środa, 31 grudnia 2014

Powroty do domu

Opiekowałam się mieszkaniem cioci (C. już nie żyje, swego czasu spędzaliśmy z rodzicami niemal każdy weekend u niej; gdy byłam mała, to się mną opiekowała np. gdy rodzice byli na jakiejś imprezie/weselu; byłam z nią bardzo zżyta).

Dwie dziewczyny wynajmowały pokój w jej mieszkaniu. Kiedy już mam wyjść, dostaję telefon od hydraulika, że zaraz tam będzie (już od dawna musi coś zrobić, ale nikogo nie może zastać w tym mieszkaniu). Kiedy hydraulik wchodzi, okazuje się, że to mój dawny znajomy i zaczynamy imprezować razem z tymi dziewczynami. Niedługo później wychodzimy (zabieram ze sobą worek ze śmieciami). W drzwiach, natykamy się na ludzi, którzy tam mieszkają (potem okazało się że to znajomi cioci). Oni z początku byli mocno oburzeni, że ktoś jeszcze ma klucze, ale szybko wszystko się wyjaśniło (telefon) i to spotkanie przeradza się w imprezę na korytarzu. Znalazł się tam suto zastawiony stół. Kiedy spojrzałam w prawo, zobaczyłam okno a za nim ławeczkę. Okazało się że jesteśmy w domku jednorodzinnym. Za oknem dostrzegłam X. który półsiedział, półleżał na ławce. Ktoś napomknął by go zaprosić, ale nikt się nie do tego nie kwapił, ja zaś nie chciałam się wyrywać niczym Filip z konopi. Chwilkę później X. był przy stole i zrobiło się wesoło, wszyscy z niego żartowali, bo on zawsze mówi życiu "tak" a w zasadzie, nigdy nie odmawia i nie mówi "nie"). Dostałam telefon, że mam wracać do domu. Chwilkę później, znów byłam pod blokiem cioci i skierowałam swe kroki w stronę domu.

Kolejna scena, jestem w domu. Listonosz miał dla mnie paczkę, ale nieco się spóźniłam i ta paczuszka czeka już na mnie na poczcie. Są dwie drogi które tam prowadzą, jedna standardowa - chodnikiem, druga ciągiem podziemnych przejść (wejście jest pod krzakiem niebieskich róż). Próbuję się przedostać tym drugim przejściem (jest znacznie szybciej), ale mama niedawno przesadzała tam kwiaty, coś jest "nie tak", bo nawet stopy nie mogę tam wcisnąć. Decyduję się pójść chodnikiem, ale na pocztę nie docieram. Po drodze spotykam znajomego, który mnie do siebie zaprasza i idziemy do niego.

Scena później, on już jest moim chłopakiem*, ja zaś nie mam jeszcze 18 lat i niczym Kopciuszek, muszę być w domu przed północą. Początkowo on mnie odprowadza, ale któregoś dnia  - nie może. Odkrywam, że do swojego domu mogę przebiec (mieszkamy na przeciwległych krańcach miasta), od tego czasu "odprowadzam się sama" i staję się Szybkobiegaczem. Kocham te momenty w których mknę przez uśpione miasto, dookoła mnie jest czarna noc, pod skórą czuję adrenalinę. Dopiero wtedy "odżywam". Bardzo szybko ten moment "powrotu," dużo bardziej mi się podoba niż "chodzenie z chłopakiem". Któregoś dnia "oświeca mnie", że chodzę z nim tylko dla tych "nocnych powrotów".

* ten znajomy z którym potem chodziłam (nazwijmy go MCM), niegdyś totalnie ześwirował na moim punkcie, rzeczywiście mieszka na drugim końcu miasta. Swego czasu był u mnie co dzień, ale zawsze traktowałam go po macoszemu, być może dlatego, że był na każde moje machnięcie ręki a jak wiadomo coś, co nam przychodzi łatwo i jest nam podane na tacy - nie zawsze jest przez nas doceniane.. ech, młodość, teraz zapewne doceniłabym tę znajomość ;)



poniedziałek, 29 grudnia 2014

Sen o odwyku

Jestem opiekunką dwóch przesłodkich kociaków. Dbam o nie i pielęgnuję, ale one coraz częściej chadzają własnymi drogami. Trudno mi się pogodzić z ich niezależnością, ale bywają momenty że kotki mnie potrzebują, wskakują mi wtedy na kolana i tulą się do mnie. Te momenty sprawiają, że moja "misja" wydaje mi się ważna, to do mnie należy: dać im swój czas, jedzenie, poczucie bezpieczeństwa, prawdziwy dom, ale również pozwolić na odrobinkę swobody/niezależności. W każdym razie, chadzam sobie ze swoimi dwoma kotami po mieście, gdyż- szuka mnie mąż i najbliżsi, bo dostałam "różowy list".

Ja z jakiegoś powodu nie chcę go otwierać i jestem w ciągłym ruchu, wciąż się przemieszczam z miejsca na miejsce. W końcu docieram do starej kryjówki "za ścianą", gdzie napotykam znajomych ze studiów (z resocjalizacji). Gdy tak gadamy, moje koty gdzieś się oddalają, zaś mnie odnajduje mąż i rodzina.

Kolejna scena, jestem w budynku. Widzę wejście na oddział, ale od razu kieruję się na dół (piwnica), jest tam kawiarenka, stołówka, świetlica, pokój filmowy.. znam te pomieszczenia. Wchodzę do kawiarni, można tam kupić coś słodkiego i ciepłego do picia. Pani za ladą od razu mnie rozpoznaje (zresztą ja ją też) i mówi że mam u niej dług (co mnie trochę zaniepokoiło) i wyciąga rachunek a tam dopisek i informacją o niezapłaconych 2zł ;) Idę zwiedzać stare kąty, znów mijam wejście na oddział (czyli sypialnie), ale przechodzę na najwyższe piętro (terapia grupowa i indywidualna), zaglądam do sali gdzie jest terapia poprzez sztukę: rysunek/malarstwo, ale nikogo nie rozpoznaję (nikogo z ludzi, nawet wykładowcy). Za to moją uwagę przykuwają obrazy, przyglądam się im długo, tym razem tematem było użycie tylko dwóch kolorów: czerwieni i niebieskiego (zaś narysować można było wszystko, widzę twarze, pejzaże, same kolory które się przenikają, drzewo itp). Prace są przeróżne, ale tylko w tych dwóch kolorach, co daje niesamowity efekt. Kiedy odwracam się by iść dalej, wpadam na X. Tez chce iść na odwyk. Okazuje się, że już tu razem byliśmy i to aż 2x (wynika to z kontekstu rozmowy, zaś mi się "przypomina" w trakcie rozmowy).

W tym momencie podchodzi mój mąż i wyciąga różowy list (zaproszenie na odwyk). Tłumaczę X. że jesteśmy tu dobrowolnie i nie musimy tego robić po raz 3, tym bardziej że 4 wizyta na oddziale nie jest już dobrowolna, dostajemy wtedy fioletowy list i "musimy iść" na odwyk. X. mówi że sam nie wie (nie jest pewien czy iść), ale "nie da rady wytrzymać" i jednak się zdecyduje. Schodzimy na dół, oddaję dług, okazuje się że miesięczne wyżywienie będzie kosztować "od teraz" ponad 3 tysiące (Pani do mnie mruga i mów, że jak dla mnie "za darmo, po starej znajomości"). Wracam do X. i mówię mu o "dużych kosztach" tego odwyku, ale on jest zdecydowany i mówi: Ola, któreś z nas musi, ja to zrobię."

W zasadzie tak się kończy sen, ja odchodzę z J. Jeszcze zostajemy na odsłonięciu jakiegoś gigantycznego obrazu (dosłownie, jesteśmy w galerii i jeden z obrazów jest zakryty czerwonym płótnem). Obraz przedstawia kłębiące się kolory, niczym wiry, tornada, spirale, w górze kolory wyglądają jak dym co pnie się ku niebu. Tonacja (od dołu) to czerwień, pomarańcz i złoto przechodzące w krem. Chwilę później odchodzimy.

Jak widać sporo kolorów w tym śnie. Mam wrażenie że najważniejszy to fiolet. (niebieski i czerwień tworzą fiolet)
Koty to zapewne moje dzieci ;)

czwartek, 18 grudnia 2014

Sny z ostatnich dni

Sny z ostatnich dni:

1.
Ja i mąż, w naszym obecnym domu, ale jest jakoś inaczej (np. nie mieszkamy na 3 piętrze, tylko na parterze). Jest poranek, śpieszymy się do pracy, dzieci do szkoły. Mąż czule mnie całuje na "do widzenia" (zwykle wychodzi ciut wcześniej), wygląda trochę jak mnich (dłuższe brąz włosy, broda, zaokrąglony brzuszek). Chwilkę później dzwoni alarm i już naprawdę wstajemy.

2.
Mój stary dom, mama wraca z sanatorium i mówi że od teraz "wprowadza zmiany". Nad zadaszeniem ganku mieszka pająk, mama nazywa go Pająkiem Śmierci i chce się go pozbyć. Mówi że przez niego "jest źle". Ja mam złe przeczucia co do pozbycia się tego pająka i proszę mamę by go nie wyrzucała. Ona nie słucha tylko sięga po pająka, jest duży, zrywa go razem z jego pajęczyną i próbuje wyrzucić, ale on trzyma się jak rzep jej ręki. W końcu zahacza nim o mój rękaw i pająk odczepia się od niej, dotyka mnie, ale spada na schody. Strasznie żal mi tego pająka. Jeszcze tego samego dnia ktoś nam bliski umiera, zaś dziewczynka która widzę w pokoju, dostaje ataku psychotycznego. Cały czas wraca do mnie myśl, że ten pająk nas chronił od tego typu zdarzeń.

3.
Budzę się w nocy, jest 1.50 a mąż jeszcze siedzi przed kompem i mówi do mnie "ale jestem głodny, zjadłbym frytki". Chwilę później obudziłam się naprawdę, mąż siedzi przed kompem, spoglądam na zegarek i jest 1.55, ;)

4.
Mój stary dom, jestem w kuchni, otwieram okno, czuję że wpada zimne powietrze.
(Ciekawe, bo mąż na chwilę przed moim przebudzeniem - otworzył okno - naprawdę wpadło chłodne powietrze ;P)

5.
Przeglądam Facebook. A tam K. bombarduje mnie zdjęciami ciast. To zawsze to samo ciasto, ale różne zdjęcia (jakby robione z innego ujęcia, w różnej scenerii, raz z bliska, raz z daleka, pod innym kątem itp). Ciasto składa się z 3 warstw: biszkopt, śmietana i czerwona galaretka z truskawkami. Obok ciacha są wysokie kieliszki z szampanem (dobrze widoczne bąbelki). Mam wrażenie że te zdjęcia do zaproszenie do czegoś.
* K. to jeden z niewielu chłopaków którzy mi się kiedyś podobali, czasem czytam jego wywody na fejsie, to trochę geek, jak go poznałam to był nieśmiałym chudzinką i wciąż chodził w tym samym swetrze, niezwykle inteligenty, pozytywnie zakręcony, spotykaliśmy się wielokrotnie ale... niedługo potem poznałam J. - i cały świat zniknął bo J. stał się światem, zaś K. odszedł w zapomnienie..


wtorek, 16 grudnia 2014

Narysuj górnika

"Jak to sobie" moje dzieci wyobrażają...
Acha, rysunek  w ramach zajęć lekcyjnych :)

Syn, lat 9


Córeczka, lat 7:


sobota, 6 grudnia 2014

Sen świadomy

Miałam sen świadomy. Obudziłam się w nim "od tak", co zdarza mi się niezwykle rzadko. Zaczęłam stwarzać światy: Sahara, ocean, najwyższe góry, śnieżnobiały biegun, prastary las, taras "z widokiem", Nowy York, taras z widokiem na ocean (był niewielki, bardziej jak duży balkon), więc  po chwili pomyślałam że chcę zobaczyć gigantyczny taras z widokiem na ocean a potem dom na oceanie ;)

Stwarzałam Te miejsca tak szybko, że niemal się sama w tym pogubiłam. Pomyślałam więc "skraj lasu" i znalazłam się na ścieżce prowadzącej do lasu. Obok przechodziła rodzina: mężczyzna, jego żona i dwójka dzieci. Zauważyłam że po prawej stronie "stworzył się" cmentarz i wyrosła wielka ściana. Okazało się że to zrobił owy mężczyzna. Usłyszałam jego myśli. Podszedł do mnie i powitał, mówił, że niezwykle rzadko można spotkać "przebudzonego" we śnie. Powiedział że w tej krainie nazywają nas DULA (takie długi uu, brzmiało jak dhuuula) lub DASHA. Twierdził że należymy do dzieci półkrwi, zwane Dziećmi Półcienia lub "Szarymi dziećmi", one mogą przenikać "pomiędzy granicami". Biada tym, którzy zostaną dostrzeżeni przez Poszukiwaczy ze świata snu. Oni nas zabijają i sen świadomy się kończy a dążą do tego, by odebrać nam nasz dar śnienia.

Sen był naprawdę niezwykły (wszystkie miejsca które widziałam zapierały dech w  piersiach), pod koniec rozmowy z mężczyzną zmienia się krajobraz, teraz jesteśmy na wybrzeżu. Rodzina się oddala, niedaleko stoi statek (piracki), słychać tam muzykę, śpiewy, jest zabawa. Czuję, że coś jest "nie tak" i stałam się niewidzialna. Jedna z kobiet mnie potrąca i krzyczy do innych że "ktoś tu jest". Uciekam, ale mój świadomy sen się kończy i zmienia w zwykły.