Pytanie zadane przed snem.
Wizje przed snem:
Tuż przed snem, widzę świeczkę, która się pali-słyszę „pomaga”, chwilę potem widzę kolory: bladoniebieski i biały, takie połączone lodowych kolorów i słyszę szepty, wiele różnych szeptów i nie rozumiem co mówią, ale da się rozróżnić, że mówią to różne osoby, w różnym wieku, różne płcie itd., widzę koronę cierniową, i widzę piłę, czyli SAW, a Saw to widzieć w czasie przeszłym, być może te dusze coś słyszą i widzą? See to widzieć, ale też rozumieć, zrozumieć, doświadczać (dusze doświadczają cierpienia umysłem- korona cierniowa), w staro angielski „see” to „ujrzeć w imaginacji lub we śnie”, widzę widły/trójząb i wiem (po prostu wiem), że to 3 ścieżki nowej drogi życia, co najmniej 3 potencjalne scenariusze powrotu na ziemię i żadna z nich nie jest samobójstwem, samobójstwo to ostateczność, ta rękojeść wideł (dłuższa, krótsza), która ciągnie w dół i dusza nigdy nie rozważa drogi samobójczej przychodząc jeszcze raz na świat. Trójząb kojarzy mi się z Posejdonem, czyli wodą (oczyszczeniem, leczeniem), oceanem, „środkowym światem” czyli czyściec, bo powietrze to niebo, zaś ziemia piekło.
Sen:
Jestem w budynku, jest pusty i ograniczony, choć przeogromny i wydaje się nie mieć końca. Praktycznie cały składa się ze ścian i wielkich, pootwieranych okien, z żelaznymi kratami. Sen zaczyna się, gdy już jakiś czas chodzę po budynku i przymykam okna, by nie wpadało lodowate zimno. To syzyfowa praca, gdyż wiatr z zewnątrz wciąż te okna otwiera. Zimno jest przejmujące do szpiku kości. Za oknami jest wiele innych, podobnych budynków. Jestem sama, ale wiem, że można tu natknąć się na inne dusze, są ich 2 rodzaje. W tym miejscu, są dusze osób, które targnęły się na swój życie, jak i dusze osób, które odebrały życie innym.
Można się przemieszczać i chodzić gdzie się chce, ale ja już chodzę długo i natykam się na puste, zimne, głuche pokoje i długie korytarze. Czasami można natknąć się na inne dusze, ale to nic nie ułatwia. Dusze są tak zagubione i „w swoim świecie”, że spotkanie z nimi, nie daje ukojenia, nie jest im nawet cieplej, gdy trzymają się blisko (raz widzę „korowód dusz” niczym z baśni Grimm o Złotej Gęsi) . Dostaję informację, że uczucie ciepła/światła, zwiększa się z czasem, musi minąć czas, bardzo dużo czasu (zapewne ludzkiego).. każda świeczka zapalona w intencji, daje duszom ciepło, każda myśl ogrzewa, tak, słyszę że wystarczy wspomnieć osobę w myślach i ona czuje się odrobinkę lepiej, nabiera sił.
Wspomnienia, myśli, modlitwy o tych osobach, mają olbrzymie znaczenie. Szczególnie modlitwy na mszy, gdzie ksiądz wspomina kogoś "z imienia i nazwiska" i cały kościół modli się wspólnie (nie chodzi o samą mszę, ale o ilość ludzi która „myśli” o danej osobie). W pewnym momencie robię w tył zwrot, zawracam i schodzę w dół. Na górze i na dole budynku, są drzwi, zamknięte, ale otwarte (nie są zamknięte na klucz, ale ogólnie są zamknięte). Obok drzwi siedzi strażnik, to nie żaden diabeł, tylko inna pokutująca dusza ludzka. To jest jej bardzo specyficzna kara (niestety nie wiem za co). Tam gdzie jest strażnik, jest odrobinę cieplej i zawsze można wyjść, ale nikt nie wychodzi, bo na zewnątrz jest okrutnie zimno.
Nowe dusze, pojawiają się w pustych pokojach w budynku i zanim z niego wyjdą, mija naprawdę wiele czasu. Dobrze by dusza znalazła w sobie siłę, by wyjść z pokoju i zacząć się przemieszczać, wtedy ma lepsze perspektywy.
Tuż obok strażników, stoi łóżko
porodowe. Wystarczy się na nim usadowić, ustalić drogi kolejnego życia i wrócić
na ziemię. Dostałam też informację, że każda dusza po samobójstwie, traci
część „blasku bożej iskry” i zostaje
naznaczona, coś jak piętno Kaina. Za każdym razem, po samobójstwie/zabójstwie
ślad się pogłębia (nie powiększa, a pogłębia) i znacznie trudniej jest wtedy
wybrać inną drogę. Co ciekawe, obok łóżka porodowego dla duszy, jest też łóżko
porodowe dla strażnika, gdy dusza samobójcy/mordercy wdrapuje się na łózko
(jest potężne i bardzo wysokie), strażnik w tym momencie dostaje szansę powrotu
na ziemię. Niektóre dusze nie decydują się wsiąść na łózko, niektóre bardzo
chcą, ale nie docierają do strażników, niektóre błądzą latami po korytarzach zaś
niektóre nie mają sił, by wyjść z pokoju.
To nie jest kara nałożona przez kogoś/coś, wiele zależy od czasu, innych ludzi (ich wspomnień, myśli) i samej duszy, od jej ogólnej kondycji, sił, to samoukaranie mentalne (korona cierniowa).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz