czwartek, 19 marca 2015

Upadłe anioły tracą skrzydła

Sen:

Szybuję nad miastem. W zasadzie to ruiny i zgliszcza, nie ma co oglądać. Miasto jest zrównane z ziemią. Wszystko jest zniszczone i przysypane popiołem. Wszystko tonie w odcieniach szarości i niebieskiego/granatu. Miasto jest wyludnione, zionie pustką. Wiem, że to Miasto Jęku i Rozpaczy. Po jakimś czasie, dostrzegam postać, leży skulona na ziemi, jest w pozycji embrionalnej. Zastanawiam się Kto to? Słyszę głos w myślach: to upadły anioł. Za karę, odebrano mu skrzydła i stał się człowiekiem (to jednocześnie zaszczyt i kara). Takie inkarnowanie jest niezwykle rzadkie, ale możliwe, bo każda istota, może się zmienić w dowolnym momencie swego życia, musi tylko tego mocno pragnąć. Tylko Te 'anioły', które trafiły na ziemię jako 'człowiek' mają szansę na zmianę swojego losu, bo tylko w 'ludzkim ciele' można odkupić swoje winy.

Skrzydła 'zostały odebrane' większości z aniołów upadłych; cześć z nich, straciła je, przy przekraczaniu ziemskiej atmosfery. (spaliły się). Każdy upadły anioł jest Inny, tak jak ludzie są różni (są anioły piękne i brzydkie, ponętne i odrażające, wyglądają jak człowiek lub są hybrydami, przybierają wygląd zwierząt znanych i nieznanych, mają wygląd poczwar lub wygląd niepodobny do niczego).
Nie wszystkie są 'złe' i nie wszystkie pragną złego.

Wszystkie 'upadłe anioły', musiały dokonać wyboru "zgodzić się ze słowami Boga lub nie". Te, które stanęły w opozycji lub zdradziły, zostały zdetronizowane, stało się to 'na równi' z tymi, którzy nie zgadzali się tylko z 'jedną myślą Boga'. Nie wszystkie upadłe anioły, to diabły czy demony. Cześć z nich, towarzyszy człowiekowi,  bo chce Jego "wzrostu ducha": podsyłają one mądre myśli, są przejawem geniuszu, inspirują do działania, pomagają w razie potrzeby. Niekiedy objawiają  się w postaci drugiego człowieka - bliźniego. Tak najszybciej wypełniają swą pokutę.

Ogólnie, decyzja Boga, niektórym Aniołom wydawała się 'krzywdząca', bo Bóg zadziałał na zasadzie: "jeżeli nie jesteś ze mną, to jesteś przeciwko mnie". Te, które się nie zgodziły się z jego słowami, zostały strącone.

 Niektóre z upadłych aniołów, są złośliwe, inne psotne, jeszcze inne przerażające, niektóre są bardzo groźne, niektóre pomocne. Cześć z nich zna tajemnice świata, cześć z nich zna przeszłość i przyszłość, niektóre kłamią, niektóre mówią tylko prawdę. Są takie, które pożądają ziemskich kobiet i takie, które pożądają ziemskich mężczyzn; są takie, których to w ogóle nie interesuje. Mogą  mieć władzę nad żywiołami: przynoszą ulewne deszcze, sprowadzają burze, tsunami, lawiny, wywołują pożary, powodują susze, sprowadzają choroby. Cokolwiek robią, "pragną mieć władzę", choć nie wszystkie są nieprzychylne ludziom. Najczęściej 'chcą rządzić' i pokazać, że człowiek jest "słabą istotą" czy też "'istotą niedoskonałą". 

Większość z upadłych aniołów, jest "głodna nieprzyjemnych emocji". Zamieszkują każde środowisko. Miejsca odludne jak: głębiny morskie, wulkany, pustynie, góry, lasy, źródła rzek, jeziora. Pojawiają się w ludzkich siedzibach: w domach, na podwórkach, na placach, w sklepach, w szkołach, w barach, w miejscach pracy, na cmentarzach. W zależności od tego - gdzie zostały 'zrzucone'/gdzie spadły - tam już zostały, są przywiązane do miejsc. Choć nie wszystkie, te "bardziej potężne", przyciągane są przez 'określone emocje' np. gniew, zazdrość, lęk, strach, smutek, przerażenie, urazę, zemstę, pożądanie itp. Cześć z nich,  zamieszkuje tereny, gdzie wydarzyła się jakaś tragedia np. nieszczęśliwy wypadek, gwałtowna śmierć, morderstwo. Cześć pojawia się  tam, gdzie człowiek 'ma kłopoty' lub nie wie jak postąpić, staje w obliczu "wyboru".

Ich wygląd różni się, w zależności od terenu, na jakim przebywają lub w zależności od emocji/czy działań, jakich łakną (obżarstwo, pożądanie, śmierć). Niezwykle rzadko się ukazują i kiedy już to robię, mogą przyjąć zupełnie inne oblicze. Najczęściej pojawiają się w wizjach i snach, rzadko widoczne są 'na jawie'.

Niektóre, nie posiadają mocy, niektóre zaś mają wielką moc. Każdy ma swoje imię i pewne cechy charakterystyczne, każdy ma jakąś słabość/czy ograniczenie i 'coś', w czym "jest dobry". Na ziemi pozostaną tak długo, jak długo istnieć będzie człowiek.

Chcesz wiedzieć czy upadły anioł jest blisko Ciebie?:
...  będziesz doświadczał licznych wątpliwości,  oraz omdleń.. 

To wszystko 'słyszę' w ułamku sekundy.

Chcę zobaczyć tego anioła z bliska, próbuję wylądować koło niego, choć jest mi trudno. Coś mnie wciąż 'hamuje',
jakiś 'pęd powietrza' wciąż unosi mnie do góry. Dostrzegam, że inna postać, próbuje robić to samo co ja - i robi to efektywnie.
Kiedy ten ktoś, dociera do "anioła", obejmuje go czule. Ja zaś rezygnuję i lecę dalej. Chcę znaleźć 'swojego' anioła.

Ostatnie zdanie słyszę tuż po przebudzeniu, słowa brzmi:ą "Wszystkie istoty stworzone przez Boga, są bardzo ograniczone w swojej wolności". Kolejne słowa: najbliższa Panu jest Pokora, jeżeli pragnie się zbawić dusze innych, trzeba cierpieć, lub należy być wydanym "na pokuszenie". Ofiara jest największa.

Dziwny sen, zważywszy na to, że do katolicyzmu podchodzę jak do jeża...




niedziela, 15 marca 2015

Projekt "HEAVEN"

Wybrałam się na koncert. Było tam sporo studentów i profesorów z mojej uczelni. Stałam z grupką  4chlopaków i pokazywałam im jak się chodzi po suficie. Oni mnie podsadzili na paletę, ja zaś podniosłam ręce do góry a obok nich postawiłam nogi (trzymały się sufitu jak magnes) i puściłam ręce. Zaczęłam chodzić po suficie. Zwróciłam uwagę kilku pań z grona profesorskiego. Widziałam że szepczą pomiędzy sobą.

Kolejna scena, wychodzę z imprezy. Już jest po koncercie, teraz miała nastąpić jakaś oficjalna "impreza", ale nie bardzo mnie to interesowało, więc wyszłam. Jest noc, jestem w mieście, latarnie świecą mocno. Słyszę że zbliża się do mnie grupka mężczyzn, coś do mnie krzyczą i idą coraz szybciej. Zaczynam uciekać. Oni się rozdzielają, na mój trop wpadł tylko jeden z nich. Kiedy rzuca we mnie długim nożem, to zaczynam się bać o swoje życie. Wkraczam w mniej oświetloną uliczkę, jest wąska, pełna ciasno umieszczonych mieszkań. Zauważam w ścianie papierowe pudło/karton. Nie mam czasu do namysłu, wyciągam ten karton i przeciskam się, potem ponownie stawiam pudło na swoje miejsce.

Rozglądam się. Jestem w warsztacie krawieckim. Jest nietypowy, bo wypełniony książkami. Przy maszynie do szycia siedzi Pani z grona profesorskiego. Wita mnie przyjaźnie i nieco dziwi: jak do niej trafiłam? Twierdzi, że dobrze się stało, gdyż właśnie dostała wiadomość, że mój brat potrzebuje pomocy.

Chodzi o tę oficjalną cześć imprezy z której 'się zmylam', dotyczy ona projektu "Heaven".
Mówi, że nie ma czasu na wyjaśnienia i każe iść za sobą.

Jesteśmy w pokoju, jedna ze ścian jest falującą mgiełką. Moim zadaniem jest przekroczyć tę ścianę i "stwarzać świat" swoimi myślami. Kiedy ją przekroczę ścianę, mój brat "dostanie do ręki" coś, co pozwoli mu się wydostać, co mu pomoże. Za każdym razem jest to 'coś' innego, dana osoba ma "wykombinować" co robić, jak wykorzystać tę rzecz, gdzie się udać, jak się wydostać z tego świata...

Kiedy przekraczam tę dziwną materię, przez ułamek sekundy, 'oczyma umysłu'  widzę swojego brata. Ma kłopoty, pojawiłam się w ostatniej chwili. Brat dostaje dwa srebrne jajeczka, wielkości śliwki węgierki i wkłada je sobie do oczu. Jest bezpieczny.

Znajduję się na leśnej ścieżce. 'Przeradzam' ją w szeroką, piaszczystą drogę prowadzi ona do wioski. Zaczynam od czegoś "prostego". Dodatkowe drzewa, "przeniesienie słońca" dokładnie 'nad siebie'. Dom nieopodal. Zaprojektowałam go dokładnie, to niewielki domek z gankiem, tuz obok ogród pełen pachnących kwiatów. Dom widzę tylko z daleka, nie sprawdzam jak wygląda w środku. Decyduję się "stworzyć" coś trudniejszego.

Pragnę mieć pod stopami ocean. Patrzę w dół, mam pod stopami ocean, przez chwilę czuję niepokój (że moje stopy się zanurzą, ja zatonę). Myślę więc, że chcę chodzić po oceanie, jak Jezus chodził po wodzie. Idę, jest to tak fascynujące że idę dosyć długo. Woda jest bardzo czysta, ciemnoniebieska. Chcę bardziej 'spienionej wody' i tak się staje. Po chwili chcę chodzić po plaży, chcę czuć piasek i kamyczki pod stopami. Tak się dzieje. Widzę przed sobą latarnię morką, a w zasadzie 3 latarnie. Dwie mniejsze są poskręcane niczym stare drzewa. Zaś trzecia jest "gruba" i wysoka. Wchodzę do środka. Znam to wnętrze, już tu kiedyś byłam. Na dole jest niewielki przedpokój/salonik z piecem ogrzewającym budynek, są dwa wejścia: do kuchni i głównego salonu. Na górze jest łazienka i 3 sypianie. W piekarniku znajduję wiadomość. To szyfr, wkładam kartkę do kieszeni i wychodzę.

Kolejna scena, jestem z mamą i czekamy na autobus. Podjeżdża niemal natychmiast. Kolejna scena - wysiadamy, to ostatni przystanek. Zaczynam rozmawiać z kierowcą, we śnie mam 19 lat (niedawno zaczęłam studiować), kierowca jest po 40tce. Moja mama już tu kiedyś była i oddala się by "coś sprawdzić". Ja za wdaję się w pogawędkę z kierowcą. Jest bardzo sympatyczny. Przyglądam mu się, ma spore zakola, brązowo-siwe włosy, jest niewysoki i ma "brzuszek", choć jest szczupły. Dowiadują się, że jest sam, nie ma żony ani dziewczyny i całe życie był sam - ale nie czuje się samotny. To wyznanie sprawia że go przytulam. Jego łzy moczą mi koszulkę. Kiedy jesteśmy "na zakręcie" widzę przepiękne, dorodne truskawki. Jest ich tak dużo, że to 'fizycznie' niemożliwe jak na taki krzaczek. Niestety nie zdążyłam żadnej zjeść, wraca mama. Ona teraz gada z kierowcą, ja zaś zauważam biblioteczkę. Mebelek stoi niedaleko owych truskawek, ale kiedy dostrzegam książki - owoce mnie już nie interesują. Przeglądam je, większość jest bardzo stara, to podręczniki szkolne, zeszyty ćwiczeń. Kiedy przeglądam jeden z nich, wydaje się być dziwnie znajomy. Po chwili "odkrywam" że to mój zeszyt ćwiczeń z zerówki. Jestem "pod wrażeniem", już wtedy pięknie pisałam, kolorowałam, rysowałam, odpowiadałam pełnym zdaniem itp.

Mama mnie ponagla, musimy iść. Docieramy do miejsca gdzie gromadzi się bardzo dużo ludzi. Rozdzielam się z mamą. Nie lubię tłumów, więc idę w przeciwnym kierunku. Przed sobą widzę świątynię, prowadzi do niej chyba z milion schodków. W zasadzie nawet nie widać tej świątyni, tylko te schodki, które pną się wysoko do góry. Po bokach stoją rzeźby bogów i bogiń, sfinksy, gargulce i inne zwierzęta mityczne. Przypomina mi się, że jestem tu na misji i mam stwarzać świat. Nie zdążyłam nic zrobić, tuż za sobą usłyszałam 'motory', to moi przyjaciele przybyli mi na ratunek. Jest nawet mój brat. Nie chcę ich pomocy, podoba mi się w tym świecie. Każę im odjechać. Oni włączają się do ruchu, ja zaś spaceruję wzdłuż ulicy i myślę: co teraz? co stworzyć? Budzę się.


niedziela, 1 marca 2015

Sen świadomy

'Zaliczyłam dziś' drzemkę. Maluchy chore, więc dzień był bardziej leniwy.
Żeby trochę pospały, to położyłam się z nimi 'po obiedzie'. Oczywiście ja zasnęłam natychmiast i miałam sen.

Krótki, ale niezwykle wyraźny. "Przebudzam się" w bardzo ciemnym i zimnym pomieszczeniu. Jeszcze przed sekundą, leżałam z dziećmi w łóżku, więc natychmiast orientuję się, że to sen. Zauważam, że jestem u babci, na wsi. Jestem w sieni, za sobą słyszę hałasy, nie chcę by ktoś mnie "nakrył". Chcę jak najszybciej wymknąć się z domu. Podchodzę do drzwi, otwieram je, za nimi są następne drzwi (z mojego starego domu), zaś za nimi jeszcze jedne (białe, balkonowe). Wychodzę. Chłonę wszystko. Jestem na maleńkiej działce pełnej kwiatów, wąska ścieżka prowadzi do otwartej furtki (jest zupełnie inaczej niż u babci). Idę przed siebie, na skórze czuję ciepło słońca, to takie 'majowe słońce'. Jeszcze nie grzeje bardzo mocno, tylko tak przyjemnie. Wieje delikatny, ciepły wiatr. Czuję, że jest mi coraz cieplej. Jestem ubrana w czerwoną, polarową bluzę (ulubiona, intensywnie nosiłam ją w okolicy matury i pierwszego roku studiów). Na plecach mam srebrny plecak Nike (też z tamtego okresu), nawet fryzurę mam taką jak wtedy. Wychodzę za furtkę, mogę skręcić w prawo lub w lewo (prosto jest inna działka). Skręcam w lewo. Jestem na wąskiej ścieżce, widzę dokładnie jak jest "wydeptana", jej brzegi porośnięte są piękną, soczystą, zieloną trawą. Nie uszłam daleko, przede mną znów decyzja, mogę skręcić w prawo lub lewo. Po prawej zauważam mały plac zabaw, zaś nieco dalej kort tenisowy i studnię. Skręcam w prawo, gdy mijam placyk, zauważam tam małego chłopca, na oko ma jakieś 2,5 roku. Ma pucołowate, zaczerwienione policzki, intensywnie 'pracuje' nad budowlą z piasku. Jest tak zaaferowany, że myślę, że mnie nie zauważy, ale kiedy go mijam, patrzy prosto na mnie. Ma duże, niebieskie oczy, takie dziecięce, niewinne spojrzenie. Patrzy zaledwie chwilę, potem wraca do budowy. Idę w stronę kortu. Zastanawiam się czy nie poszybować gdzieś, zobaczyć gdzie jestem "z lotu ptaka", co jest nieco dalej, może jakieś ciekawe miejsce? Już niemal podskakuję, by szybciej oderwać się od ziemi, ale zauważam mały stolik (zaraz przy wejściu na kort), zaś na nim książki. Zerkam na tytuły, może podświadomość chce mi coś przekazać? Widzę 4 książki,  3 z nich są cieniutkie, zaś jedna jest gruba. Biorę tę grubą do ręki, patrzę na okładkę. Jest na niej pajacyk zbudowany z drewnianych klocków, ma czerwoną, trójkątną czapkę, okrągłą buzię, długi nos, niebieskie szorty. Zerkam na tytuł, jest na samym dole strony, z lewej strony i brzmi: "PLANETY S E X U A L N E". Zastanawiam się: dlaczego sexualne przez X i dlaczego takie przerwy pomiędzy literami i dlaczego rysunek pajacyka? Takie połączenie mi nie bardzo pasuje. Otwieram ją na chybił-trafił, bo chcę wiedzieć co jest w środku i budzę się..  Małe wiercipięty nie mogły uleżeć dłużej. Nie wiem jak szybko zasnęłam, raczej dosyć szybko. Położyliśmy się o 15.20, kiedy się obudziłam była 15.40.
Oczywiście dzieci nie zmrużyły oka.

Pierwszy marcowy sen ;)

Idę z Agą wzdłuż drogi. Zepsuł nam się samochód. J., dzieci i bagaże zostały w domu A. (byliśmy w drodze na wakacje), zaś my idziemy pożyczyć samochód od "znajomego" Agnieszki. Dziwnie się idzie po tej ulicy, czuję  nierówności pod stopami.
W końcu zerkam pod nogi. Cała ulica jest usypana  z kamieni szlachetnych, cekinów, szklanych paciorków, mieni się wszelkimi kolorami. Pytam się A. "dlaczego". Okazuje się, że jest to związane z "legendą znad jeziora", które właśnie mijamy po prawej. Od razu zerkam na jezioro, jest przepiękne, właśnie jest zachód słońca i jezioro zalane jest falą światła. W tym jeziorze, mieszkają dwie złote ryby, które czasem wyskakują wysoko i wtedy spełniają życzenia, ale nikt ich nie widział od lat. Cała sytuacja dzieje się 'na zakręcie'. A. nie kończy opowieści, bo spotykamy tego znajomego i on nas prowadzi do swojego domu.

Kolejna scena, jesteśmy u niego. Mieszka w rezydencji i jest przeraźliwie bogaty. Mówi, że nam pomoże. Pokój jest tak duży, że mieści się tam traktor (wszystko dzieje się na wsi), on mówi "Ta, która jest piękniejsza, niech wsiądzie pierwsza". Tak mnie to zaskakuje, że zastygam w bezruchu, A. siada za kierownicę i jedzie po J., dzieci i bagaże. Ja zostaję z nim.

Jest jakoś drętwo, on jest strasznie zdystansowany, ale po jakimś czasie zaczyna nam się dobrze gadać. Okazuje się, że niedawno się zakochał, ale jego wybranka została uduszona linką wędkarską (we śnie widziałam zdjęcie, to była Katie Holmes).

Zbliża się burza, niebo ciemnieje i zbierają się chmury, trochę się boję o J. Dzwonię do niego i przypominam o bagażach ukrytych w kanapie. Właśnie wtedy, gdy kończę rozmawiać, rozlega się grzmot, zaś do pokoju wchodzi siostra "znajomego". Jest niezwykle piękna i bardzo wysoka, ma srebrne włosy ścięte na pazia i szare oczy (miały kolor rtęci). Aż mnie ciarki przeszły jak na mnie spojrzała. Odnoszę wrażanie, że mnie nie lubi, traktuje z dystansem, patrzy "z góry" (to akurat nie tylko wrażenie, a fakt ;)).

Gadamy, choć to ona bardziej drąży i wypytuje. Dowiaduję się kilku rzeczy. Dziewczyna jest czarownicą, taką 'z prawdziwego zdarzenia', to ona maczała palce w tajemniczej śmierci dziewczyny. To ona sprawiła że A. pokochała innego (nie jej brata, bo kiedyś 'mieli się ku sobie'). To ona ma złote ryby z jeziora. Widać, że bardzo kocha brata, ale miłością toksyczną i zaborczą. Stracili rodziców, jako starsza siostra, przejęła rolę matki. Próbuję jej powiedzieć jak to wygląda "z boku", ale nie muszę nic mówić, bo ona zna moje myśli.

Wchodzi jej brat, rozmawiamy we trójkę i napięcie opada. Burza przechodzi bokiem. Plan był taki, że tym ciągnikiem Chłopak zawiezie nas na dworzec, ale on mówi, że odwiezie nas samochodem na nasze wakacje. W tym momencie wchodzi J., oznajmiam mu "dobre wieści" i pytam czy zabrał bagaże z kanapy. Okazało się że nie i od razu zawraca.

Tymczasem ja, mówię że muszę wziąć prysznic, jeszcze zdążę przed powrotem J. Ta siostra do mnie mówi "Jasne, tylko nie zamocz sobie pieluchy" i mruga do mnie. Dziwię się, ale idę. Łazienka jest gigantyczna, ma wielkie lustra aż pod sufit, przeglądam się i już wiem "o co chodzi". Jestem ciemnoskórą staruszką, zmalałam, garbię się. Mam problemy z trzymaniem moczu i noszę pieluchę. Jeszcze przez chwilę czuję się jak 'młoda Ja', tylko wyglądam staro, ale w trakcie rozbierania zaczynam się "czuć" staro. Bolą mnie kości, czuję zmęczenie, nie mogę podnieść rąk do góry, czuję się "jak z krzyża zdjęta". Rozbieram się, została już tylko ta pielucha, patrzę na swój brzuch i piersi, stare, obwisłe, pomarszczone. Patrzę na twarz, oczy jakby 'za mgłą', mam krótkie, bardzo kręcone włosy (wciąż gęste i napawa mnie to dumą). Jestem już tak zmęczona, że rezygnuję z kąpieli. Ubieram się, w kurtce znajduje 200zł, przekładam je do portfela. Zerkam w lustro, już jestem sobą. Okazuje się, że to była tylko iluzja, taki psikus 'starszej siostry'.

Pędzę do nich ile sił, czuję że krew krąży w żyłach coraz szybciej, aż chcę krzyczeć z radości (doceniam to, że znów jestem młoda, silna, zdrowa). Na korytarzu wpadam na "znajomego", wprost w jego ramiona. Przytulam go z całych sił i dziękuję za wszystko, jestem wdzięczna (nawet za spotkanie siostry, która mi wiele uświadomiła). On mówi, że daje nam samochód na wakacje, jak będziemy wracać po nasze auto, to oddamy mu jego.