piątek, 13 lutego 2015

Wspinaczka

Jestem w szkolnej stołówce, zamawiam ciepły posiłek i płacę 19,50.
Dostaję drugie danie, dopiero po chwili orientuję się, że kupiłam dwa posiłki. Drugi jest dla Asi, która zaraz kończy lekcje.
Kiedy podchodzę do okienka, jest zamknięte. Stołówka jest czynna do 15.00, jest 15.15.

Jestem z Asią na miejscu zbiórki, zapisałam ją na zajęcia baletowe. Okazało się że autobus, który miał dowieźć dzieci, zepsuł się i trzeba tam dotrzeć samodzielnie. Na początku wiozę ją rowerem, po jakimś czasie orientuję się, że końcówkę drogi trzeba przejść. Wysadzam A., ona pędzi pod górę, ja wchodzę powoli. Góra jest usypana z wilgotnej ziemi pomieszanej z piachem, ma barwę żółto-pomarańczową, zauważam, że ma konsystencję lessu. Trochę zjeżdżam z niej, ześlizguję się, ale ze względu na A., nie rezygnuję, chcę jej towarzyszyć. Niemal na samym szczycie widzę robotników. Są tam gigantyczne stopnie schodów, oni je pomniejszają łopatami, do rozmiarów pasujących do 'ludzkiej stopy'. Ciężko się wspinać po takich schodach. Wymaga to wiele wysiłku, czasem się łapię tych robotników, bo zauważam, że oni są jak drzewa z korzeniami, są jak wrośnięci w tę dziwną ziemię. Oni w ogóle na to nie zwracają uwagi, poza jednym, który mówi, że mam "go puścić", bo od tej chwili powinnam wejść sama. Jestem już niemal na szycie. Mijam ostatniego chłopaka, ale nie przytrzymuje się go, od kiedy "usłyszałam tekst z ust mężczyzny", jestem samodzielna. On przerywa pracę i zerka na mnie, uśmiecha się od ucha do ucha. Widzę że A., bawi się w dołku/zagłębieniu poniżej (to była góra a'la wulkan), obok niej leży maskotka, sówka Hedwiga. Ten chłopak wciąż 'zaczepia mnie' spojrzeniem, uśmiecha się, zagaduje.
Ignoruję go i patrzę na widoki.
Nagle zrywa się wiatr. Zauważam, że jestem w "bocianim gnieździe", z którego wznosi się iglica. Wiatr jest coraz silniejszy, zaś iglica jest jak gałązka wierzby, elastyczna, mocno kiwa się na boki. Co chwila ja wpadam na tego chłopaka, a on na mnie. Trzymam się go mocno, żeby nie spaść, on zaś jedną ręką obejmuje mnie, drugą mocno przytrzymuje burtę. Chcąc nie chcą, jestem z nim spleciona.


czwartek, 12 lutego 2015

Czakry - refleksje

 Post w odpowiedzi na pytanie Dorotabl

"A ja mam takie pytanie przy okazji, bo choć siedzę w tych tematach od lat, nie rozumiem co oznacza pojecie rozwijanie czakr. Wiele ludzi pisze o rozwoju czakr, ale mój logiczny umysł nie rozumie o co w tym chodzi? Domyślam się, ze chodzi o coś co ja bardziej racjonalnie określam. Jak Ty rozumiesz to pojecie i do czego jest rozwój czakr niezbędny? I oczywiście czy można czakry świadomie i w praktyczny sposób rozwijać? ja w moich praktykach lubię się odnosić do konkretnej sytuacji, ale poszczególne czakry mogłabym określić zbiorem rożnych i zależnych od siebie sytuacji? czy dobrze to rozumiem?"

Odpowiedź nie jest prosta, zacznę 'od końca'. Naczytałam się wielu książek o rozwoju duchowym i nasuwa mi się wniosek. Każdy ma inne doświadczenia, każdy inaczej "coś odkrywa", są przeróżne systemy i różne drogi. Co jest dobre dla X, niekoniecznie będzie dobre dla Y. Nie należy "małpować", co najwyżej inspirować się i zawsze robić to, co dyktuje serce. Owszem, zdarza się, że wykorzystamy pomysł z jakiejś książki czy z forum/z bloga, zastosujemy 'na sobie' (niejako stając się królikiem doświadczalnym) i zadziała. Częściej jednak: stosujemy afirmacje, ćwiczenia, medytacje, pościmy, oczyszczamy dom w konkretny sposób, prosimy o pomoc anioły i nic, zero efektów bo .. nie ma jednej drogi. Rozwój duchowy jest czasochłonny i pracochłonny, jedyna dobra metoda, to metoda prób i błędów. Każdy rozwija się w inny sposób i w innym tempie. Z drugiej strony, tylko głupiec zignorowałby to, co już wcześniej odkrył ktoś inny. Pozostaje nam więc "filtrować" informacje.

Co to jest czakra? Niektórzy twierdzą że czakry, to wymysł, fantazja, ciężko im sobie wyobrazić, że w ciele krążą jakieś 'kule'. To jest 'normalne', gdyż czakry to symbole, "narzucono nam" że to koła, że w takich kolorach, że tak umieszczone itp. Nikt tak naprawdę nie wie jak wyglądają "czakry".

Dla mnie, można je porównać do poszczególnych narządów organizmu (mózg, serce, ręka, noga, oko), czy może raczej trybików w  mechanizmie. Pracując nad najmniejszym elementem, wpływamy na pracę "całej machiny"; czasem zaś jeden mały zastój, może spowolnić 'pracę' a nawet zablokować na miesiące czy nawet lata.

Czym jest praca nad czakrami? Dla mnie, to nic innego jak dostrajanie się do wibracji wszechświata (cos a'la moje radio ze snu, poszukiwanie swojej własnej częstotliwości), to "przepływ informacji" pomiędzy wszechświatem a nami.
To praca z energią, nawiązanie dialogu ze wszechświatem.

Otwarcie czakry, to wyzwolenie energii, która jest 'w nas', ale jeszcze jej sobie nie uświadamiamy. Odblokowanie czakry, często jest połączone z odkryciem "czegoś nowego" o nas samych. Można to porównać, do rozsunięcia żaluzji: wpada więcej światła, widzimy wyraźnie co jest w pokoju; dostrzegamy że jest tam dużo więcej, niż nam się na początku wydawało; zaś za oknem też jest świat, o którym wcześniej nie mieliśmy pojęcia itd.

Po co rozwijać czakry? Po to, by odkryć kim tak naprawdę jesteśmy, skąd przychodzimy, dokąd zmierzamy, do czego tęsknimy, czego pragniemy. Pracując z z czakrami można odkryć talent, zdobyć mądrość i zrozumieć pewne rzeczy. Możemy odkryć nasz duchowy dar, możemy 'wcześniej niż lekarz' wykryć chorobę w organizmie. Realizujemy ukryty w nas potencjał, możemy też pomóc innym np. uzdrawiać. Dusza człowieka wyłania się niczym motyl z kokonu.

Jeszcze taka mała uwaga, czakry są najmocniej 'odczuwane' w trakcie "otwierania", gdy zaczynają "pracować"; rzadziej, gdy są nad-aktywne lub nie-aktywne (bo nie jesteśmy dostrojeni, nie zwracamy uwagi). Te 'zharmonizowane' są najczęściej nieodczuwalne, przynajmniej tak jest u mnie. Ludzie, którzy mieli szczęśliwe dzieciństwo, kochających rodziców, zdrowe relacje z rówieśnikami, tworzą zdrowe związki - mają zharmonizowane czakry. Negatywne uczucia: lęk, strach, gniew, wstyd, smutek, żal, uraza, zazdrość, frustracja, czyjaś krytyka - spowalniają czakry, blokują. Mówiąc inaczej, jeżeli żyjemy zgodnie z własną wewnętrzną prawdą, znamy siebie, kochamy; akceptujemy to, co nas spotyka; dobrze nam we własnym ciele, to nie musimy nad nimi "pracować".

I teraz, jak "pracować z czakrami". Najtrudniejsze pytanie.
Podstawa, to "bycie świadomym". Należy nauczyć się "słuchać" tego, co mówi nasza dusza,
nasze ciało i wszechświat (znaki, sny itp.). Należy 'monitorować' swoje myśli, emocje i odczucia (samoobserwacja),
bo prawdziwa wiedza jest w nas, a nie w książkach.

Jeszcze wiele można by pisać, temat niczym góra lodowa ..

środa, 11 lutego 2015

Przebudzanie czakry splotu słonecznego

Sen z dzisiejszej nocy:
Zrobiłam pizzę dla rodziny. Na kolacji byli moi rodzice, brat z żoną oraz J. i dzieci. Pizza była pokryta żółtym serem. Podałam ją na tarasie, przy okrągłym stole. Mieliśmy widok na "miasto nocą".
Symbole senne z ostatnich dni: koło oraz  żółć,
kojarzą się z czakrą słoneczną-manipurą
np.
- okrągła pizza, pokryta żółtym serem
- sen z  szukaniem częstotliwości i dostrajaniem: żółty ekran, okrągłe pokrętło
- gotowanie makaronu: okrągły garnek z wrzątkiem i żółty makaron
- nawet zrzucanie książek z parapetu, gdzie "pokój zalała fala światła"
- światło "cudownie przebija się przez chmury"
- patrzę z tarasu widokowego na "rozświetlone miasto", siedzę przy okrągłym stole
Nazwa czakry: manipura, gdzie mani oznacza klejnot zaś pura miasto lub centrum. Nazwa, kojarzy mi sie z MANIfestacją, wyrażaniem "ja", w zdrowy i mądry sposób. Czakra nad-aktywna kojarzy się MANIpulacją.

- czakra związana jest z ogniem, moje sny z ostatnich dni to: kuchnie, gotowanie, pieczenie, podgrzewanie, kuchenki, lampki, źródła światła, odgrzewanie
- ogólnie, uczucie w snach, że coś mnie "'rozpiera", fala ciepła się rozlewa, promieniuje, energia krąży po ciele itp.
- czakra ma związek z układam pokarmowym
- nawet karta Rydwan (cykl snów), kojarzy mi się z energią manipury
- zaś sam Rydwan mówi "sięgaj", walcz, bądź odważny, nie rezygnuj.


Czy się uda czy też nie - to jeszcze nie przesądzone, ale zbieraj doświadczenia, realizuj. Rydwan może dosłownie oznaczać "misję" w naszym życiu.

Wszystko się zazębia.

Liczba 64 z poprzedniego snu, to może być wskazówka,
by zerknąć do I-Cing.

Heksagram 64 w I-Cing jest ostatni a brzmi:
"WEI-CI. Przed Dokonaniem
(Początek Drogi, Wyruszenie, Dochodzenie do Celu)



Pierwszy krok, postawiony na drodze do celu wymaga jeszcze długotrwałego wysiłku, pracy, wielu zabiegań i pokonywania trudnych do przewidzenia trudności, ale ich efekt może być naprawdę satysfakcjonujący. Istnieje szansa na sukces, którą warto podjąć, aby zmienić swoje życie i osiągnąć coś wartościowego. Do pracy!
Bohaterem Heksagramu jest człowiek, który określił swój zamiar i pragnie go wprowadzić w czyn. Najpierw musi się nauczyć wyczekiwać stosownego momentu na rozpoczęcie działania, powstrzymywać przedwczesne zapały, przygotowywać grunt dla nowych zdarzeń. Następnie przystępuje gwałtownie do dzieła, co sprawia, że wszystko mu się udaje. Gdy już osiągnął to, czego pragnął cieszy się przy winie z przyjaciółmi, ale właśnie wtedy, gdy przestaje się  kontrolować, może nieopatrznie stracić to, co zdobył."

źródło

64 to 8x8, 8 osób było w moim śnie na kolacji, szachownica ma 64 pola.
6+4 daje 10 Koło Fortuny, przedstawiane często jako żółte i ze sfinksem w roli głównej
na Initiatory Golden Dawn jest ouroboros, te symbole pojawiły się w moich snach


Niedawno miałam 32 urodziny, mój mąż zresztą też, obchodzimy je tego samego dnia, 32x2 daje 64 ;)

Moje osobiste doświadczenia z ostatnich dni/tygodni:
(towarzyszące przebudzeniu czakry solarnej)
- głośno się śmieję, jestem pozytywnie nastawiona, przyjmuję postawę na "tak"
- podśpiewuję a nawet głośno śpiewam, na całe gardło (według niektórych czakra sakralna i gardła są ściśle ze sobą powiązane; według mnie, ta czakra jest podłączona pod wszystkie czakry, niczym Słońce naszym układzie Słonecznym)
- słucham bardzo pozytywnej/mocnej muzyki lub ze słowami do it, never give up, don't be afraid, don't give up itp.
- regularnie odwiedzam toaletę (wcześniej miałam zaparcia)
- mam nudności, wymioty, J. nawet pytał czy przypadkiem nie jestem w ciąży, bo poza wymiotami "promienieję" ;)
- nie jestem w ciąży, kolejny pozytyw to miesiączki "jak w zegarku", jakby krew krążyła szybciej, żwawiej
- bardzo szybko rosną mi włosy
- gimnastykuję się, czuję potrzebę ruchu
- jest mi ciepło, dosłownie siedzę w szortach i t-shircie (kiedyś non stop marzłam, szczególnie ręce i nogi)
- dbam o to co jem, nauczyłam się przyrządzać nowe potrawy (zawsze się bałam, że nie dam rady, okazało się że nie taki diabeł straszny...), a najważniejsze, nie robię tego "bo tak trzeba" bo tak mówi jakaś dieta, robię To, bo tak "chcę"
- nie wiem czy to ma jakiś wpływ, ale do niemal każdej potrawy dodaję pieprz i majeranek
- zmieniłam oświetlenie w domu na mocniejsze, tzn. J. kupił i pozmieniał, ja zarządziłam ;)
- nabrałam pewności siebie; poczucia sensu - nawet, jeżeli coś pozornie wydaje się być 'bez sensu'; jestem bardziej asertywna i stanowcza, wiem czego chcę i dążę do tego, nie izoluję się od ludzi i świata, wręcz przeciwnie, sama inicjuję, proponuję, zapraszam, wychodzę z inicjatywą.
Kolejny punt na mojej liście to wytrwałość i doprowadzanie 'rzeczy' do końca.

Praca nad tą czakrą sprawia mi trudność, gdyż mam bardzo obsadzony 12dom.
Mam tam Słońce, Wenus, Marsa, Ryby na ASC, na DSC siedzi Księżyc w Pannie.
Solarny znak, Wodnik - naprzeciwko trudna dla mnie "lwia" energia.

Podobno, objawy (przy przebudzaniu/otwieraniu tej czakry) są wyraźnie odczuwalne, a to dlatego, że czakra solarna produkuje potężną ilość energii (więcej niż wszystkie inne czakry razem wzięte, coś a'la nasze Słońce).

Testom internetowym "na czakry" za bardzo nie dowierzam, ale "liczby nie kłamią"
Manipura
rok 2011 -12% under-activ, czakra na minusie, bardzo źle
2013 0% under-activ, źle
teraz 2015 +19%, co według strony też jest under-active, ale ja czuję, że jest znacznie lepiej

Podobno nie rozwijając tej czakry, człowiek staje się "nierozpoznanym geniuszem", nie wierzy w siebie, nie wierzy w to co robi, nie wierzy że mu się uda. Boi się odnieść sukces i stanąć na piedestale.
Co przypomina mi rozkład, gdzie na pytanie: To rozwijaj, wypadła karta 6 Buław, a ja boję się "wyjść do ludzi", pokazać swój talent, boję się zaprezentować w całej krasie. Albo inaczej: nigdy nie jestem zadowolona z tego co osiągnęłam, mam poczucie że inni wiedzą więcej, robią lepiej, mają większe doświadczenie itp. Cokolwiek nie osiągnę - pomniejszam to.
Jak ktoś obdarza mnie komplementem, gratuluje mi - to zamiast się cieszyć, zapadam się ze wstydu pod ziemię, albo myślę "mówi tak, bo chce być miły" itp.

ale.. czuję pozytywne zmiany w swoim życiu, rozwijam się, dojrzewam, niczym łan złotej pszenicy ;)
Tym pozytywnym akcentem kończę i słonecznie pozdrawiam Zaglądających.

wtorek, 10 lutego 2015

Cierpliwość i poszukiwanie

Jestem w sklepie, stoję w kolejce już bardzo długo. Wcale mnie to nie denerwuje. Cierpliwie sobie czekam, cześć osób wciska się przede mnie, ale nic mnie to nie rusza, tylko się dziwię: Po co oni się tak śpieszą? Nagle dostaję wiadomość (kobiecy głos zawiadamia przez megafon). Zmarł mój daleki krewny, jestem zaproszona na odczytanie testamentu.
Odczytanie odbywa się w jego rezydencji (był niezwykle pracowity, bogaty, miał głowę do interesów). Zebrało się bardzo dużo osób, sam odczyt trwa krótko, większość ludzi odchodzi zawiedziona. Krewny, zaprosił nas wszystkich, byśmy wzięli udział w jego "grze". Naszym zadaniem, jest przeszukać jego dom i odkryć Coś. Zostaję, choć większość osób już wraca do swoich obowiązków. Przeszukuję dom. Powoli odkrywam, kim tak naprawdę był wujek. Jestem sama w budynku. Wieczorem zagląda do mnie 2óch "strażników". Pytają mnie czy rezygnuję, mówię im że nie. Oni odchodzą, ja jeszcze bardziej skupiam się na szukaniu. Odkrywam olbrzymią bibliotekę, garderobę, kuchnię z wypełnioną po brzegi jedzeniem, chyba dla 100 osób na 100lat. Widzę też wielkie łazienki, sypialnie, pokoje pełne pościeli na zmianę. Tam właśnie znajduję ukryte pamiętniki i zaczynam je przeglądać. To chyba jeszcze nie "to", co mam znaleźć, ale czytam, być może będzie tam jakaś wskazówka. W dziennikach, zawarte są jego myśli, refleksje, to co robił w dany dzień, jego podróże, inspirujące cytaty, pragnienia i cele do realizacji. Mija kilka dni, już powoli orientuję się gdzie co jest, choć jest bardzo ciężko. Budynek jest przeogromny i można się pogubić. Kiedy robię sobie śniadanie (filiżanka kawy, rogalik), zauważam, że z piętra nad kuchnią schodzi gosposia. Twierdzi, że uczestnik "gry", może mieszkać tu do czasu rozwiązania zagadki, zaś kiedy potrwa to więcej niż 3 dni, to ona ma obowiązek tu sprzątać i szykować posiłki. Pytam ją o wagę, bo widzę że schudłam przez te kilka dni. Przynosi wagę łazienkową (szklana, w kształcie krzyża), waga wskazuje 64kg. Gosposia wchodzi znów na pięterko (takie spiralne schody) i robi się bardzo cicho, za cicho. Ten krewny zginął nagle, w tajemniczych okolicznościach, więc zaczynam czuć lęk. Wołam głośno: czy wszystko w porządku? Cisza. Wołam jeszcze raz. Słyszę kroki, ktoś schodzi po schodach. To mężczyzna, ma nagi tors, szare spodnie dresowe i gołe stopy. Wygląda jak Zeus; dłuższe, siwe włosy, groźny wzrok, mocne brwi. Mówi, że jest mężem gosposi i że wszystko jest "w porządku". Mieszkają tu razem. Z oddali słyszę jej głos, potwierdza tę informację. Odchodzę do swych zajęć, choć czuję niepokój. W porze obiadu, spotykam ich w kuchni, są jak papużki-nierozłączki, przygotowują wspólnie posiłek i wyglądają na bardzo szczęśliwych. Tego dnia, przybywa do domu ktoś jeszcze. Najpierw dostrzegam pojedyncze osoby w różnych pomieszczeniach, potem orientuję się, że to jacyś krewni, którzy zdecydowali się "powrócić do gry". Jest wśród nich pewien chłopak. Nie ma dnia, by do mnie nie zagadał. Zawsze gdy mnie widzi, buzia mu się nie zamyka. Trochę mnie to denerwuje, dlaczego musiał na mnie zwrócić uwagę? Zaczynam mu się przyglądać. Jest wysoki, znacznie wyższy niż ja, ma gęste kruczoczarne włosy, bardzo ciemne oczy, jest wysportowany.    

Spotykamy się tylko przypadkiem, on zawsze zagaduje pierwszy, ja odpowiadam, niemal zawsze go czymś zaskakuję lub rozśmieszam. Zaczynamy rozmawiać coraz dłużej i o coraz bardziej "prywatnych sprawach". Pewnego razu spotykam go w korytarzu. To bardzo nietypowy korytarz, jest niezwykle wąski, dosyć długi. On jak zwykle zaczyna rozmowę. Czuję że jest "jakoś" inaczej niż zwykle, mam takie dziwne uczucie w piersiach, że aż mnie rozsadza. Odkrywam że jestem szczęśliwa. W tym właśnie korytarzu, zdaję sobie sprawę że On mnie kocha, kocha mnie od naszego pierwszego spotkania. Podchodzę do niego na wyciągnięcie ręki i po chwili obejmuję go za szyję, on mnie za plecy. Kolejna scena, on siedzi na ławce (takiej "szkolnej", niziutkiej). Ja siadam na podłodze, między jego nogami, tyłem do niego. Co jakiś czas zerkam na niego mocno przechylając głowę do tyłu, cały czas gadam jak najęta. Chcę się o nim dowiedzieć wszystkiego, znów przechylam głowę i zaczynam mówić ". A powiedz mi.." kiedy on zamyka mi usta pocałunkiem. Kiedy kończy, uśmiecha się szeroko i mówi: "zdecydowanie za dużo gadasz". Uwiadamiam sobie, że jedyne co "odkryłam"w domu wuja to miłość ;)




poniedziałek, 9 lutego 2015

SMS

Szykujemy się do weekendowego wyjazdu. D. i A. nas zaprosili do Wrocławia. J. jeszcze jest w pracy, wróci lada moment. Ja jestem z dziećmi w moim pokoju , w starym domu. Mieszkamy tam sami, rodziców nie ma (ale nie wiem czy wyjechali, przeprowadzili się?). Cały dom mamy dla siebie. Tego dnia, odebrałam ze szkoły koleżankę Asi - Małgosię. Jestem "na świeżo" po spotkaniu z jej rodzicami (przyszli ją odebrać). Jestem nabuzowana endorfinami, mam dobry humor, energia aż mnie rozpiera od środka.
Włączam radio (moje stare radio, ma taki duży ekran, który rozświetla się na żółto), kręcę gałką i szukam odpowiedniej częstotliwości. W końcu łapię jakiś 'pozytywny kawałek'. Podśpiewuję do niego i pakuję ostatnie rzeczy. Na biurku, stawiam garnek. Po chwili woda wrze, dorzucam makaron i gotuję (oczywiście, nie mam kuchenki na biurku). W tym właśnie momencie, co wrzucam garść makaronu (dosłownie 'garść'), dostaję SMS od X. pisze: "Olu, kiedy mogę do Ciebie wpaść?". We śnie, strasznie za nim tęsknię i też chciałabym go zobaczyć, odpisuję "Wiesz, możesz przyjść nawet za minutkę ;P tylko już lada moment nas nie będzie, bo jedziemy do Wrocławia". Nie zdążyłam mu wysłać wiadomości, bo makaron zaczął kipieć, odłożyłam telefon. Potem zapomniałam odpisać, bo J. wrócił i trzeba było "się sprężyć" i wszystkiego dopilnować przed wyjazdem. Dopiero we Wrocławiu, przypomina mi się, że nie odpisałam, ale wtedy już nie chcę wysłać wiadomości zwrotnej, bo "jest za późno" i nie ma sensu.  
Suma sumarum - nie odpisuję wcale.

niedziela, 8 lutego 2015

7/8 luty

Dziś w nocy byłam w sanatorium, ale nie jako pacjentka. Mieszkałam tam z Asią (córeczka). W zamian za pomoc, dostałyśmy dach nad głowa i 3 posiłki dziennie. Asia jest zapisana do szkoły, to sanatorium dla "przewlekle chorych". Dzieci trafiają tu na długie miesiące a nawet lata. To olbrzymie uzdrowisko, w zasadzie miasto-uzdrowisko. Sanatorium składa się z sieci budynków, ma własny ogród warzywny, sad, bibliotekę, szkołę, basen, kino itp. Najbardziej chorzy przebywają w szpitalu-molochu, każde piętro to inny odział; inny przedział wiekowy. Jest też sekcja dla 'mniej' chorych, przebywają oni w domkach przyszpitalnych, maja niemal "domowe" warunki. Na naszej ulicy, mieszkają pracownicy szpitala: pielęgniarki, lekarze, pomocnicy, hydraulicy, sanitariusze, nauczyciele, kucharki itp.
W miasteczku dzieje się tu coś dziwnego.
Mieszkańcy, zarówno pacjenci jak i pracownicy, giną w tajemniczych okolicznościach.
Sen zaczyna się, gdy jestem na sali gimnastycznej, wpada tam młody mężczyzna, w ręku ma broń. W panice wspinamy się na drabinki przy ścianach. Koleżka obok mnie, stoi przodem do niego, ja stoję tyłem do sali. Ona mi szeptem relacjonuje co on robi. A robi coś bardzo dziwnego, podchodzi do każdej z nas i dotyka np. stopę, łydkę, kolano, udo, dłoń itd. Kiedy podchodzi do mnie, sięga do pośladków (jako jedyna stanęłam do niego tyłem). Dotyk ma niezwykle czuły i delikatny. W zasadzie głasnął mnie przez materiał dżinsów, ledwo co poczułam. Kiedy zerkam na niego, on mówi, że wróci tu wieczorem, zaś my, mamy mu "kogoś poświecić", ma być to ktoś, kto "ma do zaofiarowania najwięcej". Wychodzi. Pierwsze co robię, to pędzę po Asię, do szkoły. Jest w innym budynku. Jest zima, śnieg, biorę sanki żeby było szybciej. Powoli zapada zmrok, mijam coraz mniej ludzi, aż w końcu idę zupełnie sama. Mam zamiar uciec. Kolejna scena, zakładam A. kombinezon i sadzam na sanki (wygląda jakby miała 3latka). Zauważam że już niemal wieczór, zaraz wybije wyznaczona godzina i pojawi się mężczyzna. Zastanawiam się kogo wybrali na ofiarę. Boję się że to mogę być ja, przyśpieszam. Niemal biegnę ciągnąc Asię za sobą. Ona jest zaś dziwnie zmęczona, bardzo szybko zasypia. Żałuję że nie wzięłam dla niej koca, jeśli nam się uda, to czeka nas długa droga. Kiedy już znacznie się oddalamy, przypomina mi się, że nie zabrałam czegoś "niezwykle ważnego". Biję się z  myślami, co robić? Zawracam, muszę "to" mieć. Spieszę się tak bardzo, że na zakręcie A. wypada z sanek. Jest tak zaspana, że natychmiast zasypia ponownie .... koniec snu, zadzwoniła mama i mnie obudziła ;(

sobota, 7 lutego 2015

Oko-Wąż

Mamy wakacje. Dzieci biegają na zewnątrz. My zaś (ja i J.) jesteśmy w jakimś budynku, coś a'la schronisko: dużo pokoi, jedna łazienka na korytarzu. Już mamy się zbierać, kiedy do "wspólnego" pokoju, wchodzi para: mężczyzna i kobieta. Ona nas zagaduje, tymczasem On, bacznie mi się przygląda. Kolejna scena, ja w pokoju z tym mężczyzną, wyrosło mu trzecie wyłupiaste oko na środku czoła. To oko, to tak naprawdę wąż, który wychodzi z czoła i "mnie hipnotyzuje". Czuję dziwne wibracje/drżenie, oko-wąż rusza się i wije, robi się coraz dłuższe. Mężczyzna 'skupia się' ze wszystkich sił, ale na mnie "to" nie działa. Co więcej "słyszę jego myśli"; on chce mnie zahipnotyzować i zapłodnić. Swą żonę już zahipnotyzował, siedziała 'nieświadoma niczego' w pokoju obok. Docieram do drzwi (żółte, drewniane), wiem że są zamknięte na klucz, ale kiedy naciskam na klamkę, otwierają się. Szukam J. Znajduję go siedzącego na toalecie, masturbuje się, zaś nasienie trafia mu prosto do ust. Ma na głowie czapkę z daszkiem która całkiem zasłania mu oczy, kiedy mu ja zdejmuję, on odzyskuje świadomość i wymiotuje.

Spisałam sen. Niedługo później, natknęłam się na tekst (przez przypadek):
Mówi bóg Atum:
"Jestem ten, który współżył z własną dłonią,
który poruszył ręką swoją
Aż wpadło nasienie me do mych ust.
Nie wyplułem jeszcze Szu, (bóg powietrza)
Nie wyrzygałem jeszcze Tefnut, (bogini wilgoci)
Nie było nikogo, kto by mi pomógł."





wtorek, 3 lutego 2015

Carnivale

Jestem w pewnym mieście. Spotykam koleżankę z podstawówki, oglądamy album o ptakach, gdyż A. studiuje ornitologię. Do miasta przybywa trupa cyrkowa, wieczorem będzie niesamowite przedstawienie. Nie był to całkiem zwyczajny cyrk, ludzie mieli w sobie coś "dziwnego". Zauważyłam to, gdy szli po ulicach miasta zapraszając na show. Pochód prowadziły konie z pióropuszami, za nimi - muzycy, ale nietypowi. Byli niepełnosprawni, zamiast ręki/dłoni mieli doczepiony na stałe instrument, niektórzy byli na szczudłach, niektórzy jechali na jednokołowych rowerach. Wszyscy byli bardzo szczupli i wysocy, mieli granatowe fraki, granatowe spodnie, białe koszule i mega wysokie kapelusze. Za nimi podążała reszta, ale nie zdążyłam się przyjrzeć, bo wślizgnęłam się za kulisy. Trafiłam do pokoju małych dziewczynek, akrobatek-baletnic.


Zauważyłam że dziewczynki nie mają dolnych ząbków, na przedstawienie zakładają sztuczne szczęki. Te dziewczynki były nieme, próbowały mi coś powiedzieć, ale nie mogłam ich zrozumieć. Nawet przymierzyłam jedną szczękę (myślałam że może to o to chodzi), ale nie pasowała. Ktoś z tej trupy "miał na mnie oko", to była dziewczyna, moja równolatka. Udało mi się ją zmylić na rozstajach dróg, ale nie na długo. Znalazła mnie, szybko zaplątałam ją w jakiś sznurki i pobiegłam dalej. Dotarłam do pokoju, miał on tylko jedno okno pod sufitem Okno było niewielkie, kwadratowe, ale dało się przez nie przecisnąć. W pierwszej chwili okna nie zauważyłam, bo zasłaniały je książki leżące na parapecie. Zaczynam je zrzucać. Na początku nie zwracam uwagi co to za dzieła, potem zaczynam czytać tytuły. Był cały cykl ksiąg pt. "Wiedza Osobliwa" oraz cykl czasopism "Kuchnia wiedźmy i Czarostwo". Walczyłam ze sobą by nie zajrzeć do środka, bo wtedy Ona by mnie dorwała. Zrzuciłam więc książki na podłogę za jednym zamachem i wtedy pokój zalała fala światła. To była ostatnia chwila, dziewczyna właśnie weszła do środka i mnie ujrzała. Otworzyłam okno i uciekłam.