Składał się z trzech części:
1. Śniło mi się, że byłam w dużym, pięknym domu - możliwe, że jakiś dworek. Pokoje przestronne i urządzone z przepychem, jak nie z tej epoki, bogato wyposażony. Jestem tam z trzema przyjaciółkami, to na pewno była inna epoka, bo te moje koleżanki ubrane są w piękne balowe suknie. Jest dzień i bawimy się w "łapanie duchów". Ja wiem, że widzę więcej niż one, bo widzę jakieś cienie przemykające się po domu.
2. Następna scena. Jestem z przyjaciółmi w malutkim , drewnianym domku. Jest Sylwester, wszyscy się super bawią, ja czuję dziwny niepokój. Wychodzę na zewnątrz, domek jest w gęstym, ciemnym i starym lesie, jest zimno. Widzę chłopca - na oko z 5-6 lat, ubrany "nie zimowo", bo ma koszulkę z krótkimi rękawkami, oliwkowe szorty i skarpetki prawie do kolan. Jest taki smutny i dziwny, zaczynam się bać. On wciąż bardzo powoli się zbliża, ja nagle Wiem co mam robić i mówię do niego "Podejdź, uwolnię cię".. potem wszystko dzieje się w ułamku sekund, wyciągam ręce prosto przed siebie i kiedy tylko on ich dotyka swym ciałem, ja przejmuję jego ból na krótką chwilę a on znika.
3. Megadziwny, jestem sobą i przeglądam się w lustrze, wyrosły mi dwie dodatkowe ręce na szyi, takie króciutkie i uczę się je kontrolować... na początku żyją swoim własnym życiem a potem robią co chcę..
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz