wciąż powtarzał: nie bój się, tylko spokojnie, jesteśmy ludźmi których "serce płonie ogniem"...
.. co ciekawe, rano włączyłam dosłownie na 3 min Vivę, zdążyłam obejrzeć "jednym okiem" teledysk (w trakcie pisania snu)
poniedziałek, 7 lipca 2014
Równoległe wszechświaty i deja vu
Sen1
Jestem w bibliotece akademickiej. Jest późna pora więc jest niewiele osób, światła są przygaszone. Jestem na konferencji dotyczącej Mitycznych Krain, właśnie wpadła mi w ręce niezwykle rzadka księga. Jest bardzo gruba, oprawiona w czarną skórę. Ma śnieżnobiałe, cienkie kartki pokryte drobnym druczkiem. Pełna jest rycin i map.
Kształt krainy o której czytam nieco przypomina Włochy (jest dosyć długa i wąska), to wyspa i nazywa się JOLDEA. Mieszkańcy krainy wierzyli, że pod nią jest lustrzane odbicie wyspy, na której mieszka ich alter ego/sobowtór/bliźniak. Ta druga kraina nazywa się AEDLOJ.
To równoległy wszechświat, alternatywna rzeczywistość. Mieszkańcy uważali, że to, czego nie robimy w tym świecie, to co przerywamy, z czego rezygnujemy, jest kontynuowane w alternatywnej rzeczywistości i odwrotnie, czasem w tym świecie się na coś decydujemy a w tamtym-nie. W obu światach mamy wolną wolę, stąd przeróżne scenariusze.
Sen2
Jest noc, właśnie wysiadłam z pociągu i idę w kierunku bloków. Wracam z konferencji ze snu nr 1 snu ;) J. (mąż) miał po mnie przyjść, ale pisze że się spóźni. Jestem objuczona niczym wielbłąd, ciężki plecak, walizka i torba podróżna przez ramię - wszystko wypchane książkami. Nie chce marnować czasu na czekanie na niego i kieruję się w stronę domu. Spotykam 3 chłopaków, proponują pomoc. Wszyscy są bardzo sympatyczni, jeden z nich bardzo mi się podoba, propozycja jest niezwykle kusząca i w zasadzie nie mam powodu by odmówić, ale przeżywam tzw. deja vu, coś mi mówi, że to już sie wydarzyło i w głowie kołacze mi myśl "nie", odmów. Odpowiadam grzecznie, acz stanowczo: dziękuję, ale mieszkam tuż za rogiem, poradzę sobie. Oni ponawiają propozycję x2: czy aby na pewno?, ale jestem nieugięta, odchodzą.
Sen3
Początek taki sam jak sen2, aż do propozycji chłopaków, tym razem nie czuję deja vu, ani nie czuję jakiegoś dyskomfortu psychicznego. Jest mi ciężko, wiele godzin siedziałam w ciasnym przedziale, jestem zmęczona i z radością przyjmuję propozycję. Dwóch chłopców szybko się odłącza, mają być najpóźniej o 23.00 w domu. Pomaga mi ten, który podoba mi się najbardziej. Po odejściu kolegów, on od razu zaprasza mnie do siebie na herbatę z jaśminem. Uwielbiam herbatę :)
Kolejna scena, siedzimy u niego, popijam herbatę, ma genialny pokój wypełniony książkami, przytulną kanapę w takiej śmiesznej wnęce oraz duży telewizor z mega kolekcją filmów obok. Wypijam herbatę, on odprowadza mnie do domu. Bardzo dobrze nam sie gada, więc umawiamy się na następy dzień.
Te kilkanaście minut zmienia moje życie, choć jeszcze o tym nie wiem.
We śnie mam męża (J.), ale nie mamy dzieci, obydwoje mamy swoje kariery. Ja piszę doktorat i jakieś teksty, on pracuje w firmie, widzimy się o poranku a potem dopiero na później kolacji, koło 20.00. Jesteśmy po 30tce, chłopiec którego poznaję właśnie zdał maturę i dostał się na studia MISH (myśli o antropologii, literaturze, psychologii). Jest młodszy ode mnie o dekadę.
Potem zaczyna się ciąg spotkań, co dzień, gadanie, wspólne czytanie, oglądanie filmów, zawsze herbata i tak, krok po kroku zbliżamy się do siebie, coraz bardziej lubimy. Pewnego razu zwijamy się ze śmiechu na jego kanapie i uderzamy się mocno czołami, w tym momencie mam silne deja vu, to już było!, znów czuję impuls by uciec bo coś jest nie tak. Odskakują jak oparzona, mówię mu że to koniec naszej znajomości i tak nic z tego nie będzie i wybiegam. Po drodze biorę jego biało-niebieski gruby sweter, na pamiątkę.
Jeszcze tego samego dnia, gdy wracam z zakupów widzę J. jak stoi w progu i trzyma ten nieszczęsny sweter zmięty w kulkę. Patrzy na mnie takim dziwnym wzrokiem i pyta: od kiedy trwa ta znajomość? Próbuję mu tłumaczyć że jest już skończona, poza tym, nic się między nami nie wydarzyło. J. jest jak skała, niewzruszony. Cokolwiek mówię, nie chce nawet słuchać...
Czy mamy jeszcze szansę ocalić nasz związek? Coś mi mówi że tak, wszak miałam deja vu, jest jeszcze szansa, no bo co by było gdybym w innej rzeczywistości jednak tam została.. chyba po jabłkach.. a może przerodziło by się to w długoletni romans (J. nie odkrył by swetra) a może jeszcze coś innego np. w innej rzeczywistości J. dotarłby na dworzec lub ja bym na niego cierpliwie czekała... nieskończoność scenariuszy.
Jestem w bibliotece akademickiej. Jest późna pora więc jest niewiele osób, światła są przygaszone. Jestem na konferencji dotyczącej Mitycznych Krain, właśnie wpadła mi w ręce niezwykle rzadka księga. Jest bardzo gruba, oprawiona w czarną skórę. Ma śnieżnobiałe, cienkie kartki pokryte drobnym druczkiem. Pełna jest rycin i map.
Kształt krainy o której czytam nieco przypomina Włochy (jest dosyć długa i wąska), to wyspa i nazywa się JOLDEA. Mieszkańcy krainy wierzyli, że pod nią jest lustrzane odbicie wyspy, na której mieszka ich alter ego/sobowtór/bliźniak. Ta druga kraina nazywa się AEDLOJ.
To równoległy wszechświat, alternatywna rzeczywistość. Mieszkańcy uważali, że to, czego nie robimy w tym świecie, to co przerywamy, z czego rezygnujemy, jest kontynuowane w alternatywnej rzeczywistości i odwrotnie, czasem w tym świecie się na coś decydujemy a w tamtym-nie. W obu światach mamy wolną wolę, stąd przeróżne scenariusze.
Sen2
Jest noc, właśnie wysiadłam z pociągu i idę w kierunku bloków. Wracam z konferencji ze snu nr 1 snu ;) J. (mąż) miał po mnie przyjść, ale pisze że się spóźni. Jestem objuczona niczym wielbłąd, ciężki plecak, walizka i torba podróżna przez ramię - wszystko wypchane książkami. Nie chce marnować czasu na czekanie na niego i kieruję się w stronę domu. Spotykam 3 chłopaków, proponują pomoc. Wszyscy są bardzo sympatyczni, jeden z nich bardzo mi się podoba, propozycja jest niezwykle kusząca i w zasadzie nie mam powodu by odmówić, ale przeżywam tzw. deja vu, coś mi mówi, że to już sie wydarzyło i w głowie kołacze mi myśl "nie", odmów. Odpowiadam grzecznie, acz stanowczo: dziękuję, ale mieszkam tuż za rogiem, poradzę sobie. Oni ponawiają propozycję x2: czy aby na pewno?, ale jestem nieugięta, odchodzą.
Sen3
Początek taki sam jak sen2, aż do propozycji chłopaków, tym razem nie czuję deja vu, ani nie czuję jakiegoś dyskomfortu psychicznego. Jest mi ciężko, wiele godzin siedziałam w ciasnym przedziale, jestem zmęczona i z radością przyjmuję propozycję. Dwóch chłopców szybko się odłącza, mają być najpóźniej o 23.00 w domu. Pomaga mi ten, który podoba mi się najbardziej. Po odejściu kolegów, on od razu zaprasza mnie do siebie na herbatę z jaśminem. Uwielbiam herbatę :)
Kolejna scena, siedzimy u niego, popijam herbatę, ma genialny pokój wypełniony książkami, przytulną kanapę w takiej śmiesznej wnęce oraz duży telewizor z mega kolekcją filmów obok. Wypijam herbatę, on odprowadza mnie do domu. Bardzo dobrze nam sie gada, więc umawiamy się na następy dzień.
Te kilkanaście minut zmienia moje życie, choć jeszcze o tym nie wiem.
We śnie mam męża (J.), ale nie mamy dzieci, obydwoje mamy swoje kariery. Ja piszę doktorat i jakieś teksty, on pracuje w firmie, widzimy się o poranku a potem dopiero na później kolacji, koło 20.00. Jesteśmy po 30tce, chłopiec którego poznaję właśnie zdał maturę i dostał się na studia MISH (myśli o antropologii, literaturze, psychologii). Jest młodszy ode mnie o dekadę.
Potem zaczyna się ciąg spotkań, co dzień, gadanie, wspólne czytanie, oglądanie filmów, zawsze herbata i tak, krok po kroku zbliżamy się do siebie, coraz bardziej lubimy. Pewnego razu zwijamy się ze śmiechu na jego kanapie i uderzamy się mocno czołami, w tym momencie mam silne deja vu, to już było!, znów czuję impuls by uciec bo coś jest nie tak. Odskakują jak oparzona, mówię mu że to koniec naszej znajomości i tak nic z tego nie będzie i wybiegam. Po drodze biorę jego biało-niebieski gruby sweter, na pamiątkę.
Jeszcze tego samego dnia, gdy wracam z zakupów widzę J. jak stoi w progu i trzyma ten nieszczęsny sweter zmięty w kulkę. Patrzy na mnie takim dziwnym wzrokiem i pyta: od kiedy trwa ta znajomość? Próbuję mu tłumaczyć że jest już skończona, poza tym, nic się między nami nie wydarzyło. J. jest jak skała, niewzruszony. Cokolwiek mówię, nie chce nawet słuchać...
Czy mamy jeszcze szansę ocalić nasz związek? Coś mi mówi że tak, wszak miałam deja vu, jest jeszcze szansa, no bo co by było gdybym w innej rzeczywistości jednak tam została.. chyba po jabłkach.. a może przerodziło by się to w długoletni romans (J. nie odkrył by swetra) a może jeszcze coś innego np. w innej rzeczywistości J. dotarłby na dworzec lub ja bym na niego cierpliwie czekała... nieskończoność scenariuszy.
Etykiety:
biblioteka,
bliźnięta,
deja vu,
herbata,
J.,
księga,
mityczna kraina,
pisarka,
Równoległe wszechświaty,
sen,
sobowtór
niedziela, 6 lipca 2014
Zlepek snów
Śniło mi się, że schodzę do gigantycznej, prehistorycznej doliny. To była zorganizowana wycieczka, schodziłam tam razem z grupą. Dolina była bardzo głęboka, olbrzymia, aż zapierało dech w piersiach. Samo patrzenie było fascynujące, zastanawiałam się co tu się wydarzyło, że dolina ma taki dziwny i nietypowy kształt. Im niżej byliśmy, tym szybciej schodziłam. Pierwsza znalazłam się na dole. Przewodniczka kazała nam zwrócić uwagę na system komór po prawej.
Przy wejściu do komór, była gigantyczna kamienna głowa. To był bardzo dziwny "twór".
Wyglądała jak głowa mężczyzny z wielkim nosem, usta miała w kształcie prostokąta - to było "okienko Wymiany". Przewodniczka tłumaczyła, że było to pierwsze stanowisko handlowe. Można było w tym okienku wymienić coś lub kupić-sprzedać. Transakcja zawarta w tym okienku była "wiążąca". Ta głowa przypomniała mi nieco głowę Inka.
Podchodzę bliżej do tej gigantycznej głowy, by się przyjrzeć, ale coś innego zwraca moją uwagę, jakiś ruch po lewej. Patrzę w górę na otaczające nas ściany doliny i oczom nie wierzę. Są tam wetknięci ludzie, gdzieś do połowy ciała i próbują się wydostać. Robią to coraz gwałtowniej. Zauważam że to olbrzymy, zostały przez nas obudzone. Robię w tył zwrot i uciekam, ostrzegam grupę by nie schodziła niżej, ale mi nie wierzą. Po chwili słyszę wrzaski, cześć ludzi z mojej grupy mnie dogania. Giganci są coraz bliżej, robią duże kroki, mają co najmniej 3-4 metry. Ich ciała wyglądają jakby były pokryte srebrnym popiołem. Ktoś krzyczy że samym dotykiem, potrafią sprawić że "człowiek zapomni". Uciekam, ale to nic nie daje, wymyślam sobie więc, że muszę ulecieć i to wysoko. Wzlatuję, choć jest bardzo ciężko, powietrze jest dziwnie gęste i stwarza opór. W końcu - udaje mi się uciec.
Dalsza część snu, ląduję w innej epoce, jestem na zamku. Wielka sala tronowa, mnóstwo "gości", coś uroczystego ma się wydarzyć. Nagle pojawiają się istoty z poprzedniego snu, tym razem są to Kamienni Rycerze. Mają srebrne zbroje, hełmy i długie włócznie. Jestem przerażona bo nie ucieknę z pomieszczeń latając. Obserwuje innych, zauważam że nie można szlochać ani krzyczeć, rycerze mają zamknięte kamienne powieki, ale doskonały słuch. Jedyne co mnie może uratować, to "małpowanie" ich chodu. Ci rycerze chodzą szurając nogami. Systemem podziemnych przejść udaje mi się wydostać wraz z garstką ludzi.
Przeskok, ja wraz z tymi ludźmi lądujemy w gigantycznej przeszkolonej gablocie. Jest nas sześcioro. Mamy specjalne zdolności. Jestem jedyną kobietą, rozglądam się. Mój wzrok pada na wojownika, ma piękne złoto-zielone ciało i w tym samym kolorze zbroję. Ma złote włosy do ramion, uśmiecha się do mnie. Zauważam że ma gigantyczną tarczę ze szczerego złota, widnieje na niej symbol słońca. Naprzeciwko nas jest grupa, również 6 osób, od czasu do czasu "walczymy ze sobą" i nasza grupa zawsze wygrywa. Ten szklany sześcian w którym jesteśmy porusza się jak pociąg, podróżujemy zarówno po głębinie oceanu (widzę kamienne schody, podwodne budowle), po ziemi (nie jest zamieszkana), jak i w chmurach.
Nagle ta druga grupa atakuje nas znienacka, to zmasowany atak na mnie, jestem tak zaskoczona, że kamienieję z przerażenia. Widząc to, ten Solarny Wojownik zasłania mnie swym ciałem. Ja żyję, on zaś ma bardzo głęboką ranę na gardle. W tej chwili przypomina mi się kim jestem, jestem Uzdrowicielką, potrafię wyleczyć każdą ranę, umiem ożywiać ciała umarłych. Wojownika nie da się uratować, moje łzy kapią na jego twarz, moczą jego włosy. Wiem, że uda mi się odratować wszystko, nawet scalić rozczłonkowane ciało, ale pod jednym warunkiem, to nie może być odcięta głowa, wtedy moje moce na nic się zdadzą, nie pomoże żadem czar, maść ani zaklęcie. Widzę jak ten wielki wspaniały wojownik traci swój blask, gaśnie, umiera na moich dłoniach.
Kolejny sen, jestem z córcią w dziwnym małym miasteczku, klimat rodem z prozy Lovecrafta, dziwni ludzie. Wszystkie małe dziewczynki z tego miasta są zgromadzone na "wieczerzy". Siedzą w kręgu jak zahipnotyzowane. Nie bardzo chcę by Asia tam dołączyła, niepokoi mnie ta atmosfera. Mała jest tak podekscytowana, że pozwalam jej usiąść w tym kręgu. Odkrywam w kuchni kocioł z gotującą się gigantyczną gałką oczną i szybko zabieram A. Udaje nam się spokojnie odejść.
Przy wejściu do komór, była gigantyczna kamienna głowa. To był bardzo dziwny "twór".
Wyglądała jak głowa mężczyzny z wielkim nosem, usta miała w kształcie prostokąta - to było "okienko Wymiany". Przewodniczka tłumaczyła, że było to pierwsze stanowisko handlowe. Można było w tym okienku wymienić coś lub kupić-sprzedać. Transakcja zawarta w tym okienku była "wiążąca". Ta głowa przypomniała mi nieco głowę Inka.
Podchodzę bliżej do tej gigantycznej głowy, by się przyjrzeć, ale coś innego zwraca moją uwagę, jakiś ruch po lewej. Patrzę w górę na otaczające nas ściany doliny i oczom nie wierzę. Są tam wetknięci ludzie, gdzieś do połowy ciała i próbują się wydostać. Robią to coraz gwałtowniej. Zauważam że to olbrzymy, zostały przez nas obudzone. Robię w tył zwrot i uciekam, ostrzegam grupę by nie schodziła niżej, ale mi nie wierzą. Po chwili słyszę wrzaski, cześć ludzi z mojej grupy mnie dogania. Giganci są coraz bliżej, robią duże kroki, mają co najmniej 3-4 metry. Ich ciała wyglądają jakby były pokryte srebrnym popiołem. Ktoś krzyczy że samym dotykiem, potrafią sprawić że "człowiek zapomni". Uciekam, ale to nic nie daje, wymyślam sobie więc, że muszę ulecieć i to wysoko. Wzlatuję, choć jest bardzo ciężko, powietrze jest dziwnie gęste i stwarza opór. W końcu - udaje mi się uciec.
Dalsza część snu, ląduję w innej epoce, jestem na zamku. Wielka sala tronowa, mnóstwo "gości", coś uroczystego ma się wydarzyć. Nagle pojawiają się istoty z poprzedniego snu, tym razem są to Kamienni Rycerze. Mają srebrne zbroje, hełmy i długie włócznie. Jestem przerażona bo nie ucieknę z pomieszczeń latając. Obserwuje innych, zauważam że nie można szlochać ani krzyczeć, rycerze mają zamknięte kamienne powieki, ale doskonały słuch. Jedyne co mnie może uratować, to "małpowanie" ich chodu. Ci rycerze chodzą szurając nogami. Systemem podziemnych przejść udaje mi się wydostać wraz z garstką ludzi.
Przeskok, ja wraz z tymi ludźmi lądujemy w gigantycznej przeszkolonej gablocie. Jest nas sześcioro. Mamy specjalne zdolności. Jestem jedyną kobietą, rozglądam się. Mój wzrok pada na wojownika, ma piękne złoto-zielone ciało i w tym samym kolorze zbroję. Ma złote włosy do ramion, uśmiecha się do mnie. Zauważam że ma gigantyczną tarczę ze szczerego złota, widnieje na niej symbol słońca. Naprzeciwko nas jest grupa, również 6 osób, od czasu do czasu "walczymy ze sobą" i nasza grupa zawsze wygrywa. Ten szklany sześcian w którym jesteśmy porusza się jak pociąg, podróżujemy zarówno po głębinie oceanu (widzę kamienne schody, podwodne budowle), po ziemi (nie jest zamieszkana), jak i w chmurach.
Nagle ta druga grupa atakuje nas znienacka, to zmasowany atak na mnie, jestem tak zaskoczona, że kamienieję z przerażenia. Widząc to, ten Solarny Wojownik zasłania mnie swym ciałem. Ja żyję, on zaś ma bardzo głęboką ranę na gardle. W tej chwili przypomina mi się kim jestem, jestem Uzdrowicielką, potrafię wyleczyć każdą ranę, umiem ożywiać ciała umarłych. Wojownika nie da się uratować, moje łzy kapią na jego twarz, moczą jego włosy. Wiem, że uda mi się odratować wszystko, nawet scalić rozczłonkowane ciało, ale pod jednym warunkiem, to nie może być odcięta głowa, wtedy moje moce na nic się zdadzą, nie pomoże żadem czar, maść ani zaklęcie. Widzę jak ten wielki wspaniały wojownik traci swój blask, gaśnie, umiera na moich dłoniach.
Kolejny sen, jestem z córcią w dziwnym małym miasteczku, klimat rodem z prozy Lovecrafta, dziwni ludzie. Wszystkie małe dziewczynki z tego miasta są zgromadzone na "wieczerzy". Siedzą w kręgu jak zahipnotyzowane. Nie bardzo chcę by Asia tam dołączyła, niepokoi mnie ta atmosfera. Mała jest tak podekscytowana, że pozwalam jej usiąść w tym kręgu. Odkrywam w kuchni kocioł z gotującą się gigantyczną gałką oczną i szybko zabieram A. Udaje nam się spokojnie odejść.
poniedziałek, 30 czerwca 2014
Chłopic i blizny
Wyjechałam na wieś na wakacje.
Natknęłam się tam na kilku chłopców którzy mi się kiedyś podobali.
Każdy z nich uśmiechał się do mnie sympatycznie. Gdzieś po tygodniu pobytu,
ciocia u której się zatrzymałam, dała mi plecak wypchany ubraniami i wysłała do pralni.
Za ladą stał chłopak który był ciut starszy ode mnie. Miał kasztanowe, kręcone włosy do ramion i bliznę na policzku - jak ja. Blizna była identyczna jak moja, niczym lustrzane odbicie. Nieco się zdziwiłam i spytałam czy ma też bliznę na nadgarstku - jak ja, okazało się że nie. Poprosił bym mu pokazała swoją bliznę, podałam mu więc rękę a on podniósł ja do ust i czule pocałował w tę bliznę.
We śnie podałam lewą rękę, tak naprawdę bliznę mam na prawej.
We śnie mieliśmy blizny na prawym policzku, normalnie mam na lewym.
Odwrotek (swoją drogę kiedyś miałam taką ksywę, bo wszystko robiłam inaczej niż "większość").
i teraz:
nadgarstek - miejsce intymne, można wyczuć tam puls, perfumy pięknie pachną
blizna - miejsce gdzie była rana, to symbol bólu, miejsce które mocno bolało, ale ten ból odszedł w zapomnienie, to może być symbol czegoś głupiego, ale To coś, Co doświadczy nas na tyle mocno i silnie, że zapamiętamy to do końca swoich dni, nie będzie powtórki. Blizna może być symbolem odwagi.
pocałunek w To miejsce - czułość, kojarzy się z rodzicem który czule całuje miejsce zranienia, czyli pocieszenie, choć na chwilę ukoję Twój ból
chłopiec-bliźniak - sobowtór, ktoś kto bliźniaczo doświadcza, ale mimo to jest nieco inny niż my
blizny i szamańskie doświadczenie - wielki zaszczyt i duma
Natknęłam się tam na kilku chłopców którzy mi się kiedyś podobali.
Każdy z nich uśmiechał się do mnie sympatycznie. Gdzieś po tygodniu pobytu,
ciocia u której się zatrzymałam, dała mi plecak wypchany ubraniami i wysłała do pralni.
Za ladą stał chłopak który był ciut starszy ode mnie. Miał kasztanowe, kręcone włosy do ramion i bliznę na policzku - jak ja. Blizna była identyczna jak moja, niczym lustrzane odbicie. Nieco się zdziwiłam i spytałam czy ma też bliznę na nadgarstku - jak ja, okazało się że nie. Poprosił bym mu pokazała swoją bliznę, podałam mu więc rękę a on podniósł ja do ust i czule pocałował w tę bliznę.
We śnie podałam lewą rękę, tak naprawdę bliznę mam na prawej.
We śnie mieliśmy blizny na prawym policzku, normalnie mam na lewym.
Odwrotek (swoją drogę kiedyś miałam taką ksywę, bo wszystko robiłam inaczej niż "większość").
i teraz:
nadgarstek - miejsce intymne, można wyczuć tam puls, perfumy pięknie pachną
blizna - miejsce gdzie była rana, to symbol bólu, miejsce które mocno bolało, ale ten ból odszedł w zapomnienie, to może być symbol czegoś głupiego, ale To coś, Co doświadczy nas na tyle mocno i silnie, że zapamiętamy to do końca swoich dni, nie będzie powtórki. Blizna może być symbolem odwagi.
pocałunek w To miejsce - czułość, kojarzy się z rodzicem który czule całuje miejsce zranienia, czyli pocieszenie, choć na chwilę ukoję Twój ból
chłopiec-bliźniak - sobowtór, ktoś kto bliźniaczo doświadcza, ale mimo to jest nieco inny niż my
blizny i szamańskie doświadczenie - wielki zaszczyt i duma
poniedziałek, 16 czerwca 2014
Chłopak zza szyby
Zdecydowałam się na podcięcie i zmianę koloru włosów i idę do fryzjera z koleżanką.
Kiedy już jesteśmy w salonie zmieniam zdanie, już nie chcę ścinać włosów (boję się że będą za krótkie a właśnie zapuszczam), zaś kolor jak najbardziej chcę zmienić, tylko nie wiem na jaki (niemal każdy mnie kusi i nie mogę się zdecydować).
Kiedy ja rezygnuję ze swojej wizyty, koleżanka siada na fotel "na moje miejsce". Nie patrzę na nią tylko patrzę w bok. Ściana po lewej jest przezroczysta/jest ze szkła a za nią siedzi na łóżku chłopak. Jest w moim wieku i bacznie mi się przygląda, mam wrażenie że już jakiś czas tak intensywnie patrzy na mnie. Kiedy ja na niego zwracam uwagę i zerkam na niego, on nagle wstaje i szuka wejścia przez tę szybę. Wydaje się że jest "niespełna rozumu", ma długi nieuczesane włosy i ciągle coś mamrocze do siebie. Trochę się boję. Nagle on się przedostaje do salonu, jakby w ścianie był ukryty guzik, szyba się otwiera i wchodzi. Podchodzi od razu do mnie i próbuje mi coś powiedzieć, robi to chaotycznie, bez ładu i składu, nic go nie rozumiem.
Jedna z fryzjerek widzi co się dzieje, zauważa mój niepokój i podchodzi do niego, wyprowadza go przez drzwi. Za chwilę znów go widzę za szybą.
Zauważam że na podłodze leżą jego akta, musiały wypaść kiedy przekraczał szklaną ścianę. Biorę je i czytam zachłannie, co jakiś czas zerkając na chłopca.
Kilka dni temu trafił on na oddział psychiatryczny, przeżył załamanie nerwowe gdyż w jego domu wybuchł pożar.
Czytając to mam "wizję" tego, co się tak naprawdę wydarzyło
Scenka: pokój, on jest z matką. Matka jest chora i niezrównoważona. Krzyczy na niego jakby był upośledzony a za chwilę głaszcze i nazywa "słodkim chłopcem". Każe mu wejść do wnętrza konia (specjalnie zmontowane urządzenie). Dosłownie widzę ze jego nogi są tylnymi nogami konia, pochyla się i głowę wciska w przód konia. Nie wiem co miało się dziać dalej bo wybucha pożar. Matka zamiast ratować syna ucieka a on nie może się wydostać z tego urządzenia bez pomocy i truje się dymem.
Odratowują go strażacy. Jest w dobrym stanie fizycznym ale cierpi jego dusza, "postradał zmysły" i tak trafił do szpitala.
Zaczynam lubić tego chłopca, ma piękne oczy, włosy okalające twarz, patrzę na niego zupełnie innym wzrokiem.
Jestem bardzo ciekawa co chciał mi powiedzieć i teraz ja próbuję dostać się do niego.
W końcu mi się udaje i przemykam przez szybę. Zaprzyjaźniamy się i planujemy ucieczkę. Nawet kilka x próbujemy, ale się nie udaje.
Ostatnia scena snu: wybudowano windę w jego pokoju, czekamy aż będzie "aktywna". Tego wieczoru znów próbujemy uciec ale po raz kolejny uruchamia się alarm.
Sanitariusze wpadają do pokoju i zakładają mu kaftan bezpieczeństwa. Nikt nie zwraca na mnie uwagi, jak zawsze zresztą, ale dopiero teraz wzbudza to mój niepokój. On mówi o mnie, mówi że jestem tuż obok i wskazuje na mnie. Podchodzi do niego pani doktor i cierpliwie tłumaczy że ja jestem tylko jego wspomnieniem. Byłam jego siostrą-bliźniaczką która zginęła w pożarze. Budzę się.
Kiedy już jesteśmy w salonie zmieniam zdanie, już nie chcę ścinać włosów (boję się że będą za krótkie a właśnie zapuszczam), zaś kolor jak najbardziej chcę zmienić, tylko nie wiem na jaki (niemal każdy mnie kusi i nie mogę się zdecydować).
Kiedy ja rezygnuję ze swojej wizyty, koleżanka siada na fotel "na moje miejsce". Nie patrzę na nią tylko patrzę w bok. Ściana po lewej jest przezroczysta/jest ze szkła a za nią siedzi na łóżku chłopak. Jest w moim wieku i bacznie mi się przygląda, mam wrażenie że już jakiś czas tak intensywnie patrzy na mnie. Kiedy ja na niego zwracam uwagę i zerkam na niego, on nagle wstaje i szuka wejścia przez tę szybę. Wydaje się że jest "niespełna rozumu", ma długi nieuczesane włosy i ciągle coś mamrocze do siebie. Trochę się boję. Nagle on się przedostaje do salonu, jakby w ścianie był ukryty guzik, szyba się otwiera i wchodzi. Podchodzi od razu do mnie i próbuje mi coś powiedzieć, robi to chaotycznie, bez ładu i składu, nic go nie rozumiem.
Jedna z fryzjerek widzi co się dzieje, zauważa mój niepokój i podchodzi do niego, wyprowadza go przez drzwi. Za chwilę znów go widzę za szybą.
Zauważam że na podłodze leżą jego akta, musiały wypaść kiedy przekraczał szklaną ścianę. Biorę je i czytam zachłannie, co jakiś czas zerkając na chłopca.
Kilka dni temu trafił on na oddział psychiatryczny, przeżył załamanie nerwowe gdyż w jego domu wybuchł pożar.
Czytając to mam "wizję" tego, co się tak naprawdę wydarzyło
Scenka: pokój, on jest z matką. Matka jest chora i niezrównoważona. Krzyczy na niego jakby był upośledzony a za chwilę głaszcze i nazywa "słodkim chłopcem". Każe mu wejść do wnętrza konia (specjalnie zmontowane urządzenie). Dosłownie widzę ze jego nogi są tylnymi nogami konia, pochyla się i głowę wciska w przód konia. Nie wiem co miało się dziać dalej bo wybucha pożar. Matka zamiast ratować syna ucieka a on nie może się wydostać z tego urządzenia bez pomocy i truje się dymem.
Odratowują go strażacy. Jest w dobrym stanie fizycznym ale cierpi jego dusza, "postradał zmysły" i tak trafił do szpitala.
Zaczynam lubić tego chłopca, ma piękne oczy, włosy okalające twarz, patrzę na niego zupełnie innym wzrokiem.
Jestem bardzo ciekawa co chciał mi powiedzieć i teraz ja próbuję dostać się do niego.
W końcu mi się udaje i przemykam przez szybę. Zaprzyjaźniamy się i planujemy ucieczkę. Nawet kilka x próbujemy, ale się nie udaje.
Ostatnia scena snu: wybudowano windę w jego pokoju, czekamy aż będzie "aktywna". Tego wieczoru znów próbujemy uciec ale po raz kolejny uruchamia się alarm.
Sanitariusze wpadają do pokoju i zakładają mu kaftan bezpieczeństwa. Nikt nie zwraca na mnie uwagi, jak zawsze zresztą, ale dopiero teraz wzbudza to mój niepokój. On mówi o mnie, mówi że jestem tuż obok i wskazuje na mnie. Podchodzi do niego pani doktor i cierpliwie tłumaczy że ja jestem tylko jego wspomnieniem. Byłam jego siostrą-bliźniaczką która zginęła w pożarze. Budzę się.
piątek, 6 czerwca 2014
Dom Uciech
Może powinnam nadawać tytuły swoim snom?
Dziś we śnie zwiedzałam wraz z mężem "Dom Uciech" ;)
Przed wejściem wisiał szyld, była to czarownica siedząca na miotle.
Przed wejściem wisiał szyld, była to czarownica siedząca na miotle.
Weszliśmy z mężem do barokowo umeblowanego salonu, niedaleko po lewej był barek, ale siedziały tam zaledwie dwie osoby. Nie zatrzymywaliśmy się z J.tylko szliśmy dalej.
Jesteśmy w korytarzu: wąski, ma czerwone ściany obite pluszowym materiałem, nie ma tam drzwi tylko wizjery w ścianie, można przez nie podejrzeć inne pary. Zaglądam do jednego z nich. Bardzo dobrze zbudowany czarnoskóry mężczyzna "rzuca się" na malago mężczyznę w typie "wychudzonego naukowca", zaś temu drugiemu to się podoba ;P
Idziemy dalej, trafiamy do wielkich łaźni, od czasu do czasu widać jakieś pary, ale wszystko dzieje się "za zamkniętymi drzwiami" kabin. Wbijamy się do jednej z nich i namiętnie całujemy, nagle drzwi otwierają się, okazało się że to miejsce było zarezerwowane i idziemy dalej.
Docieramy do pokoju, gdzie jest wielki ekran, pokazują się kilkusekundowe filmy gdzie widać inne pary, ale tylko ciała, kamera filmuje ludzi "bez głów", tak że nie można rozpoznać kto to. Patrzę na kolejną parę która jest na ekranie i nagle rozpoznaję siebie z J. Bardzo fajnie razem wyglądamy.
J. mnie ciągnie dalej, biegniemy i docieramy do gigantycznej sali o bardzo niskim suficie. Ma dziwną podłogę jakby to był materac, jest bardzo miękka, ściany tak samo. Gubię się z J. Mam wrażenie że pokój się zmniejsza, okazuje się że to nie wrażenie, pokój naprawdę się zmniejsza, maleje, robi się ciasno. Brakuje mi powietrza i ciężko mi oddychać
.. budzę się z kołdrą nałożoną na głowę..
A to widok "sprzed chwili". Znów pojawiło się w trakcie pisania posta ;)
Dwie piękne tęcze.
czwartek, 5 czerwca 2014
Odrobina prywatności :)
Rzadko wrzucam zdjęcia, ale raz na jakiś czas można się pochwalić dzieciakami :)
![]() |
Z prababcią i z babcią |
![]() | |
Z babcią |
![]() |
Asia przed występem |
![]() |
Ulubiona zabawa |
![]() |
Kreatywność na chodniku |
![]() |
Pierwszy konkurs recytatorski |
![]() |
W ogrodzie botanicznym |
![]() |
Naukowy zawrót głowy |
![]() | ||
Labirynty - to co tygryski lubią najbardziej |
![]() | ||||||||
Wpis do księgi - trzeba zostawić po sobie ślad :) |
piątek, 30 maja 2014
Sen o Harvardzie
Właśnie dostałam się na Harvard. Przed budynkiem poznaję dwóch chłopaków, obydwaj szeroko uśmiechnięci, mają torby "przez ramię" wypchane książkami. Jeden z nich to J. (mąż), drugi zaś, to jego najlepszy przyjaciel - Bartosz (normalnie jest szefem J. i po prostu się lubią). Od razu sobie wpadamy w oko z J. Nagle pojawia się moja koleżanka z grupy, porywa mnie ze sobą, właśnie dostała plan zajęć. Idziemy do xero. Pani w okienku mówi do mnie: jak masz 19 lat to płacisz 19 groszy ;) Zwiedzam szkołę, wpadam na J. który szuka B, potem zaś na B. który szuka J. i tak ze 3x W końcu zmęczona zwiedzaniem siadam na murek i zerkam na plan zajęć, studiuję literaturę angielską i mam niewiele wolnego czasu. Poza zajęciami podstawowymi wybrałam sobie sporo zajęć monograficznych. Zajęcia wybrane przeze mnie wydają mi się znacznie ciekawsze niż "podstawa programowa".
czwartek, 29 maja 2014
kolejny sen ;)
Właśnie się przeprowadziłam, zaczęłam studia, nowe miasto, nowe znajomości.
Moje mieszkanie jest typowe (pokoje, kuchnia, łazienka, przedpokój),
ale ma wyjście na "wspólny salon" (nie na klatkę schodową).
Puka do mnie sąsiadka i zaprasza na wspólny wieczór (organizują taki co dzień, co kilka dni, jak kto ma czas i ochotę, właśnie dziś wypada spotkanie). Mamy się spotkać o "zachodzie słońca". Oczywiście potwierdzam że będę.
Zbliża się godzina spotkania. Wchodzę do salonu. Jest dosyć duży a mimo wszystko bardzo przytulny. Jest tam stół, kominek, podręczna biblioteczka, telewizor, miękkie kanapy, fotele. Okna są duże, ale wiszą ciężkie kwiatowe zasłony które nie wpuszczają całego światła.
Gadam sobie z kobietą która mnie zaprosiła i z jej trzema córkami. Wydają się być bardzo sympatyczne, dziewczyny szybko chcą się wymknąć, każda ma jakiś plan na wieczór. Matka też wychodzi.
Podchodzę do kominka, zaraz obok stoi długi i wąski stół, są też 4 krzesła o bardzo wysokich oparciach. Wchodzi 3 braci, siadają do stołu. Dosiadam się do nich, swobodnie gadamy. Zauważam że stół jest już normalnych rozmiarów, zaś krzesła to zwyczajne taborety. Na stole leżą moje 4 pamiętniki z czasów licealnych. Każdy leży w innym rogu stołu, chcę je pozbierać (robię to nie wstając z krzesła), mam już dwa, wychylam się po następny, oni się orientują że tam jest coś ważnego "o mnie" i łapią pozostałe dwa. Teraz zaczyna się zabawa, gonię ich, próbuję odebrać te pozostałe dwa, jest sporo śmiechów, wpadania na siebie, pamiętniki "latają w powietrzu". Wszystko dzieje się naokoło tego stołu. W końcu mówię: dobra, dajcie mi je to przeczytam Wam coś.
Siadamy przy stole, każdy z nas ma mój kalendarz rozłożony przed sobą i po kolei czytamy fragmenty. Robimy to w zabawny sposób, każdy otwiera "na chybił trafił" i czyta coś. Śmiejemy się bo wychodzą z tego dziwaczne zdania. Przyszła kolej na chłopaka po mojej lewej stronie, mówi że nie może mnie rozczytać. Wstaję i nachylam się nad nim obejmując go ramionami, mój policzek dotyka jego policzka, moje długie, rozpuszczone włosy łaskoczą go po twarzy. Czytam, kiedy kończę robi się cichutko, moje ręce wędrują na jego klatkę piersiową i brzuch. Przytulam go mocno. Potem siadam ma na kolanach i kontynuujemy czytanie.
Teraz, w trakcie opisywania snu, na naszym balkonie odbyły się chyba jakieś zaloty ;P
Trwały dłuugo, więc zdążyłam To uwiecznić
Zaś przedwczoraj, tuż przed zaśnięciem, zobaczyłam czarną panterę (hipnagog zapewne), jednym susem znalazła się przy mnie, zwinęła się w kłębek i zasnęła tuż przy mojej głowie :)
Moje mieszkanie jest typowe (pokoje, kuchnia, łazienka, przedpokój),
ale ma wyjście na "wspólny salon" (nie na klatkę schodową).
Puka do mnie sąsiadka i zaprasza na wspólny wieczór (organizują taki co dzień, co kilka dni, jak kto ma czas i ochotę, właśnie dziś wypada spotkanie). Mamy się spotkać o "zachodzie słońca". Oczywiście potwierdzam że będę.
Zbliża się godzina spotkania. Wchodzę do salonu. Jest dosyć duży a mimo wszystko bardzo przytulny. Jest tam stół, kominek, podręczna biblioteczka, telewizor, miękkie kanapy, fotele. Okna są duże, ale wiszą ciężkie kwiatowe zasłony które nie wpuszczają całego światła.
Gadam sobie z kobietą która mnie zaprosiła i z jej trzema córkami. Wydają się być bardzo sympatyczne, dziewczyny szybko chcą się wymknąć, każda ma jakiś plan na wieczór. Matka też wychodzi.
Podchodzę do kominka, zaraz obok stoi długi i wąski stół, są też 4 krzesła o bardzo wysokich oparciach. Wchodzi 3 braci, siadają do stołu. Dosiadam się do nich, swobodnie gadamy. Zauważam że stół jest już normalnych rozmiarów, zaś krzesła to zwyczajne taborety. Na stole leżą moje 4 pamiętniki z czasów licealnych. Każdy leży w innym rogu stołu, chcę je pozbierać (robię to nie wstając z krzesła), mam już dwa, wychylam się po następny, oni się orientują że tam jest coś ważnego "o mnie" i łapią pozostałe dwa. Teraz zaczyna się zabawa, gonię ich, próbuję odebrać te pozostałe dwa, jest sporo śmiechów, wpadania na siebie, pamiętniki "latają w powietrzu". Wszystko dzieje się naokoło tego stołu. W końcu mówię: dobra, dajcie mi je to przeczytam Wam coś.
![]() |
To Te pamiętniki - wczoraj przeglądane z córą ;) |
Siadamy przy stole, każdy z nas ma mój kalendarz rozłożony przed sobą i po kolei czytamy fragmenty. Robimy to w zabawny sposób, każdy otwiera "na chybił trafił" i czyta coś. Śmiejemy się bo wychodzą z tego dziwaczne zdania. Przyszła kolej na chłopaka po mojej lewej stronie, mówi że nie może mnie rozczytać. Wstaję i nachylam się nad nim obejmując go ramionami, mój policzek dotyka jego policzka, moje długie, rozpuszczone włosy łaskoczą go po twarzy. Czytam, kiedy kończę robi się cichutko, moje ręce wędrują na jego klatkę piersiową i brzuch. Przytulam go mocno. Potem siadam ma na kolanach i kontynuujemy czytanie.
Teraz, w trakcie opisywania snu, na naszym balkonie odbyły się chyba jakieś zaloty ;P
Trwały dłuugo, więc zdążyłam To uwiecznić
Zaś przedwczoraj, tuż przed zaśnięciem, zobaczyłam czarną panterę (hipnagog zapewne), jednym susem znalazła się przy mnie, zwinęła się w kłębek i zasnęła tuż przy mojej głowie :)
Etykiety:
kominek,
mężczyźni,
pamiętnik,
przeprowadzka,
przytulanie,
sen,
siedzenie na kolanach,
stół,
studia,
trzy,
zachód słońca
Subskrybuj:
Posty (Atom)