Śniło mi się, że byłam w wielkim budynku i szukałam krainy tarotowych mieczy
(we śnie nazywałam ją krainą ostrych jak brzytwa, niebieskich traw).
(we śnie nazywałam ją krainą ostrych jak brzytwa, niebieskich traw).
Przedzierałam się przez korytarze, piętra a nawet przechodziłam
do innych gigantycznych budynków.
do innych gigantycznych budynków.
Wszędzie było pełno ludzi (rzadkość w moich snach), niektórzy wyglądali jak ludzie, niektórzy mieli na sobie zbroje, maski niektórzy mieli twarze zwierząt
a część wyglądała jak nie z tej epoki.
a część wyglądała jak nie z tej epoki.
Najwięcej było dzieci - małych zwykłych dzieci.
Na rękach miałam córkę, która była małym, czarnym kotkiem.
Wciąż mi się wyrywała a ją chciałam chronić przed ludźmi, którzy mogliby ją niechcący zadeptać. Na szczęście - nawet jak się wyrwała, to zaraz wracała
a była tak sprytna i zwinna, że wymykała się wszelkim niebezpieczeństwom.
Wciąż mi się wyrywała a ją chciałam chronić przed ludźmi, którzy mogliby ją niechcący zadeptać. Na szczęście - nawet jak się wyrwała, to zaraz wracała
a była tak sprytna i zwinna, że wymykała się wszelkim niebezpieczeństwom.
Po przejściu przez pokój kontrolny, ciasnym korytarzem dotarłyśmy do zupełnie innej części budynku. Potem był wielki, szeroki korytarz pełen ludzi (poczekalnia) . szybko go przeszłyśmy i zaczęłyśmy wchodzić na górę.
Mijałyśmy piętra (tylko zdążyłam zerknąć) np. piętro Jezusa (miało szklane podłogi), piętro sławy (lustra wszędzie), piętro pokory..(takie szarobure i nijakie)
Niestety obudził mnie telefon.. bo nie dotarłam do krainy traw.. :(
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz