piątek, 13 lutego 2015

Wspinaczka

Jestem w szkolnej stołówce, zamawiam ciepły posiłek i płacę 19,50.
Dostaję drugie danie, dopiero po chwili orientuję się, że kupiłam dwa posiłki. Drugi jest dla Asi, która zaraz kończy lekcje.
Kiedy podchodzę do okienka, jest zamknięte. Stołówka jest czynna do 15.00, jest 15.15.

Jestem z Asią na miejscu zbiórki, zapisałam ją na zajęcia baletowe. Okazało się że autobus, który miał dowieźć dzieci, zepsuł się i trzeba tam dotrzeć samodzielnie. Na początku wiozę ją rowerem, po jakimś czasie orientuję się, że końcówkę drogi trzeba przejść. Wysadzam A., ona pędzi pod górę, ja wchodzę powoli. Góra jest usypana z wilgotnej ziemi pomieszanej z piachem, ma barwę żółto-pomarańczową, zauważam, że ma konsystencję lessu. Trochę zjeżdżam z niej, ześlizguję się, ale ze względu na A., nie rezygnuję, chcę jej towarzyszyć. Niemal na samym szczycie widzę robotników. Są tam gigantyczne stopnie schodów, oni je pomniejszają łopatami, do rozmiarów pasujących do 'ludzkiej stopy'. Ciężko się wspinać po takich schodach. Wymaga to wiele wysiłku, czasem się łapię tych robotników, bo zauważam, że oni są jak drzewa z korzeniami, są jak wrośnięci w tę dziwną ziemię. Oni w ogóle na to nie zwracają uwagi, poza jednym, który mówi, że mam "go puścić", bo od tej chwili powinnam wejść sama. Jestem już niemal na szycie. Mijam ostatniego chłopaka, ale nie przytrzymuje się go, od kiedy "usłyszałam tekst z ust mężczyzny", jestem samodzielna. On przerywa pracę i zerka na mnie, uśmiecha się od ucha do ucha. Widzę że A., bawi się w dołku/zagłębieniu poniżej (to była góra a'la wulkan), obok niej leży maskotka, sówka Hedwiga. Ten chłopak wciąż 'zaczepia mnie' spojrzeniem, uśmiecha się, zagaduje.
Ignoruję go i patrzę na widoki.
Nagle zrywa się wiatr. Zauważam, że jestem w "bocianim gnieździe", z którego wznosi się iglica. Wiatr jest coraz silniejszy, zaś iglica jest jak gałązka wierzby, elastyczna, mocno kiwa się na boki. Co chwila ja wpadam na tego chłopaka, a on na mnie. Trzymam się go mocno, żeby nie spaść, on zaś jedną ręką obejmuje mnie, drugą mocno przytrzymuje burtę. Chcąc nie chcą, jestem z nim spleciona.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz