Właśnie dostałam się na Harvard. Przed budynkiem poznaję dwóch chłopaków, obydwaj szeroko uśmiechnięci, mają torby "przez ramię" wypchane książkami. Jeden z nich to J. (mąż), drugi zaś, to jego najlepszy przyjaciel - Bartosz (normalnie jest szefem J. i po prostu się lubią). Od razu sobie wpadamy w oko z J. Nagle pojawia się moja koleżanka z grupy, porywa mnie ze sobą, właśnie dostała plan zajęć. Idziemy do xero. Pani w okienku mówi do mnie: jak masz 19 lat to płacisz 19 groszy ;) Zwiedzam szkołę, wpadam na J. który szuka B, potem zaś na B. który szuka J. i tak ze 3x W końcu zmęczona zwiedzaniem siadam na murek i zerkam na plan zajęć, studiuję literaturę angielską i mam niewiele wolnego czasu. Poza zajęciami podstawowymi wybrałam sobie sporo zajęć monograficznych. Zajęcia wybrane przeze mnie wydają mi się znacznie ciekawsze niż "podstawa programowa".
piątek, 30 maja 2014
czwartek, 29 maja 2014
kolejny sen ;)
Właśnie się przeprowadziłam, zaczęłam studia, nowe miasto, nowe znajomości.
Moje mieszkanie jest typowe (pokoje, kuchnia, łazienka, przedpokój),
ale ma wyjście na "wspólny salon" (nie na klatkę schodową).
Puka do mnie sąsiadka i zaprasza na wspólny wieczór (organizują taki co dzień, co kilka dni, jak kto ma czas i ochotę, właśnie dziś wypada spotkanie). Mamy się spotkać o "zachodzie słońca". Oczywiście potwierdzam że będę.
Zbliża się godzina spotkania. Wchodzę do salonu. Jest dosyć duży a mimo wszystko bardzo przytulny. Jest tam stół, kominek, podręczna biblioteczka, telewizor, miękkie kanapy, fotele. Okna są duże, ale wiszą ciężkie kwiatowe zasłony które nie wpuszczają całego światła.
Gadam sobie z kobietą która mnie zaprosiła i z jej trzema córkami. Wydają się być bardzo sympatyczne, dziewczyny szybko chcą się wymknąć, każda ma jakiś plan na wieczór. Matka też wychodzi.
Podchodzę do kominka, zaraz obok stoi długi i wąski stół, są też 4 krzesła o bardzo wysokich oparciach. Wchodzi 3 braci, siadają do stołu. Dosiadam się do nich, swobodnie gadamy. Zauważam że stół jest już normalnych rozmiarów, zaś krzesła to zwyczajne taborety. Na stole leżą moje 4 pamiętniki z czasów licealnych. Każdy leży w innym rogu stołu, chcę je pozbierać (robię to nie wstając z krzesła), mam już dwa, wychylam się po następny, oni się orientują że tam jest coś ważnego "o mnie" i łapią pozostałe dwa. Teraz zaczyna się zabawa, gonię ich, próbuję odebrać te pozostałe dwa, jest sporo śmiechów, wpadania na siebie, pamiętniki "latają w powietrzu". Wszystko dzieje się naokoło tego stołu. W końcu mówię: dobra, dajcie mi je to przeczytam Wam coś.
Siadamy przy stole, każdy z nas ma mój kalendarz rozłożony przed sobą i po kolei czytamy fragmenty. Robimy to w zabawny sposób, każdy otwiera "na chybił trafił" i czyta coś. Śmiejemy się bo wychodzą z tego dziwaczne zdania. Przyszła kolej na chłopaka po mojej lewej stronie, mówi że nie może mnie rozczytać. Wstaję i nachylam się nad nim obejmując go ramionami, mój policzek dotyka jego policzka, moje długie, rozpuszczone włosy łaskoczą go po twarzy. Czytam, kiedy kończę robi się cichutko, moje ręce wędrują na jego klatkę piersiową i brzuch. Przytulam go mocno. Potem siadam ma na kolanach i kontynuujemy czytanie.
Teraz, w trakcie opisywania snu, na naszym balkonie odbyły się chyba jakieś zaloty ;P
Trwały dłuugo, więc zdążyłam To uwiecznić
Zaś przedwczoraj, tuż przed zaśnięciem, zobaczyłam czarną panterę (hipnagog zapewne), jednym susem znalazła się przy mnie, zwinęła się w kłębek i zasnęła tuż przy mojej głowie :)
Moje mieszkanie jest typowe (pokoje, kuchnia, łazienka, przedpokój),
ale ma wyjście na "wspólny salon" (nie na klatkę schodową).
Puka do mnie sąsiadka i zaprasza na wspólny wieczór (organizują taki co dzień, co kilka dni, jak kto ma czas i ochotę, właśnie dziś wypada spotkanie). Mamy się spotkać o "zachodzie słońca". Oczywiście potwierdzam że będę.
Zbliża się godzina spotkania. Wchodzę do salonu. Jest dosyć duży a mimo wszystko bardzo przytulny. Jest tam stół, kominek, podręczna biblioteczka, telewizor, miękkie kanapy, fotele. Okna są duże, ale wiszą ciężkie kwiatowe zasłony które nie wpuszczają całego światła.
Gadam sobie z kobietą która mnie zaprosiła i z jej trzema córkami. Wydają się być bardzo sympatyczne, dziewczyny szybko chcą się wymknąć, każda ma jakiś plan na wieczór. Matka też wychodzi.
Podchodzę do kominka, zaraz obok stoi długi i wąski stół, są też 4 krzesła o bardzo wysokich oparciach. Wchodzi 3 braci, siadają do stołu. Dosiadam się do nich, swobodnie gadamy. Zauważam że stół jest już normalnych rozmiarów, zaś krzesła to zwyczajne taborety. Na stole leżą moje 4 pamiętniki z czasów licealnych. Każdy leży w innym rogu stołu, chcę je pozbierać (robię to nie wstając z krzesła), mam już dwa, wychylam się po następny, oni się orientują że tam jest coś ważnego "o mnie" i łapią pozostałe dwa. Teraz zaczyna się zabawa, gonię ich, próbuję odebrać te pozostałe dwa, jest sporo śmiechów, wpadania na siebie, pamiętniki "latają w powietrzu". Wszystko dzieje się naokoło tego stołu. W końcu mówię: dobra, dajcie mi je to przeczytam Wam coś.
![]() |
To Te pamiętniki - wczoraj przeglądane z córą ;) |
Siadamy przy stole, każdy z nas ma mój kalendarz rozłożony przed sobą i po kolei czytamy fragmenty. Robimy to w zabawny sposób, każdy otwiera "na chybił trafił" i czyta coś. Śmiejemy się bo wychodzą z tego dziwaczne zdania. Przyszła kolej na chłopaka po mojej lewej stronie, mówi że nie może mnie rozczytać. Wstaję i nachylam się nad nim obejmując go ramionami, mój policzek dotyka jego policzka, moje długie, rozpuszczone włosy łaskoczą go po twarzy. Czytam, kiedy kończę robi się cichutko, moje ręce wędrują na jego klatkę piersiową i brzuch. Przytulam go mocno. Potem siadam ma na kolanach i kontynuujemy czytanie.
Teraz, w trakcie opisywania snu, na naszym balkonie odbyły się chyba jakieś zaloty ;P
Trwały dłuugo, więc zdążyłam To uwiecznić
Zaś przedwczoraj, tuż przed zaśnięciem, zobaczyłam czarną panterę (hipnagog zapewne), jednym susem znalazła się przy mnie, zwinęła się w kłębek i zasnęła tuż przy mojej głowie :)
Etykiety:
kominek,
mężczyźni,
pamiętnik,
przeprowadzka,
przytulanie,
sen,
siedzenie na kolanach,
stół,
studia,
trzy,
zachód słońca
poniedziałek, 26 maja 2014
Sen z 25 na 26 maja
„Zamówiłam sobie” dziś sen zmysłowo-erotyczny...
tzn. chciałam żeby mi się coś przyśniło w takim klimacie.
Jest upalne lato, piątkowy wieczór. Mam 19 lat, siedzę z
dziewczynami przed barem (na dworze). One wysyłają mnie „po coś
orzeźwiającego”. Wchodzę do baru i idę od razu za ladę, jeszcze niedawno tam pracowałam
więc wiem co gdzie jest, sama mogę się obsłużyć. Zerkam na kolejkę przy barze, czy
jest duża (w razie czego pomogę) i aż szczęka opada mi z wrażania.
Przy barze
stoi niesamowity chłopak, zamawia 4 piwa w butelkach dla siebie i swoich
kolegów. Podchodzę by mu się przyjrzeć z bliska. Ma ciemne włosy zebrane w kitę i lekko wygolone boki,
oczy czarne jak węgle. Uśmiechamy się do siebie, po czym ja
szybko robię „w tył zwrot” i pędzę do niego jak strzała. Prześlizguję się wśród ludzi niczym wąż, podchodzę
do niego z boku. On trzyma obydwie ręce na ladzie, wślizguję się od jego prawej
strony i wstaję przed nim, on wciąż trzyma oparte ręce, jesteśmy tak blisko że
dotykamy się ciałami. Siadam przed nim na tej ladzie, jest dosyć wysoka, moje
biodra są w okolicy jego pasa. Zauważam że mam na sobie białą sukienkę (krótka,
rozpinana na całej długości, ma guziczki kwiatuszki). Wyglądam w niej jak niewinny kociak a nie seksbomba. Podchodzi do niego kolega i rzuca jakiś komentarz patrząc na nas, nie pamiętam co ale te jego słowa rozładowują sytuację. Uśmiechamy się do siebie jakbyśmy byli parą z co najmniej kilkutygodniowym stażem. Obejmuję go mocno nogami, on zaś niemal w tej samej sekundzie wkłada
mi ręce pod pupę i podnosi.
We śnie miałam ksywę Mniszka (miałam 19 lat i żadnego chłopaka do tej
pory, zresztą w Realu było to samo, do czasu poznania męża nikt mnie nie
interesował, czekałam na swojego księcia z bajki i byłam totalnie romantyczna pod tym
względem). Zaś chłopak miał na imię Dandelion - czyli Mniszek/Dmuchawiec. Jesteśmy dwoma połówkami tego samego ;)
Jak na pierwszy sen chyba nie jest źle, ale wewnętrzna
cenzura działa ;P
sobota, 24 maja 2014
Sen z 23 na 24 maja 2014
Odwiedzam swą siostrę cioteczną (w realu też ją mam, jesteśmy w tym samym wieku, co więcej, ona jest teraz mamą chrzestną mojej córeczki). Jesteśmy bardzo przejęte bo niedługo matura (maturę zdałyśmy już 12 lat temu). Obydwie świetnie się uczymy, jesteśmy pracowite i bardzo ambitne. Wciąż wałkujemy tematy maturalne i robimy sobie powtórki, przepytujemy się i nie mamy dość. Tego dnia dołącza do nas koleżanka Agi, ale bardzo szybko nauka zamienia się w babskie pogaduchy.
Schodzę na dół, na mnie już czas, mam autobus do Lublina. Gdy jestem na dole i zakładam buty wraca brat Agi - G. mój brat cioteczny a jej rodzony. Jest 2 lata starszy od nas i właśnie wrócił na weekend do domu (studiuje w Lublinie). Od zawsze miałam wrażenie że się we mnie podkochuje. Nic nigdy słówkiem nie pisnął, wrażliwa dusza, bardzo spokojny chłopak, ale to przecież brat, w dodatku zupełnie nie w moim typie. Mam już buty na nogach , zauważam że mam śliczną, białą, koronkową sukienką wykończoną delikatnymi falbankami (sięga kolan). Żegnam się z nimi, już wychodzę, gdy nagle zaczyna padać deszcz, totalna ulewa. G. proponuje że mnie podrzuci na przystanek samochodem swojego taty. Cieszy mnie to, bo nie uśmiecha mi się maszerowanie 3km do przystanku.
Jesteśmy na malutkim dworcu (jedna kasa) i już mam zamiar kupić bilet, kiedy G. podchodzi do mnie i mówi że on mi kupi bilet, ja mówię że nie a on w kółko swoje, upiera się tak mocno że "daję mu" kupić ten bilet, ale zauważam że kupił i dla mnie i dla siebie. Dziwi mnie to bardzo, bo przecież właśnie przyjechał do domu rodzinnego, poza tym zostawi samochód taty daleko od domu.
Jesteśmy w Lublinie, czeka mnie ostania przesiadka, mamy trochę czasu do odjazdu autobusu a G. chce mi towarzyszyć. Jest noc, zwiedzamy miasto, trafiamy na jakąś wycieczkę z przewodnikiem. Wycieczka zmierza w stronę muzeum które zawsze chciałam zobaczyć, wchodzimy razem z nimi, doczepiamy się do tej wycieczki, choć wyraźnie "odstajemy" wyglądem (to Turcy).
Rozglądam się po muzeum zafascynowana i chłonę każde słowo przewodnika, chyba tym swoim zachowaniem zwracam uwagę jakiegoś Turka, to starszy mężczyzna (no oko ma z 50lat), uśmiecha się do mnie i podchodzi, daje mi takie ocieplacze na ręce - mufki w bardzo intensywnym różowym kolorze, są mięciutkie i puchate, prześliczne, od razu je "przymierzam".
W tym czasie G. się do mnie zbliża, jakby chciał mnie chronić czy coś, jest tak blisko że czuję jego ciepły oddech na swojej twarzy, podekscytowana podarunkiem gadam do niego jak nakręcona a on nagle mnie całuje. To chyba był jeden z najbardziej słodkich i zmysłowych sennych pocałunków jakie miałam: czuły a jednocześnie mocny i intensywny, mokry i słodki i jakiś taki pachnący poziomkami. Jednakże to mój brat, strasznie go lubię, ale jak przyjaciela, ten pocałunek niczego we mnie nie zmienia, odsuwam go delikatnie i tłumaczę że nigdy do niczego miedzy nami nie dojdzie. On odwraca się i ucieka, dosłownie jak mały chłopiec, biegnie ile sił w nogach a ja za nim. Pędzi prosto na ulicę, jest po deszczu, jest ślisko, widzę błyszczącą nawierzchnię, na szczęście jeździ niewiele samochodów. On kładzie się na środku ulicy, boję się o niego i przyśpieszam. Gdy już prawie do niego dobiegam, on się zrywa i ucieka dalej.
Docieramy do cmentarza, to mnie zatrzymuje. Już go nie szukam, uwielbiam cmentarze, szczególnie te stare (to takie dziwne moje skrzywienie i miłość do nekropolii). Nigdy nie widziałam tak pięknego, nietypowego cmentarza. Leżą na nim płyty nagrobne, zaś na nich siedzą gargulce (i znów, uwielbiam gargulce). Patrzę intensywnie, każdy z nich jest zupełnie inny, są fascynujące i takie piękne.
Na wyciągnięcie ręki stoi gigantyczny kościół ze strzelistymi wieżyczkami. Podchodzę bliżej, ma przytwierdzoną tabliczkę z napisem "Dom Duchów". Idę do głównego wejścia, przed nim jest malutki kranik, dopiero wtedy zauważam że jestem cała przepocona tym biegiem i emocjami. Odkręcam kran, ale woda nie leci z jednego miejsca, spływa po całej długości przedniej ściany budynku, jak strumyk, po chwili wysuwają się malutkie kraniki na całej długości ściany i tworzą gigantyczny prysznic. Szybko zakręcam wodę, bo widzę że do głównego wejścia zmierza jakiś mężczyzna, nie chcę by się przemoczył. Otwiera drzwi i widzę kotarę, która ciasno zasłania wejście, jedna część jest czarna, druga bordowa. Jest jednocześnie ciężka i mięciutka, bardzo przyjemna w dotyku niczym aksamit. Mężczyzna wchodzi do środka, ja również chce wejść, ale kiedy dotykam tej kotary, mam wrażenie że ona tylko "wpuszcza", nie pozwoli mi wyjść/wycofać się gdy się rozmyślę. Boję się trochę tego Domu Duchów i decyduję się wrócić na dworzec.
Mijam festyn uliczny, wszędzie pełno ludzi, młodych, starych, mężczyzn i kobiet. Robi się coraz ciaśniej, uliczki są coraz węższe, zauważam że im jestem bliżej celu, tym więcej par się całuje, tuli, potem widzę trójki osób a nawet niewielkie grupki. Czuję że powietrze jest naelektryzowane od tego erotyzmu. Coraz więcej osób mnie zaczepia, zazwyczaj mężczyźni, ale również kobiety. Idę szybciej. Zauważam że mam na sobie tą samą sukienkę tylko teraz ma inny kolor - to czerwień. Jest już tak ciasno, że aby się przecisnąć muszę dotknąć ciał innych, wciąż czuję jakieś głaski na ciele, dotyk. Nagle skręcam i widzę dwie całujące się dziewczyny, na ziemi "pod nimi" siedzi chłopak. Patrzy na mnie i łapie mnie za łydkę, dotyka zmysłowo, zaczyna całować moja nogę coraz wyżej i wyżej, jest mega przyjemnie, dociera do ud a ja stoję jak zahipnotyzowana, gdy sięga do majtek "przebudzam się", odtrącam go i pędzę ile sił na dworzec.
Jestem na dworcu, zamiast wrócić do domu, decyduję się na wycieczkę do Bombaju ;)
Kolejna scena: jestem w Bombaju, zwiedzam miasto, jest bardzo gorąco i kolorowo. Niemal wszędzie widzę zakochane pary które spacerują trzymając się za ręce.
Bardzo rzadko mam takie zmysłowo-erotyczne sny, praktycznie nigdy, to chyba pierwszy taki sen od czasu założenia bloga ;P
Schodzę na dół, na mnie już czas, mam autobus do Lublina. Gdy jestem na dole i zakładam buty wraca brat Agi - G. mój brat cioteczny a jej rodzony. Jest 2 lata starszy od nas i właśnie wrócił na weekend do domu (studiuje w Lublinie). Od zawsze miałam wrażenie że się we mnie podkochuje. Nic nigdy słówkiem nie pisnął, wrażliwa dusza, bardzo spokojny chłopak, ale to przecież brat, w dodatku zupełnie nie w moim typie. Mam już buty na nogach , zauważam że mam śliczną, białą, koronkową sukienką wykończoną delikatnymi falbankami (sięga kolan). Żegnam się z nimi, już wychodzę, gdy nagle zaczyna padać deszcz, totalna ulewa. G. proponuje że mnie podrzuci na przystanek samochodem swojego taty. Cieszy mnie to, bo nie uśmiecha mi się maszerowanie 3km do przystanku.
Jesteśmy na malutkim dworcu (jedna kasa) i już mam zamiar kupić bilet, kiedy G. podchodzi do mnie i mówi że on mi kupi bilet, ja mówię że nie a on w kółko swoje, upiera się tak mocno że "daję mu" kupić ten bilet, ale zauważam że kupił i dla mnie i dla siebie. Dziwi mnie to bardzo, bo przecież właśnie przyjechał do domu rodzinnego, poza tym zostawi samochód taty daleko od domu.
Jesteśmy w Lublinie, czeka mnie ostania przesiadka, mamy trochę czasu do odjazdu autobusu a G. chce mi towarzyszyć. Jest noc, zwiedzamy miasto, trafiamy na jakąś wycieczkę z przewodnikiem. Wycieczka zmierza w stronę muzeum które zawsze chciałam zobaczyć, wchodzimy razem z nimi, doczepiamy się do tej wycieczki, choć wyraźnie "odstajemy" wyglądem (to Turcy).
Rozglądam się po muzeum zafascynowana i chłonę każde słowo przewodnika, chyba tym swoim zachowaniem zwracam uwagę jakiegoś Turka, to starszy mężczyzna (no oko ma z 50lat), uśmiecha się do mnie i podchodzi, daje mi takie ocieplacze na ręce - mufki w bardzo intensywnym różowym kolorze, są mięciutkie i puchate, prześliczne, od razu je "przymierzam".
W tym czasie G. się do mnie zbliża, jakby chciał mnie chronić czy coś, jest tak blisko że czuję jego ciepły oddech na swojej twarzy, podekscytowana podarunkiem gadam do niego jak nakręcona a on nagle mnie całuje. To chyba był jeden z najbardziej słodkich i zmysłowych sennych pocałunków jakie miałam: czuły a jednocześnie mocny i intensywny, mokry i słodki i jakiś taki pachnący poziomkami. Jednakże to mój brat, strasznie go lubię, ale jak przyjaciela, ten pocałunek niczego we mnie nie zmienia, odsuwam go delikatnie i tłumaczę że nigdy do niczego miedzy nami nie dojdzie. On odwraca się i ucieka, dosłownie jak mały chłopiec, biegnie ile sił w nogach a ja za nim. Pędzi prosto na ulicę, jest po deszczu, jest ślisko, widzę błyszczącą nawierzchnię, na szczęście jeździ niewiele samochodów. On kładzie się na środku ulicy, boję się o niego i przyśpieszam. Gdy już prawie do niego dobiegam, on się zrywa i ucieka dalej.
Docieramy do cmentarza, to mnie zatrzymuje. Już go nie szukam, uwielbiam cmentarze, szczególnie te stare (to takie dziwne moje skrzywienie i miłość do nekropolii). Nigdy nie widziałam tak pięknego, nietypowego cmentarza. Leżą na nim płyty nagrobne, zaś na nich siedzą gargulce (i znów, uwielbiam gargulce). Patrzę intensywnie, każdy z nich jest zupełnie inny, są fascynujące i takie piękne.
Na wyciągnięcie ręki stoi gigantyczny kościół ze strzelistymi wieżyczkami. Podchodzę bliżej, ma przytwierdzoną tabliczkę z napisem "Dom Duchów". Idę do głównego wejścia, przed nim jest malutki kranik, dopiero wtedy zauważam że jestem cała przepocona tym biegiem i emocjami. Odkręcam kran, ale woda nie leci z jednego miejsca, spływa po całej długości przedniej ściany budynku, jak strumyk, po chwili wysuwają się malutkie kraniki na całej długości ściany i tworzą gigantyczny prysznic. Szybko zakręcam wodę, bo widzę że do głównego wejścia zmierza jakiś mężczyzna, nie chcę by się przemoczył. Otwiera drzwi i widzę kotarę, która ciasno zasłania wejście, jedna część jest czarna, druga bordowa. Jest jednocześnie ciężka i mięciutka, bardzo przyjemna w dotyku niczym aksamit. Mężczyzna wchodzi do środka, ja również chce wejść, ale kiedy dotykam tej kotary, mam wrażenie że ona tylko "wpuszcza", nie pozwoli mi wyjść/wycofać się gdy się rozmyślę. Boję się trochę tego Domu Duchów i decyduję się wrócić na dworzec.
Mijam festyn uliczny, wszędzie pełno ludzi, młodych, starych, mężczyzn i kobiet. Robi się coraz ciaśniej, uliczki są coraz węższe, zauważam że im jestem bliżej celu, tym więcej par się całuje, tuli, potem widzę trójki osób a nawet niewielkie grupki. Czuję że powietrze jest naelektryzowane od tego erotyzmu. Coraz więcej osób mnie zaczepia, zazwyczaj mężczyźni, ale również kobiety. Idę szybciej. Zauważam że mam na sobie tą samą sukienkę tylko teraz ma inny kolor - to czerwień. Jest już tak ciasno, że aby się przecisnąć muszę dotknąć ciał innych, wciąż czuję jakieś głaski na ciele, dotyk. Nagle skręcam i widzę dwie całujące się dziewczyny, na ziemi "pod nimi" siedzi chłopak. Patrzy na mnie i łapie mnie za łydkę, dotyka zmysłowo, zaczyna całować moja nogę coraz wyżej i wyżej, jest mega przyjemnie, dociera do ud a ja stoję jak zahipnotyzowana, gdy sięga do majtek "przebudzam się", odtrącam go i pędzę ile sił na dworzec.
Jestem na dworcu, zamiast wrócić do domu, decyduję się na wycieczkę do Bombaju ;)
Kolejna scena: jestem w Bombaju, zwiedzam miasto, jest bardzo gorąco i kolorowo. Niemal wszędzie widzę zakochane pary które spacerują trzymając się za ręce.
Bardzo rzadko mam takie zmysłowo-erotyczne sny, praktycznie nigdy, to chyba pierwszy taki sen od czasu założenia bloga ;P
czwartek, 22 maja 2014
Sen z 21 na 22 maja
Właśnie przybyłam z daleka do jednej ze szkół. Mam ze sobą dwie duże walizki. Już od progu szkoły wita mnie dyrektor i sprowadza do piwnicy. To bardzo nowoczesna piwnica, świeżo wymalowana, czysta, widna i przestronna. Ma kremowo białe ściany i mnóstwo mebli w kolorze biało-błękitnym. Meble są puste, aż zapraszają by wypełnić je książkami (w tym miejscu ma być szkolna biblioteka). Widzę stanowisko z komputerem i siadam na krześle. Dyrektor podaje mi herbatę i mówi, że jest bardzo zajęty i wróci do mnie wieczorem, teraz zaś, mam nigdzie nie wychodzić, tylko czekać na niego cierpliwie.
Wychodzi, pierwsze co robię, to zwiedzam pomieszczenia. W każdym z pomieszczeń jest pełno mebli, wszystko jest nowe, jeszcze pachnące farbą, świeże, czyste. Dostrzegam drzwi na których widnieje kartka "jeszcze nie gotowe - nie wchodzić".
Drzwi nie są zamknie na klucz - wchodzę.
Pokój 1
Drzwi za mną znikają, ściana porasta bluszczem. jestem w pokoju który wygląda jak las.
Jest dosyć ciemno, rozglądam się, z mroku wylania się 3 mężczyzn. Są bardzo wysocy, mają nogi jak tyczki, ale w miarę zbliżania się do mnie stają się normalnego wzrostu. Na oko są po 30tce, ale mają bardzo młode twarze, takie chłopięce. Podchodzą do mnie szybko, dosłownie w 3 krokach jakby mieli buty siedmiomilowe. Wyglądają nieco dziwnie, ale w ogóle się ich nie boję, uśmiecham się do nich a oni podprowadzają mnie do ukrytego wśród bluszczu wyjścia. Pożegnałam ich długim spojrzeniem, było w nich jednocześnie coś dziwnego i pięknego/fascynującego. Wchodzę do drugiego pokoju.
Pokój 2
Podbiega do mnie olbrzymi szary wilk, spokojnie mogłabym na nim podróżować.
Głaszczę go po grzbiecie, ma bardzo szorstką sierść i piękne bursztynowe oczy.
Prowadzi mnie do wyjścia. Pod samymi drzwiami robi się bardzo niespokojny i zaczyna szczerzyć kły, cieszę się że już jestem pod drzwiami, wchodzę do kolejnego pokoju.
Pokój 3
Bardzo normalny pokój, ale jakby sprzed lat. Pachnie starością. Pierwsze co dostrzegam to gigantyczny kominek, zajmuje niemal pół ściany. Widzę kanapę z ciemnozieloną narzutą, wielkie okno z widokiem na jakiś posępny szaro-bury pejzaż. Mój lekki niepokój spowodowany spotkaniem z wilkiem znika, pokój jest zupełnie pusty. Od razu dostrzegam drzwi, ale że pokój jest taki zwyczajny, zaczynam się po nim rozglądać - kto wie, być może na coś natrafię. Badam każdy zakamarek, nie śpieszę się, podchodzę do kominka. Wisi nad nim srebrna plakietka "W 1892r. wydarzyło się tu straszliwe morderstwo, córka zabiła swego ojca pogrzebaczem, następnie poćwiartowała zwłoki siekierą, wszystko zaś wydarzyło się gdy ojciec (jak co dzień) wypoczywał po ciężkim dniu na pracy na kanapie". Od razu zerkam na kanapę i przez chwilę mam wrażenie że widzę tam te zwłoki i kapiącą krew. Robi mi się zimo i szybko zmierzam do drzwi.
Pokój 4
Wszędzie leżą jakieś gruzy i odłamki, to zniszczone miasto. Lecą w moją stronę jakieś świetliste, pomarańczowe, błyszczące kule, orientuję się że to sen. Hamuję te kule i zamrażam a potem "rozpadam je" - nic mi nie robią.
Nagle wchodzi do pokoju dyrektor, mówi że pokoje to ich najnowszy project.
To świątynia 1000 śmierci, zaś w każdym pokoju jest symulator jakiejś śmierci. Projekt jest w trakcie realizacji, jeszcze nie ma wszystkich rekwizytów i efektów specjalnych.
Wyprowadza mnie i tłumaczy:
pokój pierwszy gwałt i podcięcie gardła,
pokój drugi rozszarpanie przez dzikie zwierzę,
pokój trzeci śmiertelne pobicie i rozczłonkowanie,
pokój czwarty, bomby które przyklejają się do ciała i wybuchają
Chełpi się swoim dziełem i mówi, że w każdym pokoju jest nieprzewidywalny efekt, za każdym razem scenariusz toczy się nieco inaczej, można nawet uniknąć śmierci sposobem. Poza tym, są różnice w zależności od tego, czy wchodzi tu mężczyzna czy kobieta.
Pokój 1 - przypadku mężczyzny będą to 3 zjawiskowe i piękne dziewczęta, drugi pokój zwierzę - za każdym razem inne: niedźwiedź, tygrys, węże itp.
Wszystko to dla mnie brzmi bardzo dziwnie... budzę się.
Wychodzi, pierwsze co robię, to zwiedzam pomieszczenia. W każdym z pomieszczeń jest pełno mebli, wszystko jest nowe, jeszcze pachnące farbą, świeże, czyste. Dostrzegam drzwi na których widnieje kartka "jeszcze nie gotowe - nie wchodzić".
Drzwi nie są zamknie na klucz - wchodzę.
Pokój 1
Drzwi za mną znikają, ściana porasta bluszczem. jestem w pokoju który wygląda jak las.
Jest dosyć ciemno, rozglądam się, z mroku wylania się 3 mężczyzn. Są bardzo wysocy, mają nogi jak tyczki, ale w miarę zbliżania się do mnie stają się normalnego wzrostu. Na oko są po 30tce, ale mają bardzo młode twarze, takie chłopięce. Podchodzą do mnie szybko, dosłownie w 3 krokach jakby mieli buty siedmiomilowe. Wyglądają nieco dziwnie, ale w ogóle się ich nie boję, uśmiecham się do nich a oni podprowadzają mnie do ukrytego wśród bluszczu wyjścia. Pożegnałam ich długim spojrzeniem, było w nich jednocześnie coś dziwnego i pięknego/fascynującego. Wchodzę do drugiego pokoju.
Pokój 2
Podbiega do mnie olbrzymi szary wilk, spokojnie mogłabym na nim podróżować.
Głaszczę go po grzbiecie, ma bardzo szorstką sierść i piękne bursztynowe oczy.
Prowadzi mnie do wyjścia. Pod samymi drzwiami robi się bardzo niespokojny i zaczyna szczerzyć kły, cieszę się że już jestem pod drzwiami, wchodzę do kolejnego pokoju.
Pokój 3
Bardzo normalny pokój, ale jakby sprzed lat. Pachnie starością. Pierwsze co dostrzegam to gigantyczny kominek, zajmuje niemal pół ściany. Widzę kanapę z ciemnozieloną narzutą, wielkie okno z widokiem na jakiś posępny szaro-bury pejzaż. Mój lekki niepokój spowodowany spotkaniem z wilkiem znika, pokój jest zupełnie pusty. Od razu dostrzegam drzwi, ale że pokój jest taki zwyczajny, zaczynam się po nim rozglądać - kto wie, być może na coś natrafię. Badam każdy zakamarek, nie śpieszę się, podchodzę do kominka. Wisi nad nim srebrna plakietka "W 1892r. wydarzyło się tu straszliwe morderstwo, córka zabiła swego ojca pogrzebaczem, następnie poćwiartowała zwłoki siekierą, wszystko zaś wydarzyło się gdy ojciec (jak co dzień) wypoczywał po ciężkim dniu na pracy na kanapie". Od razu zerkam na kanapę i przez chwilę mam wrażenie że widzę tam te zwłoki i kapiącą krew. Robi mi się zimo i szybko zmierzam do drzwi.
Pokój 4
Wszędzie leżą jakieś gruzy i odłamki, to zniszczone miasto. Lecą w moją stronę jakieś świetliste, pomarańczowe, błyszczące kule, orientuję się że to sen. Hamuję te kule i zamrażam a potem "rozpadam je" - nic mi nie robią.
Nagle wchodzi do pokoju dyrektor, mówi że pokoje to ich najnowszy project.
To świątynia 1000 śmierci, zaś w każdym pokoju jest symulator jakiejś śmierci. Projekt jest w trakcie realizacji, jeszcze nie ma wszystkich rekwizytów i efektów specjalnych.
Wyprowadza mnie i tłumaczy:
pokój pierwszy gwałt i podcięcie gardła,
pokój drugi rozszarpanie przez dzikie zwierzę,
pokój trzeci śmiertelne pobicie i rozczłonkowanie,
pokój czwarty, bomby które przyklejają się do ciała i wybuchają
Chełpi się swoim dziełem i mówi, że w każdym pokoju jest nieprzewidywalny efekt, za każdym razem scenariusz toczy się nieco inaczej, można nawet uniknąć śmierci sposobem. Poza tym, są różnice w zależności od tego, czy wchodzi tu mężczyzna czy kobieta.
Pokój 1 - przypadku mężczyzny będą to 3 zjawiskowe i piękne dziewczęta, drugi pokój zwierzę - za każdym razem inne: niedźwiedź, tygrys, węże itp.
Wszystko to dla mnie brzmi bardzo dziwnie... budzę się.
wtorek, 20 maja 2014
Sen z 19 na 20 maja
Śniły mi się tory kolejowe.
Bardzo dużo "dróg" przecinających się, całe mnóstwo skrzyżowanych torów aż po horyzont i na całą szerokość spojrzenia, zmierzały one wszystkie tylko do przodu, skręcały na inne tory
(żaden nie jechał w przeciwnym kierunku/pod prąd).
Byłam na "grzbiecie" pociągu.
Bardzo dużo "dróg" przecinających się, całe mnóstwo skrzyżowanych torów aż po horyzont i na całą szerokość spojrzenia, zmierzały one wszystkie tylko do przodu, skręcały na inne tory
(żaden nie jechał w przeciwnym kierunku/pod prąd).
Byłam na "grzbiecie" pociągu.
Przeskakiwałam z pociągu na pociąg sama wybierając trasę.. w końcu zeskoczyłam w trakcie jazdy. Trafiam do jakiejś małej mieściny i spotkałam tam swoją mamę.
Etykiety:
mama,
miasteczko,
sen,
tory
sobota, 17 maja 2014
Sen z 16 na 17 maja 2014
Bawiłyśmy się z Asią w wymyślanie śmiesznych historii, bajek, baśni , wierszyków.
Wpadłam na pomysł by te nasze historyjki spisać. Tak powstała trylogia o Literce L.
Tom I Pełen Przygód dzień z życia literki L
Tom II Leniwy i spokojny dzień z życia literki L
Tom III Pełen Lamentu dzień z życia literki L
W tomie pierwszym były rozdziały:
Gotowanie owsianki z Leokadią Kociołek
Po-śniadaniowe przemierzanie Labiryntu Osobliwości
Spotkanie z Tęczową Ćmą i Zaproszenie na lody
Oko w oko z Lampartem ... tyle pamiętam ;P
książeczka zawierała teksty, moje rysunki, rebusy, labirynty itp.
Kolejna scena, ten sam dom, napuszczam wodę do wanny i wychodzę.
Kiedy wracam woda sięga do połowy. Zauważam że coś jest w wannie, wygląda jak zwierzę. Mamy koty, więc nie zastanawiam się tylko wyciągam futrzaka. To nie kot, to duży szczur, ledwo co oddycha ale żyje. Cieszę się że przeżył, nagle on otwiera oczy, boję się że mnie ugryzie tymi swoimi malutkimi ząbkami, odrzucam go do przedpokoju, trafia na kanapę po czym od razu się pod nią chowa.
Wpadłam na pomysł by te nasze historyjki spisać. Tak powstała trylogia o Literce L.
Tom I Pełen Przygód dzień z życia literki L
Tom II Leniwy i spokojny dzień z życia literki L
Tom III Pełen Lamentu dzień z życia literki L
W tomie pierwszym były rozdziały:
Gotowanie owsianki z Leokadią Kociołek
Po-śniadaniowe przemierzanie Labiryntu Osobliwości
Spotkanie z Tęczową Ćmą i Zaproszenie na lody
Oko w oko z Lampartem ... tyle pamiętam ;P
książeczka zawierała teksty, moje rysunki, rebusy, labirynty itp.
Kolejna scena, ten sam dom, napuszczam wodę do wanny i wychodzę.

piątek, 16 maja 2014
Sen z 15 na 16 maja 2014
Jesteśmy całą rodziną w centrum handlowym. Rozdzielamy się, ja idę wraz z Asią (córeczka), zaś mąż z Olkiem (synek). Wchodzę z A. do pierwszego sklepu po drodze, to tekstylia. Widzę pięknie poskładane grube ręczniki, kiedy gładzę jeden z nich zauważam coś błyszczącego. Sięgam dłonią, to malutki srebrny wąż. Uśmiecham się i mówię do Asi: zobacz co znalazłam, podaję jej.
Obok nas stoi kobieta która co chwila zerka na nas. Nagle podbiega do Asi i wyrywa jej węża z dłoni mówiąc: o, ja go właśnie zgubiłam. Jej zachowanie było co najmniej dziwne i nabrałam podejrzeń. Proszę ją o zwrot węża, mówiąc że ja go znalazłam, zaś ona powinna go dokładnie opisać - dopiero wtedy jej to oddam. Z niechęcią podaje mi przedmiot.
Wąż jest pięknie wykonany, jest ze srebra, ma gładki brzuszek, zaś grzbiet jest chropowaty. Przyglądam mu się bliżej, chropowatość na grzbiecie to kilkumilimetrowe szafiry i diamenty ułożone w zygzakowaty wzór, oczy zaś to dwa piękne rubiny. Czuję że wąż jest bardzo cenny. Nie jest to ani broszka, ani kolczyk czy pierścień. Zastanawiam się do czego służy. Dostrzegam wygrawerowany napis, ale jest tak niewielki że nie da się go odczytać bez lupy. Czuję że wąż jest bardzo ważny dla mnie, dla mojej rodziny i że chciał trafić właśnie w moje ręce.
Zerkam na kobietę i proszę by jak najdokładniej opisała zgubę, opisuje to, co ja również dostrzegłam "na pierwszy rzut oka". Kiedy nie wspomniała o napisie, mam pewność że widziała węża pierwszy raz na oczy i jest zwyczajnie pazerna i nieuczciwa. Dopytuję ją jednak o napis - jak przypuszczałam, ona nic o nim nie wie i powoli się wycofuje.
Patrzę na nią i nic nie mówię, ona odchodzi. Biorę Asię za rączkę i oddalamy się.
Jestem niemal pewna że napis miał 3 lub 4 słowa i zaczynał się od HOW ...
Obok nas stoi kobieta która co chwila zerka na nas. Nagle podbiega do Asi i wyrywa jej węża z dłoni mówiąc: o, ja go właśnie zgubiłam. Jej zachowanie było co najmniej dziwne i nabrałam podejrzeń. Proszę ją o zwrot węża, mówiąc że ja go znalazłam, zaś ona powinna go dokładnie opisać - dopiero wtedy jej to oddam. Z niechęcią podaje mi przedmiot.
Wąż jest pięknie wykonany, jest ze srebra, ma gładki brzuszek, zaś grzbiet jest chropowaty. Przyglądam mu się bliżej, chropowatość na grzbiecie to kilkumilimetrowe szafiry i diamenty ułożone w zygzakowaty wzór, oczy zaś to dwa piękne rubiny. Czuję że wąż jest bardzo cenny. Nie jest to ani broszka, ani kolczyk czy pierścień. Zastanawiam się do czego służy. Dostrzegam wygrawerowany napis, ale jest tak niewielki że nie da się go odczytać bez lupy. Czuję że wąż jest bardzo ważny dla mnie, dla mojej rodziny i że chciał trafić właśnie w moje ręce.
Zerkam na kobietę i proszę by jak najdokładniej opisała zgubę, opisuje to, co ja również dostrzegłam "na pierwszy rzut oka". Kiedy nie wspomniała o napisie, mam pewność że widziała węża pierwszy raz na oczy i jest zwyczajnie pazerna i nieuczciwa. Dopytuję ją jednak o napis - jak przypuszczałam, ona nic o nim nie wie i powoli się wycofuje.
Patrzę na nią i nic nie mówię, ona odchodzi. Biorę Asię za rączkę i oddalamy się.
Jestem niemal pewna że napis miał 3 lub 4 słowa i zaczynał się od HOW ...
czwartek, 15 maja 2014
Sen z 14 na 15 maja 2014
Niewielkie hiszpańskie miasteczko, tego dnia odbywa się festyn lampionów.
Wszyscy mieszkańcy są podekscytowani i szykują się do imprezy już od wczesnych godzin.
Mieszkam z bardzo zamożną rodziną męża. Mamy gigantyczny dom otoczony wysokim ogrodzeniem. Położony jest on na wzgórzu poza miastem.
Mąż jest bardzo ambitny i non stop opowiada o swej pracy. Właśnie wrócił na późny obiad, siedzimy przy wielkim okrągłym stole, służący podają nam potrawy. Mąż mocno zaaferowany opowiada o wydarzeniach dnia, wspomina tez o bardzo dobrze płatnej "robocie" dla koleżanki Anny. Jej praca polega na infiltrowaniu gangu narkotykowego. Wybrano kobietę, gdyż owi mężczyźni są bardzo nieufni w stosunku do mężczyzn których "nie kojarzą". Jej zadaniem jest zostać dziewczyną jednego z nich i po prostu "być blisko".
J. (mąż) jest bardzo zmęczony i kładzie się spać od razu po posiłku. Ja idę na festyn, jest młoda noc, właśnie zapaliły się lampiony. Wszystko wygląda pięknie, pachnie kwiatami i świeżym powietrzem. Mijam grupkę mężczyzn, jeden z nich jest wyraźnie podchmielony. Tamci idą szybko i nie zwracają na niego uwagi. Widzę że on patrzy pod swoje nogi i zmierza prosto na lampę, szybko łapię go za bluzę i delikatnie skręcam nim w bok. On nic, idzie dalej. Za chwile sytuacja się powtarza, tym razem jestem dużo bliżej niego, szybko łapię go w pasie i delikatnie przytulam mówiąc: hej amigo, uważaj bo jeszcze chwila i zrobisz sobie krzywdę, uśmiecham się przy tym bo dostrzegam jego twarz, ma w sobie coś bardzo fajnego ;)
Po czym odskakuję on niego jak oparzona i się rumienię (taki spontaniczny przytulas jest do mnie niepodobny). On natychmiast trzeźwieje i patrzy na mnie tak dziwnie że aż mnie skręca w środku. Jego kumple odwracają się i patrzą na nas, właśnie dotarliśmy do knajpki "na świeżym powietrzu". Widzę że Anna siedzi przy stoliku, oni zmierzają prosto do niej, w głowie kołacze mi myśl; to na pewno ta "grupka" ciekawe czy ja bym mogła wykonać to zadanie. Potem uciekam do domu.
Następnego dnia idę do knajpki na śniadanie. Kiedy docieram na miejsce on już tam jest, pyta mnie o imię. Jestem tam zaskoczona że na chwilę zamieram w bezruchu po czym mówię pierwsze co mi przyszło do głowy: Rosiczka.
Wszyscy mieszkańcy są podekscytowani i szykują się do imprezy już od wczesnych godzin.
Mieszkam z bardzo zamożną rodziną męża. Mamy gigantyczny dom otoczony wysokim ogrodzeniem. Położony jest on na wzgórzu poza miastem.
Mąż jest bardzo ambitny i non stop opowiada o swej pracy. Właśnie wrócił na późny obiad, siedzimy przy wielkim okrągłym stole, służący podają nam potrawy. Mąż mocno zaaferowany opowiada o wydarzeniach dnia, wspomina tez o bardzo dobrze płatnej "robocie" dla koleżanki Anny. Jej praca polega na infiltrowaniu gangu narkotykowego. Wybrano kobietę, gdyż owi mężczyźni są bardzo nieufni w stosunku do mężczyzn których "nie kojarzą". Jej zadaniem jest zostać dziewczyną jednego z nich i po prostu "być blisko".
J. (mąż) jest bardzo zmęczony i kładzie się spać od razu po posiłku. Ja idę na festyn, jest młoda noc, właśnie zapaliły się lampiony. Wszystko wygląda pięknie, pachnie kwiatami i świeżym powietrzem. Mijam grupkę mężczyzn, jeden z nich jest wyraźnie podchmielony. Tamci idą szybko i nie zwracają na niego uwagi. Widzę że on patrzy pod swoje nogi i zmierza prosto na lampę, szybko łapię go za bluzę i delikatnie skręcam nim w bok. On nic, idzie dalej. Za chwile sytuacja się powtarza, tym razem jestem dużo bliżej niego, szybko łapię go w pasie i delikatnie przytulam mówiąc: hej amigo, uważaj bo jeszcze chwila i zrobisz sobie krzywdę, uśmiecham się przy tym bo dostrzegam jego twarz, ma w sobie coś bardzo fajnego ;)
Po czym odskakuję on niego jak oparzona i się rumienię (taki spontaniczny przytulas jest do mnie niepodobny). On natychmiast trzeźwieje i patrzy na mnie tak dziwnie że aż mnie skręca w środku. Jego kumple odwracają się i patrzą na nas, właśnie dotarliśmy do knajpki "na świeżym powietrzu". Widzę że Anna siedzi przy stoliku, oni zmierzają prosto do niej, w głowie kołacze mi myśl; to na pewno ta "grupka" ciekawe czy ja bym mogła wykonać to zadanie. Potem uciekam do domu.
Następnego dnia idę do knajpki na śniadanie. Kiedy docieram na miejsce on już tam jest, pyta mnie o imię. Jestem tam zaskoczona że na chwilę zamieram w bezruchu po czym mówię pierwsze co mi przyszło do głowy: Rosiczka.
Etykiety:
chłopak,
dom,
imię,
infiltracja,
J.,
lampiony,
miasteczko,
mur,
obiad,
praca,
przytulanie,
Rosiczka,
sen
środa, 14 maja 2014
Majowy sen 2014
Kiedy proszę w myślach o Wielkie Sny to albo:
- nic nie pamiętam, choć mam uczucie że coś mi się śniło
- śnią mi się głupoty, nie da się tego połączyć w logiczną całość
- śpię tak głęboko, że nic mi się nie śni, nie mam nawet uczucia, że coś mi się śniło
Pisząc wielkie sny, mam na myśli śnienie o jakimś archetypie (lub jego personifikacji), wydarzeniu opisanym w Biblii czy starożytnym tekście , wyśnieniu mojej własnej wersji baśni czy mitu itp.
Od ostatnio opisanego snu niemal co noc proszę o sen związany z ogrodem Eden, tak strasznie chciałabym zobaczyć jego wizję we śnie.
W końcu dziś coś mi się śniło.
Byłam w bardzo dużym domu, gdzie mieszkała Babcia i Dziadek.
Dziadek to był Bóg. W moim śnie poruszał się i mówił tylko Dziadek, Babcia po prostu była, ale nic nie robiła/nie mówiła, zero ekspresji. (jak dla mnie to znak, że w Bogu jest cząstka zarówno mężczyzny (bardziej aktywna) jak i kobiety.
Mieli oni dwoje wnuków: Adama i Ewę (no i właśnie dlaczego nie dzieci?), Dzidek ze snu mógł mieć nawet zw 100 lat, wnuki koło 13-16.
Wnuki były bardzo ciekawskie. Wszędobylskie, nierozłączne, zawsze trzymały się razem.
Dziadek nie zezwolił im na zjedzenie Owocu. We śnie nie wiem jaki to owoc, raczej nie znany mi z wyglądu, był nieco podobny do granatu ale nie miał tych pesteczek, miąższ miał krwisto-czerwony, miał opływowy kształt i wydawał się mięciutki niczym świeżo zerwana figa. Kiedy dzieci go nadgryzły sok ciekł im po ustach i skapywał na podłogę, bardzo ich "pobrudził".
We śnie nie było węża, była tylko wielka Ciekawość, chęć zobaczenia Co się stanie jak Dziadek się dowie.
Po skosztowaniu owocu, okazało się że nie da się zmyć tego soku, on zostawił po sobie ślad niczym niedająca się zmyć krew z baśni np. o Sinobrodym.
Dzieci zgadały się, że jeżeli zdecydują się zjeść owoc to tylko razem. I tak uczyniły, potem chciały ukryć się przed Dziadkiem, ale nie zdążyły, bo kiedy tylko spróbowały owocu, to on ich "naznaczył".
I nie wiedzieć czemu, po o przebudzeniu od razu pomyślałam, że konsumowanie owcu w ogrodzie Eden to był seks, soczysty owoc we śnie to krwawienie miesiączkowe (oznaczające koniec niewinności, dojrzewanie do pewnej roli), czy nawet krwawienie związanie z pierwszym razem. Wąż (którego nie było), byłby wtedy impulsem seksualnym fallusem gotowym do prokreacji, pokusą, nawet przebudzeniem kundalini. Zaś czas - nieodpowiedni, za wcześnie jak na nich (w końcu to były nastolatki).
Jeszcze tej nocy miałam drugi sen. Tym razem śniło mi się Piekło.
Było to ponure miasto niczym z post apokaliptycznej wizji. Całe skute lodem, panowało tam wieczne zimno i wszechogarniająca pustka. Niebo było zasnute ciemnoszarymi chmurami niczym kokon, padał marznący deszcz, zaś śnieg był tak ostry że ranił niczym tysiące igieł. Zewsząd słychać było zawodzenie wiatru i straszliwe ryki potępionych dusz (ale żadnej nie było widać).
Widziałam wielkie wieżowce pełne zionących pustką okien (bez szyb), wszędzie było szaro-niebiesko-sino. Przerażające było to, że nie było tam nikogo ani nawet niczego, tylko wielka pustka i zniszczenie. Nagle pojawiła się dusza jakiejś kobiety i zaczyna mnie ścigać, uciekam z panicznym lękiem wyobrażając sobie co ona zrobi jak mnie złapie.
Po przebudzeniu pierwsze co stwierdziłam, to że trzeba było dać się złapać.
- nic nie pamiętam, choć mam uczucie że coś mi się śniło
- śnią mi się głupoty, nie da się tego połączyć w logiczną całość
- śpię tak głęboko, że nic mi się nie śni, nie mam nawet uczucia, że coś mi się śniło
Pisząc wielkie sny, mam na myśli śnienie o jakimś archetypie (lub jego personifikacji), wydarzeniu opisanym w Biblii czy starożytnym tekście , wyśnieniu mojej własnej wersji baśni czy mitu itp.
Od ostatnio opisanego snu niemal co noc proszę o sen związany z ogrodem Eden, tak strasznie chciałabym zobaczyć jego wizję we śnie.
![]() |
W. Blake |
W końcu dziś coś mi się śniło.
Byłam w bardzo dużym domu, gdzie mieszkała Babcia i Dziadek.
Dziadek to był Bóg. W moim śnie poruszał się i mówił tylko Dziadek, Babcia po prostu była, ale nic nie robiła/nie mówiła, zero ekspresji. (jak dla mnie to znak, że w Bogu jest cząstka zarówno mężczyzny (bardziej aktywna) jak i kobiety.
Mieli oni dwoje wnuków: Adama i Ewę (no i właśnie dlaczego nie dzieci?), Dzidek ze snu mógł mieć nawet zw 100 lat, wnuki koło 13-16.
Wnuki były bardzo ciekawskie. Wszędobylskie, nierozłączne, zawsze trzymały się razem.
Dziadek nie zezwolił im na zjedzenie Owocu. We śnie nie wiem jaki to owoc, raczej nie znany mi z wyglądu, był nieco podobny do granatu ale nie miał tych pesteczek, miąższ miał krwisto-czerwony, miał opływowy kształt i wydawał się mięciutki niczym świeżo zerwana figa. Kiedy dzieci go nadgryzły sok ciekł im po ustach i skapywał na podłogę, bardzo ich "pobrudził".
We śnie nie było węża, była tylko wielka Ciekawość, chęć zobaczenia Co się stanie jak Dziadek się dowie.
Po skosztowaniu owocu, okazało się że nie da się zmyć tego soku, on zostawił po sobie ślad niczym niedająca się zmyć krew z baśni np. o Sinobrodym.
Dzieci zgadały się, że jeżeli zdecydują się zjeść owoc to tylko razem. I tak uczyniły, potem chciały ukryć się przed Dziadkiem, ale nie zdążyły, bo kiedy tylko spróbowały owocu, to on ich "naznaczył".
I nie wiedzieć czemu, po o przebudzeniu od razu pomyślałam, że konsumowanie owcu w ogrodzie Eden to był seks, soczysty owoc we śnie to krwawienie miesiączkowe (oznaczające koniec niewinności, dojrzewanie do pewnej roli), czy nawet krwawienie związanie z pierwszym razem. Wąż (którego nie było), byłby wtedy impulsem seksualnym fallusem gotowym do prokreacji, pokusą, nawet przebudzeniem kundalini. Zaś czas - nieodpowiedni, za wcześnie jak na nich (w końcu to były nastolatki).
Jeszcze tej nocy miałam drugi sen. Tym razem śniło mi się Piekło.
Było to ponure miasto niczym z post apokaliptycznej wizji. Całe skute lodem, panowało tam wieczne zimno i wszechogarniająca pustka. Niebo było zasnute ciemnoszarymi chmurami niczym kokon, padał marznący deszcz, zaś śnieg był tak ostry że ranił niczym tysiące igieł. Zewsząd słychać było zawodzenie wiatru i straszliwe ryki potępionych dusz (ale żadnej nie było widać).
Widziałam wielkie wieżowce pełne zionących pustką okien (bez szyb), wszędzie było szaro-niebiesko-sino. Przerażające było to, że nie było tam nikogo ani nawet niczego, tylko wielka pustka i zniszczenie. Nagle pojawiła się dusza jakiejś kobiety i zaczyna mnie ścigać, uciekam z panicznym lękiem wyobrażając sobie co ona zrobi jak mnie złapie.
Po przebudzeniu pierwsze co stwierdziłam, to że trzeba było dać się złapać.
Subskrybuj:
Posty (Atom)